• Teść właściciela Tesli poruszył dwukrotnie dźwignią w Modelu 3 i aktywował dwie funkcje, które nie były wykupione
  • Tesla bez żadnej prośby o potwierdzenie wyboru pobrała z karty kredytowej klienta równowartość ok. 55 tys. zł
  • Wyposażenie oferowane "na żądanie" to nowy sposób producentów na dodatkowy zarobek po sprzedaży auta

Na czym zarabiają dziś producenci samochodów? Na ich sprzedaży? Też, ale wciąż niezwykle ważnym źródłem dochodu jest serwis, a ostatnio coraz bardziej popularne stają się subskrypcje. Poprzez abonament można finansować już nie tylko cały samochód, ale nawet poszczególne elementy wyposażenia.

Przykłady? Niech będą nimi nawigacja w Audi, "bardziej skrętna" tylna oś w Mercedesie Klasy S czy podgrzewane fotele w BMW. W zależności od rynku subskrypcję można wykupić np. na miesiąc, kwartał, rok lub dożywotnio. Klientom pozwala to na późniejsze podjęcie decyzji o zakupie wyposażenia opcjonalnego albo korzystanie z niego tylko w tym okresie, kiedy dana funkcja jest potrzebna. Nie zmienia to jednak faktu, że dodatkowej opłaty wymagają elementy, które... są już na pokładzie auta.

Full-Self Driving na żądanie

Nowa metoda zarabiania pieniędzy stosowana przez producentów jest kontrowersyjna (dlaczego mam płacić za coś, co już zostało zamontowane?). Dla niektórych ma jednak plus – pozwala obniżyć koszt zakupu auta przez klientów, którzy nie potrzebują dostępu do wszystkich funkcji. Albo tak im się tylko wydaje w momencie podpisywania umowy, bo i tak dopłacą za nie później.

Przeczytaj także: Czy to już czas na elektryczne auto używane?

Dominic Preuss, właściciel Modelu 3, skorzystał z tej możliwości i nie zamówił dostępu ani do Autopilota, ani bardziej rozbudowanej funkcji Full-Self Driving. Autopilot to w zasadzie tylko inteligentny tempomat z asystentem pasa ruchu. Resztę "roboty" w trakcie samoczynnej jazdy wykonuje system FSD (rozpoznawanie świateł i znaków, samodzielna zmiana pasów, funkcja wyjazdu z parkingu bez kierowcy itp.).

Problem pojawił się, gdy mężczyzna przekazał samochód teściowi, a ten przez przypadek aktywował podczas jazdy wymienione powyżej funkcje, poruszając dwukrotnie dźwignią do zmiany kierunku jazdy. Co zrobiła Tesla? Automatycznie pobrała 13 tys. dol. z podpiętej do konta użytkownika karty. Wliczając miejscowe podatki, było to dokładnie 14 186 dol.

Można tylko sobie wyobrazić zdumienie człowieka, który nagle stał się uboższy o prawie 55 tys. zł, choć nie miał na to żadnego wpływu. Nie wyskoczyło mu żadne okienko z prośbą o akceptację kosztu zakupu – ani w aplikacji Tesli, ani w samochodzie, jeśli wierzyć teściowi. Karta była podpięta ze względu na łatwiejszy sposób rozliczania poboru energii z Superchargerów Tesli.

Tesla zwróciła pieniądze

Finał tej historii jest jednak szczęśliwy. Firma Elona Muska oddała właścicielowi auta pobrane bez potwierdzenia środki, a Dominic Preuss twierdzi, że wciąż kocha swój Model 3. Docenia też szybką reakcję Tesli. Mimo to sytuacja, która mu się przydarzyła, jest dość niepokojąca. Udowadnia bowiem, że dziś naprawdę łatwo można stracić sporo pieniędzy bez wyrażenia na to zgody.

Jeśli oferowany na razie tylko przez marki premium system subskrypcji przyjmie się na rynku, w przyszłości taki scenariusz będzie jeszcze bardziej prawdopodobny. Już teraz w Tesli można zwiększyć na jakiś czas zasięg lub osiągi (krótszy sprint do "setki"). Dobrze, że nie aktywuje się tych funkcji np. podwójnym muśnięciem pedału przyspieszenia...