Brytyjski rząd ograniczył budżety na utrzymanie sieci fotoradarów i zakup kolejnych urządzeń, by skłonić gminy do kontrolowania sytuacji na drogach także przy pomocy innych metod. Decyzja spowodowała wyłączenie części urządzeń do automatycznego pomiaru prędkości. Zwolennicy wyłączenia fotoradrów przekonywali, że nie wpłynie to na poziom bezpieczeństwa.

Rzeczywistość wygląda inaczej. Po drodze A44 Woodstock Road kierowcy pędzą z prędkością znacznie wyższą od dopuszczalnej jazdy - informuje Mark Hughes z serwisu independent.co.uk. Wcześniej do naciskania gazu zniechęcały ich nie tylko mandaty, ale również punkty karne i związana z nimi wizja utraty prawa.

Liczba osób przekraczających dozwoloną prędkość znacznie wzrosła, gdy kilka dni temu władze hrabstwa Oxfordshire ogłosiły, że wyłączają wszystkie fotoradary.

W dwóch fotoradach pozostawiono jednak kliszę na pięciodniowy okres próbny - informuje serwis independent.co.uk. Kierowcy nieświadomie przejeżdżali z nadmierną prędkością koło aktywnych urządzeń. Nie muszą obawiać się kary, jednak eksperyment dowiódł, że fotoradary wymuszały stosowanie się do ograniczeń prędkości.

Na Woodstock Road, gdzie obowiązuje limit 30 mil/h (48 km/h) 110 kierowców jechało powyżej 35 mil/h (58 km/h). Oznacza to, że wiadomość o wyłączeniu fotoradarów tylko na jednym odcinku drogi zwiększyła liczbę wykroczeń o 18 proc. Z brytyjskich analiz wynika, że zamontowanie fotoradaru przynosi 42-procentowy spadek tragicznych wypadków w danym punkcie trasy.

Powodem do dyskusji społecznej na temat słuszności rozbudowy sieci fotoradarów, był jej szczególnie intensywny rozwój w ostatnich latach. Osiągnięto poziom sześciu tysięcy aktywnych fotoradarów, co oznacza, że w Wielkiej Brytanii jest ich 24 razy więcej niż w Polsce.