Dyskusja na temat potrzeby regularnej wymiany oleju w silniku rozgorzała w polskim internecie jakiś czas temu. Jednym z najważniejszych zapalników stała się wypowiedź emerytowanego dyrektora holenderskiego oddziału firmy produkującej oleje, który zdecydował się wystąpić przeciwko tzw. "mafii wymieniaczy olejów". O co chodzi? Henk de Groot twierdzi, że jego wieloletnie badania wyraźnie wskazują, iż częsta wymiana smarowideł szkodzi silnikom i w nieuzasadniony sposób obciąża środowisko. Jakie podał dowody na poparcie tezy?

Sadza: najlepszy uszlachetniacz?

Podczas eksploatacji auta w oleju zbierają się cząsteczki sadzy. Smolista substancja zdaniem producentów motoryzacyjnych jest groźnym odpadkiem, a zdaniem Holendra sama w sobie świetnie smaruje elementy silnika. Oznacza to mniej więcej tyle, że dodana do oleju poprawia jego właściwości, co z kolei odbija się na zwiększeniu możliwości jednostki napędowej i wydłużeniu jej żywotności. Ponieważ używane smarowidło z zawartością sadzy jest jak najbardziej pełnowartościowe, de Groot nazywa regularną wymianę najnormalniejszym w świecie marnotrawstwem i bezsensem.

Oprócz racjonalnych tłumaczeń Holender powołuje się na prywatne doświadczenia. Twierdzi bowiem, że swoim autem pokonał już 350 tysięcy kilometrów bez wymiany oleju. W samochodzie jego żony smarowidło było ostatni raz zmienione 20 lat temu. W tym czasie eksploatacja nie ujawniła żadnych, negatywnych skutków, a przyniosła jedynie spore oszczędności i wymierne korzyści dla środowiska naturalnego. Henk de Groot dodaje, że do utrzymania silnika we właściwej kondycji wystarczy kontrola ubytków oleju i ich uzupełnianie. Konieczna jest również wymiana filtra olejowego, który zatrzymuje opiłki metali i inne zanieczyszczenia.

Argumenty wysunięte przez byłego dyrektora zdają się przemawiać do sporej rzeszy internautów. Opinie zwolenników dzielą się na dwa typy. Część z nich idąc za ustaleniami Holendra zauważa, że po każdorazowej zmianie oleju, możliwości ich auta rzeczywiście maleją. Silnik podczas przyspieszania zdaje się być mułowaty i pozbawiony jakiejś części mocy. Osiągi wracają do normy dopiero w kilka tygodni po wymianie. Druga grupa sympatyków podobnie jak de Groot twierdzi, że nie zmienia oleju w aucie i mimo wieloletniej eksploatacji fakt ten nie wpłynął na powstanie żadnej awarii.

A co z wilgocią i osadami?

Oczywiście w dyskusji nie brakuje głosów polemizujących ze stanowiskiem przedstawionym przez Holendra. Przeciwnicy skupiają się przede wszystkim na dwóch argumentach. Po pierwsze stary olej silnikowy zaczyna wchłaniać wilgoć, która zmienia jego skład i gęstość. Tym samym smarowidło nie jest w stanie właściwie chłodzić bloku jednostki napędowej, odpowiednio neutralizować kwasowych substancji powstających w wyniku procesu spalania i ostatecznie nie zapewnia wystarczającej ochrony metalowym częściom. Skutkiem długofalowej eksploatacji oleju poddanego działaniu wilgoci jest szybkie zniszczenie elementów bloku silnika. A to nierzadko prowadzi do zatarcia.

Kolejny z kontrargumentów dotyczy tematu zanieczyszczeń. Otóż smarowidła silnikowe mają nie tylko redukować mechaniczne tarcie, ale również muszą utrzymywać wnętrze bloku silnika w czystości. Niestety pod wpływem czynników eksploatacyjnych po pewnym czasie poziom zanieczyszczenia oleju staje się wysoki, a dodatki uszlachetniające tracą właściwości. W efekcie smarowidło przestaje zbierać osady, opiłki i nagary oraz czasami zaczyna gęstnieć. W skrajnym przypadku brudy zatkają jedną z arterii magistrali olejowej, a zużyty olej zmieni się w czarną maź, którą niezwykle ciężko usunąć z silnika.

Bez wątpienia zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy teorii Holendra mają swoje racje. Postanowiliśmy jednak nie rozstrzygać sporu. W ten sposób w zaciszu własnego sumienia możecie ocenić czy wymóg wymiany oleju jest kolejnym przykładem zmowy milczenia, czy raczej dogmatem, który powinien obowiązywać każdego z kierowców. A więc po której stronie barykady stajecie?