• Gosia Rdest zaczynała karierę sportową na gokartach, mając 15 lat. Zew do sportów motorowych poczuła jednak kilka lat wcześniej. Dzisiaj startuje w prestiżowych zawodach Alpine Elf Europa Cup
  • Początki jej pasji było widać już w dzieciństwie. Chociaż bawiła się też lalkami, z zabawek najbardziej zapadł jej w pamięć zestaw klocków LEGO Technic podarowany przez chrzestnego
  • Przez dwa lata pracy w Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) Gosia Rdest prowadziła projekty (np. "Girls on Track" i "Rising Stars") mające rozbudzić miłość do sportów motorowych u młodych dziewczynek z całego świata

Wolisz być nazywaną kierowcą wyścigowym czy kierowczynią wyścigową?

[Śmiech]. Forma "kierowczyni" jeszcze nie jest spopularyzowana, więc jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie kierowca wyścigowy! Nie jestem na tym punkcie w żaden sposób przewrażliwiona i nie mam z tym problemu. Ludzie próbowali już kiedyś z “kierownicą” i naprawdę różnymi formami – bardziej i mniej trafnymi, ale często zaskakującymi. Ja jestem kierowcą wyścigowym i czuję się z tym dobrze.

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest

Kiedy odkryłaś pasję do sportów motorowych?

"Zajawka" związania z motorsportem przyszła do mnie, gdy miałam 12 lat. Nie była to jednak pasja nakierowana na całą motoryzację, ale na zawody kartingowe. Mojej rodzinie, którą bardzo kocham i szanuję, nie było nigdy blisko do motoryzacji. Do sportów tak, ale raczej w kontekście biegania czy siłowni. Z wyścigami nikt z mojego domu nie miał nigdy nic wspólnego.

To jak to się zaczęło?

W zasadzie... z przypadku [śmiech]! Mój tata został zaproszony na gokarty podczas eventu firmy partnerskiej i tak mu się to spodobało, że chciał się tym podzielić ze mną. Ja połknęłam bakcyla jeszcze bardziej, więc po wybraniu się na gokarty zaczęłam guglować, wyszperałam informacje o słynnym wówczas torze kartingowym Imola, poczytałam o Karolu Baszu, wtedy utalentowanym kierowcy kartingowym, który poszedł w ślady Kubicy i dołączyłam do ferajny "ścigantów", mając 15 lat. Czyli dość późno, bo rywalizowałam z chłopakami będącymi już weteranami kartingu, bo mieli na koncie 10 lat doświadczenia. Nie zniechęciło mnie to, bo im trudniejszy mam początek, tym bardziej mnie to zagrzewa do walki.

Czy twoje zabawki zdradzały, w jakim kierunku się rozwijasz?

Trochę tak, bo pamiętam, że zabawką, której poświęcałam naprawdę dużo czasu, były klocki LEGO Technic. To był zestaw typu trzy w jednym, więc z tych samych części mogłam ułożyć ciężarówkę, wyścigówkę i jeszcze jakiś dziwny pojazd. Dostałam te klocki na urodziny od mojego chrzestnego i to była chyba moja pierwsza styczność z tym światem. Na półkach stały, oczywiście, samochodziki, ale bawiłam się także lalkami. To jednak klocki LEGO wyjątkowo mi zapadł w pamięć.

Chyba z nich nie wyrosłaś, bo nie tak dawno składałaś coś na Twitchu...

Podjęłam wyzwanie i myślałam, że wystarczy jeden stream ze składaniem modelu, ale musiała go ostatecznie podzielić na dwie części. To był zestaw LEGO Ferrari 458 Italia i ostatecznie mi się udało. Ba, poddałam je nawet delikatnym modyfikacjom po obejrzeniu kilku filmików na YouTubie. Tył auta wydawał mi się za bardzo podniesiony, dlatego korzystając z wyobraźni i tych poradników, obniżyłam trochę zawieszenie [śmiech].

Tuning samochodów z klocków LEGO?! To dla mnie nowość!

A widzisz – wszystko można! To była moja druga współczesna przygoda z zestawami LEGO. Wcześniej, niedługo po wybuchu pandemii, składałam Porsche 911 RSR i choć wtedy chciałam podzielić sobie streamowanie na dwa lub trzy dni, Porszaka ułożyłam "od kopa"! Wcześniej nic nie sprawdzałam o zestawie, żeby się nastawiać na żaden czas. Zarwałam nockę, ale byłam niesamowicie dumna, że zrobiłam to za jednym zamachem. Zajęło mi to 12 godzin i udało mi się przewieźć 911 RSR w nienaruszonym stanie, gdy wracałam do Polski po dwóch latach w Szwajcarii.

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest

Czy ojciec dał ci impuls do rozwijania pasji?

Plusem było to, że nigdy mnie nie hamował. Jeśli chodzi o moją pasję, to od samego początku miałam gigantyczne wsparcie rodziców na każdym polu – i mentalnym, i finansowym. Ufundowanie startów w zawodach kartingowych to potężne wyzwanie dla budżetu niejednej rodziny, dlatego bardzo się cieszę, że rodzice mi pomogli w stawianiu pierwszych kroków. "Dowiezione" przeze mnie tytuły i wyniki były potwierdzeniem, że było warto i uznaję je za mój bardzo duży sukces.

Mówisz, że twój tata jest twoim największym fanem. A mama akceptuje wyścigi?

Po moich dwunastu latach spędzonych na torze nie ma wyjścia [śmiech]. Mama wie już, na co mnie stać, a kilka moich torowych kraks pokazało jej, że nie taki diabeł straszny. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, praca wykonana przez FIA i konstruktorów pojazdów wyścigowych jest niewiarygodna. Z takimi zabezpieczeniami naprawdę trudno o wypadek śmiertelny. Ja też nie jestem już pozbawioną świadomości małą Małgosią, która wciska gaz do dechy i jedzie, tylko bardziej świadomą jednostką. Mam poczucie ryzyka, ale też nabite kilometry i bagaż zebranych doświadczeń.

Ścigałaś się w W Series. To już o krok od Formuły 1?

Można tak powiedzieć! Poziom dziewczyn, których całe doświadczenie bazuje na "single-seaterach" [czyt. bolidach], sam buduje renomę tej serii. Jazda na wysokim poziomie jest tu gwarantowana, więc cieszę się, że mam już dwa lata doświadczeń w W Series. Poza tymi zawodami moje "bolidowe" przeżycia były znikome. Jazda w W Series i bycie przez kilka weekendów supportem dla Formuły 1 to coś wyjątkowego.

Widzisz się kiedyś w Formule 1?

Marzyć nikt mi nigdy nie zabroni [śmiech]. Ale wiem też, jakie są realia finansowe i wiekowe w F1. Nawet jeśli start w tych mistrzostwach pozostanie tylko w sferze marzeń, będzie to dla mnie dużą motywacją. Na pewno chciałabym przedtem zaliczyć testy w Formule 2, a potem zastanowić się, co dalej. Jeśli ktoś dałby mi szansę przejechać się bolidem tak po prostu, to na pewno bym skorzystała. Tylko głupiec by tego nie zrobił!

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest

Startujesz też w Alpine Elf Europa Cup. Który klimat bardziej ci odpowiada?

Staram się czerpać taką samą przyjemność ze wszystkiego. To są dwa zupełnie inne pojazdy i dwa różne style jazdy. W jednych i drugich zawodach startuję autami "pędzonymi na tył", ale różniącymi się mocą i aerodynamiką. Jazda bolidem bardzo pomaga w późniejszej jeździe samochodem, ale w drugą stronę to tak nie działa. Bolid uczy cię szacunku do prędkości i wyostrza zmysły – tu błędy są często nie do wyratowania. Większe doświadczenie mam w jeździe samochodami, ale wyciskam jak najwięcej z każdych wyścigów.

Co sprawia ci w nich największą frajdę?

Rywalizacja! To jest coś, co mnie najbardziej kręci. Wyścigi są dla mnie piękne, bo to połączenie pracy zespołowej z wysiłkiem indywidualnym. Najpierw działamy wszyscy razem, aby stworzyć pole do zaistnienia sukcesu, ale potem pracuję na niego już sama, podejmując kluczowe decyzje, i "dowożę" wynik albo nie. Potem jest podsumowanie tych wspólnych i indywidualnych wysiłków. Do tego dochodzi przygotowanie fizyczne, współpraca człowieka z maszyną i interpretacja przepisów. W żadnym innym sporcie kruczki sportowo-prawne nie występują w takiej skali.

Wiesz, co mówisz, bo siedziałaś przecież w strukturze FIA. Co tam robiłaś?

Przez dwa lata byłam koordynatorką światowych projektów związanych z kobietami w motorsporcie. Byłam odpowiedzialna za przeróżne programy kształtujące pasję i miłość do maszyn torowych już u najmłodszych dziewczyn. Przykładem może być projekt "Girls on Track" czy zorganizowany w ramach zawodów ABB Formuły E event dla małych dziewczynek w Chile, dzięki któremu mogły zasiąść za sterami elektrycznego gokarta, poznać podstawowe zasady bezpieczeństwa na torze, stosowane flagi czy nauczyć się pierwszej pomocy.

Widziałaś efekty swojej pracy?

Możliwość obserwowania rodzącej się pasji w oczach tych dziewczyn i radości z każdego słowa wypowiedzianego przeze mnie czy innych kierowców była wyjątkowa. Moim największym sukcesem w tej organizacji był chyba program "Rising Stars", który prowadziłam od podstaw. Dzięki naszym staraniom w 2020 r. mieliśmy pierwszą w historii dziewczynę w juniorskim składzie Ferrari Driving Academy. To bardzo młoda, utalentowana i szybka zawodniczka – Maya Weug. Ten program otworzył furtkę wielu młodym dziewczynom.

Inspirujesz ich bardzo wiele. A kto jest dla ciebie inspiracją?

Dla mnie wzorem do naśladowania jest zdecydowanie Michèle Mouton. To było coś niesamowitego mieć ten ideał i bardzo wyjątkową kobietę w sportach motorowych za szefa przez dwa lata w FIA. Teraz bacznie przyglądam się też poczynaniom Susie Wolff, która kiedyś jeździła na torze, a dziś promuje piastowanie wysokich stanowisk w zespołach sportowych przez kobiety, które też potrafią bardzo dobrze zarządzać. Wyjątkową postacią jest też dla mnie Lewis Hamilton. Utrzymywać się przez tyle lat na topie?! Ktoś oczywiście powie, że Hamilton ma wsparcie i świetny pojazd, ale bolid przecież sam się nie prowadzi. Piątkę moich autorytetów, od których chciałabym wziąć to, co mają najlepszego, zamykają jeszcze Robert Kubica i Ayrton Senna.

Który z ostatnich samochodów najbardziej cię zaskoczył?

To chyba auto, z którego korzystam obecnie – drogowa wersja Alpine A110S. Niezwykle zaskoczyło mnie to, ile torowych wrażeń z jazdy zapewnia "cywilny" samochód. Miałam szansę w bardzo krótkim odstępie jechać wyścigówką po torze Paul Ricard, a potem przewozić też po torze zwycięzców konkursu i partnerów sponsorskich drogowym autem. Jedyne, czego mi brakowało, to wyczynowych hamulców, bo te się trochę zgrzały, jak narzuciłam konkretne tempo [śmiech]. Ta namiastka rzutkiej wyścigówki w cywilnym aucie jest bardzo fajna!

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest

Masz swój ulubiony tor?

To z całą pewnością austriacki Red Bull Ring. Chociaż nie jest specjalnie długi, to bardzo mi odpowiada jego specyfika. Mamy tu i mocne dohamowanie, i dwa szybkie łuki, i jeszcze coś, co uwielbiam – różnicę wzniesień. Jak byliśmy z W Series na testach na torze Zandvoort w Holandii, który jest położony nad samym morzem, to na jednym z takich wzniesień widać piękną panoramę po horyzont. Takie tory sprawiają mi największą frajdę.

Co cię bardziej męczy – przygotowanie do wyścigu czy sam start?

Przygotowania do sezonu męczą mnie bardziej, bo zawsze staram się być przygotowana na 200 proc.! Robię to po to, żeby mieć nadwyżkę mocy i, żeby w konsekwencje wyścigi przeszły gładko z taką rezerwą, która mogłaby się przydać w trudniejszych warunkach pogodowych czy stresowych sytuacjach.

Jak wspominasz współpracę z "Auto Światem"?

Fenomenalnie! To był piękny okres w moim życiu. Podobały mi się i testy samochodów, i współpraca z Szymonem Sołtysikiem czy ze Szczepanem Mroczkiem. Były świetne lokalizacje i grupa producencka, z którą realizowaliśmy "Auto Świat: GO!". Najbardziej cieszyła mnie chyba możliwość jeżdżenia tak różnymi autami w tak krótkich odstępach czasowych. Miałam dużą frajdę także z wożenia naszych VIP-ów na prawym siedzeniu. Byłam zaskoczona, że nawet jazda cywilnym samochodem może wywołać w nich takie poczucie dyskomfortu! Bardzo mnie to bawiło.

Co było/jest największym wyzwaniem dla ciebie? Tylko nie mów, że planowanie ślubu!

To na pewno! Cały czas jestem jeszcze przed magicznym dniem, który pewnie odmieni moje życie [śmiech]. To dobry życiowy "challenge", ale największym wyzwaniem było dla mnie uporanie się z kontuzją, która wyłączyła mnie z rywalizacji na wysokim poziomie. To wydarzyło się w 2017 r., jak złamałam sobie nogę w wyniku uderzenia w bandę na torze Zandvoort. Byłam wtedy osłabiona i wypadłam z procesu treningowego, a to wpłynęło na mój końcowy wynik, a w efekcie przebieg kariery.

Chciałaś kiedyś rzucić to wszystko?

Jeszcze nigdy nie natrafiłam na coś takiego, co by mnie zniechęciło na tyle, żeby rezygnować ze sportowej kariery. Może to dlatego, że kiedy upadam, bardzo szybko się podnoszę. Nie miałam ani przez chwilę wątpliwości, czy warto iść dalej.

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest

Jakie stawiasz sobie cele w tej dalszej drodze?

Na pewno finiszowanie w pierwszej trójce zawodników Alpine Elf Europa Cup. Celuję w to już w tym sezonie, ale nie poddaję się też z promowaniem sportów motorowych wśród kobiet. Marzy mi się, żeby startowało w nich coraz więcej dziewczyn, bo są tego warte i też potrafią jeździć naprawdę szybko. Mam nadzieję, że akcje organizacji i związków będą długofalowe i zmienią trochę rozkład sił. Teraz jest to stosunek 95 do 5. Życzyłabym sobie i innym kobietom, żeby nasz udział wzrósł co najmniej do 20 proc.!

I nie masz na myśli samych kierowców, tylko całe zespoły, prawda?

Kierowców to jest w ogóle tylko jakiś promil w tej całej układance. Dlatego ważne są wszelkiego rodzaju akcje związane z poszukiwaniem inżynierów i reszty kadry zespołów. To już się dzieje, co możemy zaobserwować chociażby na przykładzie Mercedesa i Lewisa Hamiltona, który od wielu lat współpracuje z trenerką fizyczną. Kondycję i formę ma nienaganną! Jak już wspomniałam, mamy też Susie Wolff, szefową Venturi Racing. Jej zespół, w którym kobiety zajmują też inne wysokie stanowiska, świetnie sobie radzi.

Jaką radę dałabyś od siebie małym dziewczynkom i chłopcom?

Może to zabrzmi banalnie, ale że warto marzyć. Od tego naprawdę wszystko się zaczyna. Gdyby nie moje szalone marzenie 15-letniej Gosi, teraz pewnie nie zadawałbyś mi tych pytań! W parze z tymi marzeniami musi iść też ich realizacja i wyznaczanie sobie celów – tu bardzo ważny jest etos ciężkiej pracy. Talentów nie brakuje, ale za wykształceniem w sobie sportowca musi stać naprawdę ogrom pracy. Szczęście sprzyja lepszym, ale tylko tym, którzy marzyli i włożyli wysiłek w realizację swoich snów.

Gosia Rdest Foto: Gosia Rdest
Gosia Rdest