Widząc Rhino na ulicy, zdecydowana większość z nas nazwie ją podrasowanym wózkiem golfowym. Nic bardziej mylnego. To pojazd nie bojący się trudnych warunków terenowych. Tam gdzie nie wjedziemy samochodem off-roadowym, Japonka bez problemów sobie poradzi. Ma stosunkowo mocny silnik i napędy wyciągające ją z poważnych kłopotów. Do tego oferuje niezły komfort i fotele rodem z auta osobowego.

Stylizacja Rhino należy to bardzo nietypowych. Maszyna wygląda jak wspomniany wcześniej wózek golfowy osadzony na terenowych kołach i z osłonami zabezpieczającymi mechanikę rodem z terenówki. Jej konstrukcja nie jest jednak przypadkowa. Widoczny na zdjęciach stan rzeczy wymogło bezpieczeństwo i bezproblemowe pokonywanie wszelkiej maści przeszkód poza drogami utwardzonymi. Tył zaopatrzono w unoszony na siłownikach bagażnik o ładowności 181 kilogramów. W zależności od oczekiwań nabywcy, Yamahę możemy doposażyć w wiele przydatnych akcesoriów. W katalogu producenta znajdziemy wyciągarki, dodatkowe oświetlenie, przednią szybę i szereg innych rzeczy ułatwiających eksploatację w trudnych warunkach. Ich liczbę ogranicza jedynie budżet klienta.

Zaglądając do wnętrza, od razu rzucają się w oczy masywne fotele. Niestety, nie można ich regulować, ale ich umiejscowienie gwarantuje dobrą pozycję za kierownicę i bezproblemowy dostęp do pedałów. Są tylko dwa, bo Rhino wyposażono w automatyczną i bezstopniową skrzynię biegów. Poza tym, kierowca ma do dyspozycji kierownicę i ciekłokrystaliczny wyświetlacz informujący o ilości paliwa w 30-litrowym zbiorniku, przebytym dystansie, czy aktualnej prędkości. Więcej danych nie potrzeba. Poza tym, w kabinie zainstalowano kilka przydatnych rączek. Użyjemy ich podczas jazdy po dużych wybojach, bo oparcia nie zostały zbyt mocno wyprofilowane. Z ratunkiem przychodzą jeszcze pasy bezpieczeństwa i kask, bez którego nie warto wyruszać w drogę. Ten ostatni nie znajduje się na liście standardowych udogodnień.

To co najbardziej cieszy w prezentowanym modelu, to jego zdolności off-roadowe. Początkowo trudno nam było w nie uwierzyć, ale gdy zapuściliśmy się na bezdroża, Rhino skutecznie zamknęła nam usta. Bez włączania blokady napędów i przedniej osi, dzielna Azjatka poradzi sobie w lżejszych warunkach. Do tego, z łatwością przemyka między drzewami niczym o metr krótszy quad. Gorzej, jeśli odległość między nimi jest zbyt mała. Wtedy łatwo utknąć. Uważać też należy na dach przykrywający klatkę bezpieczeństwa oraz gałęzie zaglądające do środka przy szybszej jeździe. Solidne rękawice i okulary w przypadku off-roadowego kasku będą nieodzowne. Chcąc wykorzystać potencjał Yamahy, należy uruchomić przyciskiem tryb 4x4 z możliwością blokady przedniego dyferencjału i niestraszne jej wówczas błotniste podłoże czy głęboki piach. Stalowa płyta chroniąca podwozie umożliwia forsowanie wszelkiej maści przeszkód bez obawy o uszkodzenia. Z uwagi na pół tony masy własnej, warto dociskać mocno gaz, żeby nie ugrzęznąć w zdradliwej kałuży. Mały czołg z niezależnym i regulowanym zawieszeniem dostarczy mnóstwo frajdy amatorom zabaw na bezdrożach. Odpowiednie zestrojenie zapewni należyty komfort, jednak w dynamicznie pokonywanych zakrętach może pojawić się mały problem. Jeżeli za szybko wjedziemy poślizgiem w ciasny łuk, wystąpi ryzyko podniesienia dwóch od wewnętrznej przez wysoko położony środek ciężkości. Nieco gorzej wygląda jazda na asfalcie. Rhino znacznie lepiej czuje się w lesie, z dala od miejskiego zgiełku. Elektroniczna blokada prędkości do 65 km/h i dość głośna jednostka napędowa nie służą aglomeracyjnej eksploatacji. Ponadto, drogowa homologacja jest kosztowna i nie każdemu się przyda.

Na koniec jeszcze kilka słów o silniku. Ulokowano go między fotelami, a przeszczepiono wprost z modelu Grizzly. W chłodniejsze dni będzie nas dogrzewał, gdyż osłona przepuszcza część ciepła. Generuje około 40 koni mechanicznych i w zupełności wystarczy do przepraw przez strumienie i łąki. Jednocylindrowy czterosuwowiec ma 686 centymetrów sześciennych pojemności i chłodzony jest cieczą. Moment obrotowy udostępnia już od najniższych obrotów, ale przy wyższych prędkościach uniemożliwia porozumiewanie się między pasażerami.

Grizzly z najmocniejszym silnikiem zaprzężonym do pracy w prezentowanej Yamasze kosztuje minimum 42 tysiące złotych. Rhino ponad 12 tysięcy więcej, natomiast w widocznej na zdjęciach wersji Sport uszczupli kieszeń potencjalnego nabywcy o kolejne 1700 złotych. Jeśli chcemy jeździć po drogach publicznych, warto zostawić w pogotowiu dodatkowe kilka tysięcy. Poszukując adrenaliny generowanej w bezpieczniejszy sposób niż na typowym quadzie, trafiliście pod właściwy adres. To off-roader z prawdziwego zdarzenia.