- Z klubu wylatuje niewielu, bo sito, przez które trzeba przejść, zanim członkiem klubu się zostanie, jest bardzo gęste. Proces wejścia do klubu MC to maraton, a nie sprint. Wielu odpada w przedbiegach
- Kamizelka klubowa to rzecz święta, a przywiązanie klubów do symboli — wielkie. Z kamizelek można bardzo wiele wyczytać. Znajdujące się na nich naszywki nie są dziełem przypadku
- — Jak się pewnie domyślasz, do klubu nie przyjmiemy członków lub nawet byłych członków służb mundurowych. Mam tu na myśli przede wszystkim tzw. stróżów prawa, natomiast strażacy czy żołnierze są mile widziani — mówi mój rozmówca
Piotr Kozłowski, Auto Świat: Zacznę stereotypowo. Jesteś gotowy?
Piotr Wołkowicki, wiceprezydent klubu Zryw MC Poland: Już się boję. Dawaj.
Ile prawdy jest w tym, że kluby motocyklowe to bandy kryminalistów? To wyłącznie zasługa amerykańskich filmów i słynnego klubu Hells Angels czy jednak jest w tym trochę prawdy? Tylko szczerze.
(Śmiech). To stary tekst. Słyszę go od ludzi, którzy więcej życia widzieli właśnie w telewizji niż na własne oczy. Ja sam jestem prawnikiem, więc daleko mi do kryminalisty (śmiech). Jasne, są kluby, które działają poza prawem, i nikt tu nie będzie udawał, że ich nie ma, ale wrzucanie wszystkich motocyklistów do jednego worka jest zwyczajnie niesprawiedliwe.
W moim klubie są mechanicy, kierowcy ciężarówek, właściciele firm i zwykli goście, którzy po robocie siadają na maszynę, bo to daje im wolność, której nie znajdziesz nigdzie indziej. Może nie jesteśmy aniołkami — potrafimy być głośni, twardzi i nie zawsze chodzimy w garniturach. Ale przestępcy?
Zanim ktoś nazwie nas kryminalistami, niech siądzie z nami przy ognisku, przejedzie parę setek kilometrów i zobaczy, co tak naprawdę znaczy być częścią tej rodziny. Może wtedy zrozumie, że to nie bajka o złych wilkach, tylko o ludziach, którzy wybrali inny styl życia. 26 kwietnia w Otwocku oficjalnie otwieramy sezon motocyklowy. Każdy może się przekonać, jacy z nas kryminaliści (śmiech). Tę imprezę organizujemy co roku, jest otwarta dla wszystkich. Do siedziby naszego klubu przyjeżdżają rodziny z dziećmi. Każdego roku wracają, więc chyba im się podoba.
Mimo tego, co mówisz, to jednak nie wyglądacie jak członkowie klubu szachowego. Często ludzie patrzą na was ze strachem w oczach?
Szczerze? Nie zwracam na to uwagi, ale myślę, że możemy wyglądać groźnie — banda wielkich, brodatych facetów na głośnych motocyklach. No cóż, nie będziemy za to przepraszać. Zamiast oceniać po wyglądzie, lepiej zapytać: co to za goście? Często właśnie ci najbardziej "groźni" pierwsi pomogą, jak ci się auto rozkraczy, dzieciak zgubi czy krew trzeba oddać. W klubie mamy zasady, lojalność, dyscyplinę, hierarchię i więcej braterstwa niż w niejednym korpo z owocowymi środami. Nie jesteśmy grzeczni. Nie jesteśmy też bandą kryminalistów. My po prostu nikogo nie udajemy. Tyle i aż tyle.
Organizujecie otwarte imprezy, macie swoje siedziby, Zryw ma ich nawet kilka, bo ma kilka oddziałów. Jak finansujecie swoją działalność?
Na pewno nie napadamy na banki i nie przemycamy kontrabandy w bakach motocykli (śmiech). To nie ten film.
Sprawa jest prosta, przede wszystkim opieramy się na wkładzie własnym członków. Każdy z nas opłaca składki klubowe — regularne i uczciwe, a zasady są jasne. Wszystkiego pilnuje skarbnik, który trzyma rękę na pulsie i nie boi się ściągać kasy od największych kozaków w klubie (śmiech). W rezultacie każdy dorzuca do wspólnego gara i z tego robimy wszystko: od opłacenia klubu, przez imprezy klubowe, jak choćby wspomniane otwarcie sezonu, czy dzień otwarty, Motoserce (wielka akcja zbierania krwi, podczas której oddano już ponad 40 tys. litrów – red.), prezenty dla dzieciaków z domów dziecka, po kiełbasę i karkówkę na grilla.
Poza tym wielu z nas prowadzi swoje firmy albo pracuje na etatach. Mechanicy, kierowcy, właściciele warsztatów, budowlańcy, kierownicy, informatycy, prawnicy, lekarze. Mamy głowy na karkach i ręce do roboty.
Natomiast gdy organizujemy coś większego, jak chociażby otwarcie sezonu, często wchodzą także lokalni sponsorzy czy zaprzyjaźnione firmy. Otrzymujemy też wsparcie od władz samorządowych, Miasta Otwocka i powiatu. Ludzie chętnie pomagają, bo wiedzą, że jak my coś robimy, to z sercem, a nie dla picu.
Nie każdy klub to MC. Opowiesz coś więcej?
Zgadza się. MC, czyli Motorcycle Club, to nie to samo co każda grupa ziomków na motocyklach. MC to struktura, tradycja i konkretne zasady, wywodzące się od takich klubów jak Outlaws czy Hells Angels – jednych z najstarszych klubów MC. Zatem jak możesz się domyślać, naszywka "MC" na plecach to nie jest fanaberia — to deklaracja, że grasz według starych reguł. Poza klubami MC są też kluby RC (Riders Club), FG (Free Group), MCC (Motorcycle Community Club) czy HOG (Harley Owners Group). Każdy ma swój klimat i swoje zasady. Ale to kluby MC są na szczycie tej listy, to jest liga, w której nie ma miejsca na przypadkowych ludzi. Tu wszystko coś znaczy. I jak nosisz MC, to wiesz, co robisz, albo wylatujesz szybciej niż ci się wydaje.
Macie swoją hierarchię, jesteście mocno przywiązani do symboliki. Na twojej kamizelce widzę wiele naszywek, u innych członków Zrywu nie ma nawet waszego logotypu. Na naszywki trzeba zasłużyć? Wasze kamizelki są jak pagony w wojsku?
Dokładnie tak. Kamizelka to nie modny dodatek z sieciówki. To nasza historia, honor i pozycja. Dla nas to nie tylko naszywki ale barwy, które zdobywasz, a nie kupujesz. Każda ma swoje znaczenie, np. jaką pełnisz funkcję w klubie, skąd klub pochodzi. Ciekawostką może być to, że zgodnie z niepisaną zasadą tylko kluby MC mogą mieć dolnego rockera z napisem "Poland", a np. kluby FG nazwę miejscowości. Tak więc dla nas kamizelka i barwy to największa świętość. Pełne barwy, czyli tak zwane plecy, noszą memberzy, czyli pełnoprawni członkowie klubu z prawem decydowania o nim. A jak widzisz kogoś bez pleców, to znaczy, że to tzw. prospect, czyli gość na próbę. Jeszcze się uczy, obserwujemy go, testujemy, ale w klubie zaczynasz jeszcze niżej, bo od hangarounda.
Mówisz, że to jak w wojsku? Może i tak, tylko my nie mamy generałów zza biurka. U nas każdy, kto nosi pełne barwy, coś dla klubu zrobił i dalej pracuje na klub.
Kogo na pewno nie przyjęlibyście do klubu?
Jak się pewnie domyślasz, do klubu nie przyjmiemy członków lub nawet byłych członków służb mundurowych, mam tu na myśli przede wszystkim tzw. stróżów prawa, natomiast strażacy czy żołnierze są mile widziani. Zresztą policjanci mają swoje kluby motocyklowe i paradoksalnie są to również kluby MC.
Tak szczerze, to nie domyślam się, dlaczego nie przyjmujecie byłych i czynnych policjantów.
Generalnie kluby są bardzie outlaw, a policja bardziej law (śmiech). Tak to zostawmy.
A kobiety przyjmujecie?
Zryw jest klubem męskim, więc panie nie mogą zostać członkiem naszego klubu, ale są i damskie kluby, np. Queens of Road, Black Dimonds czy Girls Riders, które podobnie jak Zryw są zrzeszone w Kongresie Polskich Klubów Motocyklowych. Są kluby, gdzie kobieta może być pełnoprawnym członkiem, ale w oldschoolowym MC raczej nie. Tak po prostu jest.
Co trzeba zrobić, żeby stać się „memberem” i jak wygląda taki proces rekrutacji?
Najpierw musisz być hangaroundem — pojawiać się, pomagać, poznawać ludzi. W tym czasie my poznajemy ciebie, a ty nas. Jest to zupełnie niezobowiązujące. Jeśli nie uciekłeś po pierwszym sezonie, to może dostaniesz szansę zostać prospectem. Wtedy zaczyna się jazda: pokazujesz, kim jesteś naprawdę. Nie przez gadanie, tylko przez działanie. Pomagasz, jesteś obecny, wykonujesz zadania, które nie zawsze są wygodne. Na zlotach i spotkaniach między innymi klubami masz mieć oczy dookoła głowy, chodzisz za memberem jak cień. Uczysz się i zbierasz doświadczenie. A jak wytrzymasz i pokażesz, że masz serce i charakter, to może dostaniesz pełne barwy. To nie jest sprint. To maraton przez błoto i nie wszyscy wytrzymują.
A po co w ogóle wstępuje się do klubu motocyklowego? W końcu ścieżka rekrutacji jest — z tego, co mówisz — długa, a zadania dla nowicjuszy dla niektórych mogą być ujmą na honorze, jak np. sprzątanie toalet, podawanie posiłków zarządowi etc.
Wolność, braterstwo, przynależność, niezależność, pasja. Masz ludzi, którzy stoją za tobą w każdej sytuacji — w trasie, w życiu, w biedzie i przy flaszce. Jak potrzebujesz pomocy, rady w jakiekolwiek sprawie zaczynasz od swoich braci klubowych. Wiem, że każdemu z nich mogę zaufać i uzyskać pomoc. Takiej rodziny nie znajdziesz często nawet w domu. Zryw jest zgraną paczką, niektórzy członkowie znają się kilkanaście, a inni nawet kilkadziesiąt lat. Wyobrażasz sobie? Tyle lat razem? To niesamowite i jedynie potwierdza, że życie klubowe, choć wymagające, daje wiele w zamian. A że rekrutacja jest długa i czasem trzeba wyczyścić kibelek czy podać karkówę prezydentowi? To test pokory. Jak ktoś nie umie służyć, to nie będzie umiał prowadzić. Proste.
Za co wyrzucacie z klubu? I czy często się to zdarza?
Za złamanie zasad. Za brak lojalności, brak szacunku do klubu czy braci. Za gadanie tam, gdzie trzeba milczeć, albo robienie przypału pod klubowym szyldem. Czy zdarza się często? Nie, bardzo rzadko i myślę, że wiesz dlaczego. Sam powiedziałeś, że rekrutacja jest długa, więc zanim kogoś przyjmiemy, znamy go jak własną kieszeń. Ale jak trzeba kogoś z klubu pogonić — to nie ma litości.
Często wspólnie wyjeżdżacie, pokonując tysiące kilometrów na motocyklach. Jazda w tak dużych kolumnach jest wymagająca i bywa ryzykowna. Zdarza się, że ktoś z takich wypraw nie wraca?
Wracamy wszyscy i wierzę, że to się nie zmieni. Podczas jazdy w dużej grupie jesteśmy bardzo uważni, zdyscyplinowani i odpowiedzialni. Znamy zasady bezpiecznej jazdy, wiemy, jak poruszać się w kolumnie, potrafimy się komunikować między sobą gestami, a Road Capitan ustala prędkość tak, żeby nikt nie musiał gonić na złamanie karku. Jeden pilnuje drugiego i jak się któryś zgubi czy odłączy od grupy, może być pewien, że ktoś na niego zaczeka.
Mimo to błędy się zdarzają, a droga ich nie wybacza, więc czasami wracamy z siniakami i rysami na baku, ale szczęście nam dopisuje, bo jak do tej pory do powrotu na szlak wystarczyły taśma silver i trytytki, a wieczorem szklaneczka whiskey. Ale szczęście czasem się przydaje, nie będę ukrywał. Wyobraź sobie, że podczas przejazdu przez Serbię jeden z naszych wpadł w dziurę w drodze i to tak niefortunnie, że rozwalił oponę i pogiął felgę. Okazało się, że kilkanaście kilometrów dalej jest niesamowity koleś Bojan, który jako jedyny w całym kraju naprawia felgi motocyklowe, nawet sam zaprojektował i zbudował do tego maszyny. Uratował nam du**** i parę godzin później znów byliśmy w trasie.
Wiem, że dużo czasu w roku spędzacie na wspólnym podróżowaniu. Oprócz tego jesteście mocno zaangażowani czasowo – i nie tylko - w sprawy klubowe tu, na miejscu. Zostaje wam czas dla rodzin? Czy wśród członków klubu odsetek rozwodów jest większy niż średnia krajowa?
Bywa, że jest ciężko. Klub to nie tylko druga rodzina, ale też drugie życie, więc czasu na klubowanie poświęcamy mnóstwo. I nie każda żona jest w stanie to zaakceptować. Są takie, co wspierają, są takie, co nie wytrzymują i chłop ma problem w domu, czasem z tego powodu odchodzi z klubu, a czasem od żony (śmiech). Sztuką jest zatem znalezienie balansu. Ci, którym to się udaje, realizują się zarówno w życiu rodzinnym, jak i klubowym, a ci, którzy nie potrafią… muszą wybrać.
Co ciebie, już jako motocyklistę, a nie członka klubu, najbardziej denerwuje w zachowaniach kierowców samochodów? Jakie zachowania są najbardziej niebezpieczne?
Głupota. Brak wyobraźni. Zajeżdżanie drogi, trzymanie się metr za tylnym kołem, wściekanie się, jak mijasz korki pomiędzy samochodami, czy na światłach stajesz jako pierwszy. To nie chodzi o brak cierpliwości motocyklisty, ale jego bezpieczeństwo, o to, aby zapatrzony w telefon kierowca nie wjechał ci w plecy. Szczytem głupoty jest też wyrzucanie śmieci przez okno. Takich mam ochotę zatrzymać i pogadać... po swojemu.
Największe zagrożenie dla motocyklisty? Moim zdaniem tzw. lewoskręt, czyli auto skręca w lewo ze skrzyżowania, a ty lecisz z naprzeciwka. No i wbrew pozorom ronda, na których łatwo można nie dostrzec motocyklisty, który może akurat się „schować” za lewym słupkiem przedniej szyby. Sam miałem kilka takich sytuacji, ale ja o tym wiem, jestem przygotowany i mogę wcześniej zareagować. Więc tak naprawdę wszystko zależy od ciebie. Jak znasz ryzyko; jak wiesz, na co zwracać uwagę w danej sytuacji na drodze; jak znasz swoje możliwości i jak wysokie ryzyko akceptujesz; jak rozumiesz, w jakich sytuacjach możesz być dla innych kierowców "niewidzialnym"; jak podnosisz swoją wiedzę o bezpiecznej jeździe i podnosisz swoje umiejętności na szkoleniach czy na torze, to masz szanse cieszyć się jazdą i opuścić ten świat ze starości.
Drugą sprawą równie istotną jest świadomość kierowców samochodów, czego w naszym systemie szkolenia w ogóle brakuje. To ich od samego początku powinno się szkolić i uczulać na motocyklistów, budować ich świadomość i wiedzę na ten temat, tak żeby rozumieli i umieli przewidywać zachowania motocyklisty oraz znali możliwości i ograniczenia maszyny i kierowcy, np. że motocykl nie zmienia tak szybko kierunku jazdy, jak samochód; że motocyklista ma słabą widoczność do tyłu czy na boki w zależności od kasku. Szkoda, że nikt z tym nic nie robi, wiedząc, że zdecydowana większość wypadków z udziałem motocykli jest z winy kierowcy samochodu. Przypadek? Nie sądzę?
Niestety wiedza przeciętnego kierowcy, który nie jest motocyklistą, w tym zakresie jest zerowa i dlatego jest tworem śmiercionośnym. Natomiast w powszechnym przekonaniu cały ciężar odpowiedzialności za bezpieczną jazdę motocyklem spoczywa wyłącznie na motocykliście. Bzdura. Czy nie byłoby bezpieczniej, jakby wiedza i wyobraźnia były po obu stronach?
A co potępiasz w zachowaniach motocyklistów?
Głównie pajacowanie. Palenie gumy pod szkołą czy kościołem, szybką jazdę między autami, robienie z siebie bohatera w mediach społecznościowych. Nie o to chodzi w motocyklizmie. Motocykl to narzędzie wolności, nie narzędzie do popisywania się. Trzeba podchodzić z szacunkiem do maszyny, która może cię wykończyć szybciej niż niejeden ninja.
Zryw MC Poland to klub motocyklowy z główną siedzibą w Otwocku pod Warszawą. Jego historia sięga 1961 r., kiedy to przy miejscowym oddziale spółdzielni Społem powstał klub motocyklowy Zryw PSS Społem. Założycielem był Ignacy Jeż. Członkowie Zrywu od początku istnienia mieli własne barwy. W początkach swojej działalności klub organizował m.in. rajd po Otwocku i okolicach. Co ciekawe, dawniej kobiety również mogły zostawać członkiniami klubu. W styczniu 2025 r. zmarła najstarsza z nich, tzw. Babcia Zrywowa.