Nowoczesny kształt i kilka irytujących wad
Zipp Superray to skuter mocno kompaktowy. Ma zaledwie 180 cm długości i waży niecałe 85 kg. Teoretycznie służy do przewozu dwóch osób, ale jest z tym pewien problem – o czym za chwilę.
Cechą charakterystyczną Superray jest futurystyczny wygląd i pewne nowoczesne cechy, dzięki którym nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia ze współczesną konstrukcją.
Niemal całe oświetlenie skutera zrealizowano z wykorzystaniem diod LED: kierunkowskazy z przodu i z tyłu, tylna lampa, a nawet światła do jazdy dziennej z przodu. Jedynie światła mijania i drogowe wciąż wykorzystują tradycyjne żarówki halogenowe HS1 (Superray ma podwójną lampę z soczewkami). LED-owe paski z przodu i z tył ułożono w ciekawe wzory, dzięki którym Superraya nie da się w nocy pomylić z żadnym innym skuterem na polskim rynku.
LED-y z zewnątrz, w środku… retro
Niestety zestaw wskaźników na kierownicy zupełnie kontrastuje z nowoczesnymi LED-ami. Mamy tylko trzy przyrządy pomiarowe: prędkościomierz z tradycyjnąwskazówką, wskaźnik poziomu paliwa (też wskazówka) i analogowy wskaźnik całkowitego przebiegu.
W nowoczesnych skuterach w zasadzie normą jest już stosowanie przynajmniej elektronicznego licznika przebytych kilometrów (ekran LCD), a często też wskaźnika prędkości. Niestety nie w Superrayu.
Zdecydowanie brakowało nam nawet najprostszego zegarka (nawet takiego jak we wspomnianym wcześniej Routerze), tak bardzo przydatnego u niemal każdego skuterzysty (wielu nie ma już zegarków naręcznych, bo czas wskazuje telefon, ale po telefon trudno sięgnąć podczas jazdy). Abstrahując od faktu, że sam fakt obecności zegarka nie spowoduje, że dojedziemy do pracy czy na spotkanie szybciej, oczywiście.
Miłym dodatkiem byłby też cyfrowy termometr, bardzo przydatny każdemu skuterzyście (w przeciwieństwie do motocyklistów, skuterzyści bardzo rzadko zakładają grube kurtki i spodnie motocyklowe, a ich strój zmienia się zależnie od pogody). Brak termometru możemy jednak producentowi wybaczyć, bo jest to dodatek niezwykle rzadko spotykany w chińskich skuterach.
Skuter dla niewysokich
Superray jest mały. I niestety niewygodny, jeżeli używa się go zgodnie z fabrycznymi zaleceniami (brzmi enigmatycznie, ale zaraz wyjaśnię, o co chodzi). Ma co prawda dwuosobową kanapę (i zarejestrowany jest dla dwóch pasażerów), ale gdy usiadłem na przedniej połówce siedziska, przeznaczonej dla kierowcy, zawadzałem kolanami o plastikowe, wystające „owiewki” na kolumnie kierownicy. Zdarzyło mi się nawet kolanem podczas jazdy przekręcić kluczyk w stacyjce i skuter… zgasł. A nie jestem wcale ponadprzeciętnie duży (mam 180 cm wzrostu). Znalazłem jednak metodę na dość komfortowe podróżowanie na Superrayu – siadałem po prostu na miejscu… dla pasażera. I wtedy było naprawdę wygodnie. Przynajmniej do momentu pierwszego hamowania – bo kanapa jest śliska i tak wyprofilowana, że przy hamowaniu pupa zsuwała mi się od razu do przodu. I ponownie uderzałem kolanami w plastikowe owiewki. Zsuwałem się też podczas jazdy po wertepach. Musiałem więc regularnie poprawiać swoją pozycję podczas jazdy.
Gorzej, gdy próbowałem zabrać pasażera (pasażerkę, konkretnie). Wtedy musiałem już oddać „jej” miejsce, a sam usadowić się na miejscu kierowcy. Musiałem wtedy „rozwalić” kolana szeroko, żeby uniknąć kolizji z plastikowymi elementami skutera. Nie powiem, żeby mi było wygodnie. Moja pasażerka (drobna dziewczyna, 160 cm wzrostu) też nie skąpiła uwag na temat braku komfortu podczas podróży. Narzekała, że spycham ją na metalowy stelaż do mocowania kuferka. Ten, swoją drogą, też nie jest zbyt wygodny w uchwycie, bo zbudowany z cienkich, metalowych rurek.
Podróżowanie we dwójkę na Superrayu trzeba niestety uznać za mało komfortowe. Narzekać nie będą chyba tylko osoby niskiej postury. Chciałem początkowo napisać, że to skuter dla „nastolatków”, ale ci, którzy mogą już legalnie przemieszczać się motorowerami (czyli mają ukończone 14 lat i zdane prawo jazdy kategorii AM), to też najczęściej wyrośnięte chłopy, dla których Superray będzie mało wygodny – jeśli zechce im się podróżować dwójkami, oczywiście. W pojedynkę wystarczy usiąść na miejscu pasażera i jest naprawdę ok, gdyby nie fakt zsuwającej się pupy przy hamowaniu.
Mimo małych gabarytów, pojazd Zipp ma całkiem duże, 12-calowe koła (z oponami 120/70-12) z aluminiowymi, trzyramiennymi felgami. W skuterach o podobnych gabarytach (także Zipp Vapor, który był bazą w konstrukcji Superraya) montowane są najczęściej mniejsze, 10-calowe koła ze stalowymi obręczami. Superray jest zatem wygodniejszy i bezpieczniejszy na polskich, dziurawych drogach, bo sprawniej wybiera nierówności.
Mały i zwinny – w sam raz do miasta
Niewielkie rozmiary i niska waga (85 kg) sprawiają, że Superray to idealny pojazd do miasta. Jest wąski (w najszerszym miejscu – czyli na wysokości lusterek – ma tylko 80 cm szerokości), więc swobodnie można nim jechać między samochodami stojącymi w korku, a gdy jakiś kierowca złośliwie zajedzie nam drogę (zdarza się bardzo rzadko, ale się zdarza), bez najmniejszych problemów można go objechać z drugiej strony. Gdy skuter trzeba przepchać po chodniku, jest to niezwykle proste, bo Superray jest lekki i ma dość nisko osadzony środek ciężkości – nie ma obaw, że jeśli skuter za bardzo przechylimy, to się nam przewróci. Można go nawet niemal całkowicie „położyć” na boku, po czym bez większego wysiłku z powrotem postawić do pionu. Niech ktoś odważny spróbuje taki manewr wykonać z dużym, 200-kilogramowym motocyklem (nie mówiąc o jeszcze cięższych jednośladach). Pod tym właśnie względem Superray bardzo mi się spodobał – można się nim wcisnąć niemal wszędzie.
Skuter Zipp jest też całkiem nieźle przystosowany do zakupów „śniadaniowych”. Miejsca pod siedzeniem co prawda nie ma zbyt wiele (mieści się tam tylko kask – i to „na styk”, albo zamiast kasku – sześć litrowych kartonów mleka), ale na płaskiej podłodze zdarzyło mi się przewieźć kilka razy zgrzewkę wody lub dużą torbę z zakupami. Uszy od torby można zawiesić na haczyku pod siedzeniem lub drugim na obudowie kolumny kierownicy. Na kolumnie kierownicy zamiast zamykanego schowka jest otwarta „kieszeń”, w której na czas przejazdu można umieścić niewielkie przedmioty, jak portfel, klucze czy torebkę z kajzerkami, ale mieszczą się też dwie półtoralitrowe butelki wody (pionowo). Gdy oddalamy się od pojazdu, kieszeń oczywiście należy opróżnić, bo może to zrobić za nas ktoś mało życzliwy.
Jest tanio. Nawet bardzo
Zipp Superray napędzany jest przez popularny, czterosuwowy silnik 139QMB o pojemności 49 cm3 (podobna jednostka zamontowana była w recenzowanym przez nas w maju skuterze Router Traffico 2). Silnik ma wysoką kulturę pracy, jest cichy i nawet przy prędkościach rzędu 50 km/h pracuje zupełnie „bez wysiłku”, więc nie irytuje innych uczestników dróg jak hałaśliwe silniki dwusuwowe. Superray’owi oczywiście brakuje dynamiki, podobnie jak to było w Routerze. Pojazd powoli się rozpędza (spod świateł szybciej „wyrywają” niektórzy rowerzyści!) , a na jego osiągi zauważalnie wpływają takie czynniki jak obecność ewentualnego pasażera, wiatr czołowy lub nawet niewielkie wzniesienia.
Testowałem odblokowany egzemplarz skutera. Na prostych odcinkach rozpędzał się do licznikowych 65 km/h. Pomiary z użyciem GPS wskazały wtedy prędkość 58 km/h, czyli „rozjazd” licznika to nieco ponad 10 procent. Skuter nie miał żadnych innych modyfikacji, poza zdjętym ogranicznikiem prędkości maksymalnej (fabrycznie skuter jest zablokowany i osiąga najwyżej 45 km/h – to wymóg specyfikacji motoroweru). Naklejki „Stage6” umieszczono na nim tylko dla picu. Gdyby jednak zastosować którąś z modyfikacji tego (lub innego) producenta, na pewno prędkość maksymalna wzrosłaby sporo ponad osiągane niecałe 60 km/h. Lepiej jednak nie przesadzać z tuningiem, bo Superray może mieć potem problemy z wyhamowaniem. Hamulec tarczowy zamontowano tylko na przednim kole (działa skutecznie), zaś na tylnym jest tylko bęben (dużo mniej skuteczny).
Pojazd jest bardzo oszczędny i tani w eksploatacji. Deklarowane przez producenta spalanie to 2,2 litra benzyny Pb95 na 100 km. W rzeczywistości na pełnym baku (mieści 5,5 l paliwa) udało mi się przejechać 196 km, aż pojazd stanął (miałem na szczęście zapasową butelkę z litrem paliwa, przygotowaną na potrzeby tego eksperymentu). Zazwyczaj tankowałem co jakieś 160-170 km, a do baku wchodziło około 4,5-4,7 litra paliwa. Daje to spalanie na poziomie 2,7 litra na 100 km. Koszt przejechania 100 km to przy obecnych cenach benzyny (5,30 zł/litr) jakieś 14 zł (czyli 14 groszy za kilometr).
Zwrócę tu uwagę na mankament, który cały czas mnie irytował podczas jazd na Supperayu (oprócz konieczności jazdy na miejscu pasażera i zsuwająca się pupa). Problematyczny okazał się przełącznik kierunkowskazów. Niemal w każdym innym skuterze za kontrolę nad kierunkowskazami odpowiada mała dźwigienka typu „grzybek”. Popchnięcie dźwigni w lewo włącza lewy migacz, w prawo – prawy. Aby wyłączyć sygnalizację, należy przycisnąć dźwigienkę. W testowanym pojeździe zamiast dźwigienki znalazł się przesuwany na boki, płaski przełącznik, na którego szczycie umieszczono przycisk. Wciśnięcie go powinno wyłączyć sygnalizację zamiaru skręcania. Niestety przycisk bardzo często nie wyłączał kierunkowskazów i trzeba go było „dusić” po kilka razy, żeby zaskoczył. Być może to jednak tylko problem z testowym egzemplarzem skutera.
Typowe „chińskie” awarie
Superray spędził ze mną dużo czasu (a raczej… ja z nim). Do testów otrzymałem go jeszcze w październiku. Już od „nowości” (dostałem egzemplarz używany) pojazd miał przepalone obie żarówki. Działał tylko żarnik świateł drogowych w jednej z nich. To bardzo typowa przypadłość żarówek HS1, montowanych w chińskich skuterach (wystarczy zajrzeć na skuterowe fora dyskusyjne). Najczęściej przepalają im się żarniki świateł mijania, chociaż nadal sprawne są żarniki świateł drogowych – wystarczy przełączyć „na długie” i teoretycznie można jeździć dalej. Skuter światła ma na tyle słabe, że nie oślepia kierowców samochodów.
Kilka dni po tym, jak rozpocząłem testy Superraya, nadeszła sroga zima. Przez wiele miesięcy skuter stał w garażu i czekał na dokończenie testów. Przejechałem na nim w sumie jakieś tysiąc, może półtora tysiąca kilometrów. Ta różnica pomiarów jest nieprzypadkowa. Podczas testów zaliczyłem kolejną awarię – ślimak od linki prędkościomierza wypadał ze swojej tulejki podczas jazdy. Ponieważ producent odesłał mnie do serwisu oddalonego o 40 km, do którego nigdy nie miałem czasu podjechać, przez jakiś czas poruszałem się bez sprawnego prędkościomierza (a zatem i licznika przebiegu). Awaria spowodowana była prawdopodobnie zaśniedzeniem ślimaka – nie wysuszyłem odpowiednio skutera jesienią przed schowaniem go w garażu na okres zimy. Z drugiej strony, pojazd powinien być jednak bardziej „wodoodporny” i tego typu problemy nie powinny mu się trafiać – a na pewno nie w skuterze, który ma raptem kilka miesięcy.
Gdy oddawałem pojazd producentowi po testach, miał na liczniku „nabite” ponad 2 tys. km (z czego pierwszy tysiąc został przejechany przez innych użytkowników tego skutera przede mną). Poza problemem z prędkościomierzem i przepalonymi żarówkami, nie było żadnych innych kłopotów. To kolejny testowany przeze mnie chiński skuter, który utwierdza mnie w przekonaniu, że „chińczyki” wcale nie są tak awaryjne, jak to na forach internetowych sugerują fani pojazdów „markowych” (włoskich czy japońskich). Twierdzą oni, że pojazdy te rozlatują się i nie nadają do dalszej jazdy po przejechaniu kilkuset kilometrów. Tymczasem awarie im się zdarzają, owszem (nawet w pojazdach nowych), ale najczęściej są to duperele, które nie unieruchamiają pojazdu – typu właśnie przepalona żarówka czy niesprawny prędkościomierz lub wskaźnik poziomu paliwa (usterki takie naprawiane są w ramach gwarancji).
Gdybym zresztą odpowiednio przygotował pojazd do zimowania, pewnie ominęłaby mnie też awaria prędkościomierza. Poza tym – żadnych innych problemów nie odnotowałem. Lałem jedynie paliwo (cały bak za niecałe 25 złotych) i jeździłem po Warszawie.
Zipp Superray to na pewno skuter nieprzeciętny. Na tle innych pojazdów tego typu wyróżnia go futurystyczny wygląd, niewielkie gabaryty i nietypowo (jak na swoją klasę) duże koła. Szkoda, że producent nie rozwiązał lepiej problemu z komfortem jazdy – wystarczyło cofnąć kanapę kilkanaście centymetrów do tyłu albo – od biedy – nieco inaczej ją wyprofilować, tak by kierowca podczas siedzenia na miejscu pasażera miał tam nieco lepszą „przyczepność” czterech liter. Nowocześnie wyglądające LED-y niestety powiązano z „oldskulowym” licznikiem. Aż się prosi zamontowanie wyświetlacza LCD. Na pewno skuter przyciągnąłby wtedy do siebie wielu fanów gadżetów i tych skuterzystów, którzy nie lubią pojazdów retro (a’la „Vespa”).
Superray dostępny jest w salonach skuterowych już od 3099 zł. W tej cenie otrzymujemy też gustowny kuferek, którego brakowało w testowym egzemplarzu. To dość dużo, jak na skuter o tych gabarytach (praktycznie za połowę tej kwoty można kupić równie mały skuter Router Bassa – z tym samym silnikiem, chociaż o malutkich, 10-calowych kółeczkach). Superray ma jednak większe koła, hamulec tarczowy z przodu (Bassa ma „bębny” z przodu i tyłu) i oświetlenie LED. Czy te dodatki usprawiedliwiają jego cenę? To już decyzja konsumentów.