Reklamy firm oponiarskich przekonują nas, że wystarczy kupić dobre zimówki, żeby w każdych warunkach zachować panowanie nad samochodem. Przekaz jest taki, że dzięki oponom zimowym auto na śliskiej nawierzchni będzie prowadziło się tak, jak latem na oponach letnich.

To nieprawda! Nawet na najlepszych zimówkach nie zatrzymasz się „tam, gdzie chcesz” – jak sugeruje reklama – ale tam, gdzie pozwolą na to prawa fizyki!Pobieżna lektura testów opon zimowych może uśpić czujność kierowców. W tabelkach z wynikami prób, w rubryce „hamowanie na śniegu”, znajdujemy wartości rzędu 20 metrów.

To mało?

Tak, ale czytajcie uważnie – taką drogę hamowania można uzyskać, jeśli w chwili rozpoczęcia manewru auto jedzie z prędkością 40 km/h. Przy prędkości 100 km/h – czyli większej 2,5 razy – droga hamowania nie będzie wcale 2,5 razy dłuższa, ale zwiększy się ponad 6-krotnie!

Tak, to nie błąd – nawet jeśli samochód porusza się na oponach zimowych wysokiej klasy, to na ośnieżonej nawierzchni droga hamowania ze 100 km/h wyniesie ok. 130 m. W praktyce trzeba jeszcze uwzględnić poprawkę na czas reakcji kierowcy.

To samo auto jadące latem po suchej drodze, wyposażone w opony letnie, zatrzymałoby się ze 100 km/h na dystansie poniżej 40 m. Co więcej,w obliczeniach tych przyjęliśmy opóźnienie równe ok. 3 m/s2, które można uzyskać np. na kopnym, czyli relatywnie przyczepnym śniegu.

Na oblodzonej nawierzchni lub na lodzie pokrytym warstewką wody wartość ta spada nawet poniżej 1 m/s2, a teoretyczna droga hamowania przekracza 300 metrów.

Dlaczego teoretyczna?

Bo na prawdziwych drogach hamowanie w takich warunkach kończy się wcześniej – najczęściej na pierwszej napotkanej przeszkodzie.

Jaki z tego wniosek? Nawet najlepsze opony zimowe nie sprawią, że jazda po śniegu będzie tak samo bezpieczna, jak po suchym asfalcie. Nie ulegajmy więc letnim przyzwyczajeniom i zimą, jadąc po „białym”, zmniejszmy prędkość i zachowujmy odstępy kilkukrotnie większe niż latem.