- Staram się analizować problem i szukać gdzie jest jego źródło. Przykładem są korki przy bramkach na autostradzie A4. Uważam, że główną przyczyną jest wydawanie reszty. 24 października będę przedstawiał pomysł na zróżnicowanie opłaty - mówi Łukasz Wantuch w rozmowie z OnetMoto.

Ostatnim jego pomysłem, jest stworzenie "pchającej przyczepki" (na zdjęciu u góry ilustracja autorstwa wynalazcy), która w kilka minut mogłaby zrobić z naszego pojazdu, auto z napędem hybrydowym. Czy dzięki krakowianinowi czeka nas rewolucja w komunikacji?

- Idea jest prosta. Przejechanie 100 km samochodem elektrycznym kosztuje 5 zł. Można obecnie kupić samochód elektryczny, ale jest on przeszło dwa razy droższy od tej samej wersji, ale spalinowej. Można zwykły samochód przerobić, wyciągnąć silnik spalinowy i dać elektryczny, ale to również jest kosztowne. Mój pomysł jest prosty, tani - przyczepka ma się zwrócić w ciągu roku - i odwracalny – mówi dalej.

- Ta ostatnia cecha jest najważniejsza. Idea jest taka, żeby baterie w przyczepce elektrycznej wystarczały do przejechania 20-30 km. To właśnie taki dystans pokonujemy jeżdząc do pracy. Po dotarciu do celu można doładować przyczepkę przy pomocy zwykłego gniazdka 230 V. Jeżeli zabraknie ci zasięgu, to prostu przechodzisz na silnik spalinowy. Mój system ma ponadto jedną ogromną przewagę nad samochodami elektrycznymi - nie ma tzw. "range anxiety" (lęk przed rozładowaniem baterii podczas jazdy). Jeżeli prąd się skończy, wracasz do spalinowego silnika - dodaje.

Do stworzenia prototypu przyczepki pchającej, zainspirowało go już wcześniej wymyślone "trzecie koło". W pełni działająca i sprawdzona przyczepka z napędem, która wspomaga rowerzystów w trasie i na niewielkich podjazdach.

- Mój pomysł ma jedną ogromną zaletę. Nie wiąże się z żadną ingerencją w samochód! Po prostu dopinasz przyczepkę, przeciągasz kabel przez bagażnik do kierownicy, a na kierownicy naklejasz malutką tablicę z czterema przyciskami, m.in. uruchamiającymi tempomat i bieg wsteczny. W każdej chwili można odpiąć przyczepkę i mieć z powrotem zwykły samochód. Kupujesz przyczepkę, a silnik i baterie dobierasz sam, w zależności od potrzeb. Możesz wybrać silnik tańszy, który rozpędzi cię do 50 km/h lub droższy do 120 km/h. Baterie też wybierasz indywidualnie - przeznaczone na dystans od 10 km aż do 100 km - mówi wynalazca.

Zdaniem wynalazcy, dla osób, które dojeżdżają do pracy samochodem, przyczepka będzie idealnym rozwiązaniem.

- Jeżeli ktoś chce na weekend pojechać w dłuższą trasę, wystarczy odpiąć przyczepkę i mieć znów zwykły samochóc.

Z problemów i zagrożeń dla swojego projektu, od strony legislacyjnej, widzi przede wszystkim homologację i testy bezpieczeństwa. "Jak przy każdym urządzeniu elektrycznym".

- Można pomyśleć o zwiększeniu limitu prędkości dla przyczepek podłączonych przy pomocy tzw. sztywnego pala - taki sposób mocowania uniemożliwia wypadnięcie przyczepki na drugi tor jazdy.

Informacja, którą dostał już Łukasz Wantuch, jest optymistyczna. Sugestie domorosłych wynalazców cały czas inspirują go do dalszej pracy nad nowymi urządzeniami. Oto jedna z nich:

"Podobne zastosowanie do przedłużania zasięgu aut elektrycznych z powodzeniem wykorzystuje się od kilku lat. Również i w tym temacie mamy do zaoferowania gotowe napędy wraz z układami zasilania (jako tzw. tylny most ze zintegrowanym silnikiem elektrycznym BLDC, od 5kW do 20kW). Silnik w takim zestawie przyczepka-auto spełnia również funkcję układu hamulcowego i pozyskuje energię elektryczną przy każdym hamowaniu. Technika jazdy takim zestawem jest inna i wymaga nabycia pewnych umiejętności. Reasumując, chętnie włączymy się do współpracy w zespole opracowującym i realizującym taki projekt."

Jak deklaruje w rozmowie z Onetem Łukasz Wantuch, gdy uda się uruchomić produkcję, będzie to jego życiowy sukces i jeśli uda się pomysł zrealizować, będzie go można kupić w każdym markecie, tak jak skuter czy rower.