To nieprawda, że fotoradary czają się niemal wszędzie tam, gdzie są jakieś ograniczenia prędkości. Nie jest też prawdą, że wystarczy 2-3 razy przejechać z dużą prędkością obok szarego słupa, aby nieuchronnie stracić prawo jazdy. Jest natomiast prawdą, że można stracić pieniądze – po pierwsze, na mandaty, a po drugie – jeśli próbujemy być zbyt cwani – na gadżety mające zapewnić nam ochronę przed pomiarem prędkości. Te ostatnie mogą sprawić, że istotnie w krótkim czasie nabawimy się kłopotów. W Polsce urządzenia do automatycznego rejestrowania wykroczeń mają przede wszystkim policja i straże miejskie (gminne) – w każdym razie te służby mogą kontrolować samochody „cywilne” należące do Kowalskiego, czyli do nas. O ile policjanci – jak przynajmniej często deklarują – używają fotoradarów niechętnie, bo wiąże się to z dużą ilością pracy papierkowej, to straże gminne traktują sprawę poważnie. Bierze się to stąd, że mandat nałożony za wykroczenie popełnione na terenie gminy zasila jej budżet. Dlatego wiele malutkich gmin decyduje się na powołanie oddziałów straży gminnych, czasami 2- lub 3-osobowych, w praktyce zajmujących się wyłącznie obsługą fotoradaru i zdjęć, które on wykona. To dla wielu gmin podstawa budżetu, inwestycja w fotoradar zwraca się czasem już po kilku tygodniach.Prawo nie wymaga, aby na zdjęciu z fotoradaru była widoczna twarz kierowcy. Wystarczy, jeśli da się zidentyfikować pojazd i nie ma wątpliwości, że to on został „namierzony” – czyli sytuacji, gdy na zdjęciu widać dwa auta jadące obok siebie. Zdarza się więc ustawianie fotoradarów w ten sposób, że robią zdjęcia od tyłu. Na podstawie numerów rejestracyjnych auta ustala się właściciela lub użytkownika pojazdu, a potem wysyła mu listem formularz, w którym ma wskazać kierowcę lub sam przyznać się do prowadzenia samochodu. Chcąc przyspieszyć załatwienie sprawy i ułatwić właścicielowi samochodu decyzję o zapłacie mandatu, straże gminne umieszczają na formularzu trzecią opcję: „Nie wiem, kto kierował pojazdem, którym popełniono wykroczenie, a ponieważ jako właściciel jestem zobowiązany wskazać osobę uprawnioną do kierowania, zgadzam się na ukaranie mnie grzywną nałożoną mandatem w wysokości np. 300 zł(wykroczenie to nie podlega wpisowi do ewidencji punktów karnych)”.

Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć Foto: Auto Świat
Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć

Intencja autorów takich pism jest jasna: zapłać, ile się należy, a my nie będziemy sprawy drążyć i twoje konto punktowe pozostanie czyste. Takie korespondencyjne załatwianie spraw bez porównywania twarzy kierowcy z osobą sfotografowaną na miejscu kierowcy jest absolutnie nagminne. Dlatego fotoradar nie taki straszny – ryzyko, że stracimy prawo jazdy, rzeczywiście istnieje, ale jest bardzo małe. Właściwie w większości przypadków tracimy prawo jazdy na własną prośbę. Natomiast warto zauważyć, że grzywny za niewskazanie sprawcy wykroczenia z reguły są o 50-100 zł wyższe od kwoty mandatu, jaki się za takie wykroczenie zwyczajowo należy.Fotoradar to połączenie dwóch urządzeń: radaru mierzącego prędkość zbliżających lub oddalających się obiektów oraz aparatu cyfrowego, który uaktywnia się, gdy układ elektroniczny zarejestruje obiekt poruszający się szybciej od ustalonego w urządzeniu limitu prędkości. Jeśli chodzi o robienie zdjęć, to producenci fotoradarów wykorzystują optykę i elektronikę zwykłych aparatów fotograficznych, używanych nawet przez amatorów na co dzień. To – wbrew pozorom – uwaga przydatna dla osób chętnych na kupno różnego rodzaju sprejów mających sprawić, że tablica rejestracyjna będzie nieczytelna na zdjęciu. Aby przekonać się, że taki wynalazek nie działa i że to zwykłe oszustwo, należy pokryć preparatem tablicę rejestracyjną i zrobić zdjęcie dowolną „cyfrówką”. Widać numery? To znaczy, że na zdjęciu z fotoradaru też będą rozpoznawalne.

strona 2

Fotoradar zapisuje zdjęcia w swojej pamięci tak samo jak aparat fotograficzny na karcie, a zawartość można przegrać na dowolny nośnik i przetwarzać już za biurkiem. Dzięki systemowi CEPiK namierzanie właścicieli aut odbywa się błyskawicznie. Gorzej ze sprawdzeniem, kto kierował... Większość fotoradarów robi zdjęcia z odległości kilkudziesięciu metrów. Jeśli jesteśmy czujni, możemy w porę go dostrzec, zwolnić i minąć, nie będąc sfotografowanym. Inna sprawa, że te fotoradary, które działają naprawdę (w Polsce jest bardzo dużo pustych słupów pełniących funkcję prewencyjną – odstraszającą), są często instalowane tak, aby niełatwo było je w porę zobaczyć – np. za znakami drogowymi, co jest głupim rozwiązaniem m.in. z tego powodu, że poruszający się na wietrze znak może zmylić głowicę radarową i uruchomić migawkę aparatu. Jeśli ktoś przy okazji wpadnie w obiektyw – ma problem! Z kolei bardzo wiele słupów mających dyscyplinować kierowców widać z daleka, jednak który jest pełny, a który pusty – tego na oko nie sposób stwierdzić. Tu przydają się nawet proste, niedrogie antyradary, które można legalnie kupić, ale nie wolno ich używać: gdy zbliżamy się do słupa, który jest aktywny, antyradar wydaje ostrzeżenie. Być może, wiedząc, że wielu kierowców się nimi posługuje, producenci sprzętu pomiarowo-prewencyjnego wymyślili... fotoimitatory. To urządzenia znacznie tańsze od fotoradarów oraz mniej kłopotliwe w obsłudze: mierzą prędkość i błyskają lampą w kierunku każdego auta, które przekracza prędkość, są też wykrywalne przez antyradary. Ale... nie robią zdjęć. Ponieważ większość zdjęć fotoradary robią od przodu, motocykliści przekraczający dozwoloną prędkość są właściwie bezkarni. Wyjątkiem są miejsca, gdzie fotoradary ustawione są w grupach (np. po 2) w ten sposób, że na skrzyżowaniu robią zdjęcia każdemu łamiącemu przepisy, i to zarówno od przodu, jak i od tyłu. Praktyka wykazuje, że zbyt pewni siebie motocykliści wpadają na zamaskowane patrole policyjne na motocyklach. Policyjnych cyklistów jest coraz więcej i mają dobry sprzęt – niedawno w internecie można było oglądać film, na którym młody człowiek jechał z dużą szybkością na jednym kole, a już po chwili podążał za nim motocyklista z niebieskim „kogutem”. Pościg trwał krótko.

Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć Foto: Auto Świat
Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć

Polska to kraj, w którym producenci nielegalnego sprzętu chroniącego kierowców przed złapaniem na przekroczeniu prędkości mają wyjątkowo trudne zadanie. Zakupy najczęściej robione są osobno przez poszczególnejednostki policji i straży gminnych, a przetargi wygrywają dystrybutorzy najróżniejszego sprzętu. W rękach funkcjonariuszy policji są więc, obok polskich, przestarzałych radarów rodzimej produkcji, najnowocześniejsze urządzenia rosyjskie, amerykańskie i inne. Jedni używają mierników radarowych, inni laserowych. Coraz więcej jest wideorejestratorów ukrytych w samochodach i motocyklach, pojawiają się fachowo zamontowane w kontenerki przenośne fotoradary oraz urządzenia chałupniczo zainstalowane w plastikowych śmietnikach ustawianych przy drodze. Najlepsze, co można zrobić, to... jednak zwolnić, a przede wszystkim zachować czujność. Przed prawie każdym fotoradarem ostrzegają tabliczki – zazwyczaj niebieskie, ale również kolorowe. Same fotoradary w jednych regionach kraju są ciemnoszare, w innych brudnobiałe, a jeszcze w innych pomarańczowe. Nie sposób tylko w porę dostrzec zamaskowanych radiowozów, ale te raczej nie atakują kierowców przekraczających prędkość o 20 km/h – szukają „lepszych” klientów. I to dobra wiadomość.

strona 3

Jak naliczają punkty karne, czyli zwłoka nie pomaga - Jeśli na koncie mamy już niebezpieczną liczbę punktów karnych, np. 20, i zostaliśmy sfotografowani przez fotoradar z powodu przekroczenia prędkości „wartego” np. 6 punktów, możemy mieć pokusę odmowy przyjęcia mandatu i wzięcia sprawy na przeczekanie. „Jeśli punkty, które teraz mam, kasują się za miesiąc, to wystarczy, że przeciągnę sprawę o miesiąc i nie stracę prawka” – tak myśli wielu i... myli się.1. Punkty karne za wykroczenia zakończone przyjęciem mandatu lub prawomocnym orzeczeniem sądu trafiają na nasze konto. Dopuszczalny limit to 24 punkty, a dla kierowców ze stażem krótszym niż rok – 20 punktów .2. W przypadku stwierdzenia kolejnego wykroczenia (np. udokumentowanego zdjęciem) funkcjonariusz proponuje nam przyjęcie mandatu i punktów karnych. Jeśłi odmówimy, punkty i tak trafiają na nasze konto – jako tymczasowe. 3. Po zakończeniu sprawy prawomocnym orzeczeniem sądu albo są anulowane (uniewinnienie), albo przekształcane na zwykłe – ostateczne. 4. Nawet jeśli w chwili uprawomocnienia wyroku nasze konto jest już puste, to jeśli w dowolnym momencie suma punktów ostatecznych i tymczasowych przekroczyła dozwolony limit, to – w zależności od stażu kierowcy – albo tracimy prawo jazdy, albo zostajemy wezwani na egzamin kontrolny.UWAGA: tylko poprzez niewskazanie sprawcy wykroczenia zarejestrowanego przez fotoradar można uniknąć punktów karnych. Wówczas zostaniemy ukarani grzywną za „niewskazanie”.

Uwaga! Fałszywe jammery w internecie! - Nie działają, a kosztują dużo pieniędzy!

JAKIŚ CZAS TEMU kupiliśmy jammera marki Oxon. Nie mieliśmy dużych nadziei, ponieważ jedyny działający jammer (urządzenie zakłócające radarowy pomiar prędkości w ten sposób, że np. niezależnie od szybkości auta wyposażonego w ten wynalazek na ekranie radaru pojawia się stała wartość, np. 50 km/h), jaki widzieliśmy, miał wielkość miny przeciwpiechotnej i działał tylko na jeden rodzaj miernika, ale... sprawdzić warto, bo technika idzie do przodu. Zamontowaliśmy urządzenie w aucie, próbując oszukać wypożyczony fotoradar. Niestety, bezskutecznie. Z tym samym wynikiem ponowiliśmy próby jeszcze kilkakrotnie – z podobnym rezultatem. Następnie postanowiliśmy zgłębić tajniki budowy tego wynalazku. Pierwsza zabawna rzecz to długie, czarne, miękkie antenki. Wydały nam się podejrzane, więc przecięliśmy jedną na pół. Okazało się, że to... laska kleju do klejenia na gorąco.

Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć Foto: Auto Świat
Mandat z fotoradaru! Zobacz jak tego uniknąć

W ŚRODKU OBUDOWY odkryliśmy okropną „rzeźbę” – najwyraźniej konstruktor z ogromnym trudem stworzył układ elektroniczny, który w zależności od pozycji przełącznika wyświetla liczby „30” i „60” – o tyle rzekomo jammer ma zaniżać prędkość naszego auta zmierzoną radarem.JAKOŚĆ POŁĄCZEŃ elektrycznych w obudowie Oxona świadczy o tym, że konstruktor dopiero uczy się lutować lub dysponuje zbyt dużą lutownicą. Efekt? Płacisz 1600 zł i... nic! Dotychczasowych nabywców wcale nam jednak nie szkoda, a potencjalnych przyszłych – przestrzegamy!

Tym kierowcy bronią się przd zdjęciem – z różnym skutkiem...

Antyradar - Urządzenie przyczepione do deski rozdzielczej lub zabudowane na stałe w aucie ostrzega o działających radarach. Emituje też mnóstwo fałszywych sygnałów. Antyradar nie ostrzega o działaniu: pętli indukcyjnej, wideorejestratorów, mierników laserowych, niektórych dobrych fotoradarów.

Jammer - W teorii urządzenie zakłóca działanie radarowych mierników prędkości. W praktyce uniwersalne urządzenie kompaktowe nie istnieje! Jammery sprzedawane za ciężkie pieniądze m.in. na Allegro.pl to zwykłe, niedziałające atrapy produkowane przez szarlatanów wyciągających nasze pieniądze.

Zakłócacz laserów - Laserowe mierniki prędkości – w przeciwieństwie do radarowych – da się zakłócić. System reaguje na wiązkę lasera, zakłócając pomiar prędkości, i alarmuje kierowcę, który ma czas zwolnić, zanim pomiar będzie możliwy. O ile wiemy, w Polsce służby używają tylko laserowych mierników ręcznych.

CB-radio - To legalny i w sumie najsensowniejszy gadżet pomagający uniknąć złapania przez policję czy ustrzelenia przez fotoradar. Pytając innych kierowców o drogę, dowiemy się, gdzie „suszą”, gdzie stoi aktywny słup z fotoradarem, a nawet gdzie jeździ zamaskowany radiowóz z wideorejestratorem.

Lokalizator radarów - Urządzonko ma wbudowaną antenę GPS, dzięki której zna swoje położenie. Ponadto ma pamięć, w której zapisane są stałe punkty pomiaru prędkości. Gdy się do nich zbliżamy, piszczy. Niestety, baza radarów nie jest kompletna, obsługa urządzenia irytująca, a poziom ochrony przed wpadką – żenujący.

Sprej, nakładki na tablice - Ma to działać tak: nie widać, że z naszą tablicą coś nie tak, a na zdjęciach numery są niewidoczne. W praktyce: to, co widać na oko, widać i na zdjęciu. Spreje – fotoblockery – są nieskuteczne, za nakładkę na tablicę grozi mandat.