Widzieliście na pewno pierwszą reklamę Chevrolet'a Camaro, w której wyłaniał się z czeluści wulkanu. Był groźny i wśród czarnych charakterów to właśnie on wygrywał rywalizację z Mustangiem. Jednak poza wrodzoną charyzmą jeździł jak klasyczny amerykański wóz. Trend ten, był utrzymywany przez wiele pokoleń.
Ostatnio jednak tendencja ta zmienia się i to zdecydowanie ku lepszemu. Już poprzednie Camaro w wersji ZL1 było dobre. Wręcz bardzo dobre. Otrzymało nowoczesne V8, nową skrzynie biegów, zaawansowany napęd i zawieszenie, a to wszystko w opakowaniu, które nie kryło jak bardzo jest szybkie. Aby nie pozostawić złudzeń niedowiarkom na północnej pętli toru Nurburgring uzyskało czas 7:27.6. To tylko niespełna 2 s. wolniej od M4 GTS na dystansie prawie 23 km!
Teraz przedstawiono nam jego następcę ZL11LE. Podobno jest znacznie szybszy od swojego poprzednika. Jeszcze nie podano informacji o aktualnym czasie w „Zielonym Piekle” natomiast na torze testowym Milford Road Course pokonał standardowe ZL1 o 3 sekundy.
Jak to możliwe? Pod maską bije to samo serce, 6,2-litrowy silnik V8 LT4 generujący 640 KM i 870 Nm. Skąd więc różnice? W nowym Camaro do dobrze znanej, groźnej sylwetki dorzucono kilka elementów aerodynamicznych. Przód samochodu dociąga do ziemi ogromny spliter wraz z lotkami po bogach zderzaka w stylu DTM. Na klapie bagażnika miejsce subtelnego spojlera nie zdradzającego mocy ZL1, zajęło wielkie karbonowe skrzydło odpowiedzialne za docisk tylnej osi, teraz już widać z kim mamy do czynienia.
Aerodynamika to jedno. Liczy się również masa, a nowemu Camaro ubyło kilogramów . Zmieniono felgi na kute (oszczędność 3,3 kg na każdej), tylna szyba jest cieńsza, a tylna kanapa została przymocowana na stałe. Te kilka zabiegów pozwoliło zaoszczędzić 27 kg. Niby nie dużo, ale to jeszcze nie koniec. Za trakcję odpowiadają olbrzymie opony Goodyear Eagle F1 Supercar. Serio są ogromne, przednie mają szerokość 305 mm, a tylne są o 20 mm szersze.
Jednak to zawieszenie zdaje się być cichym bohaterem nowego ZL1. Amortyzatory mają regulowany stopień tłumienia, a nad odpowiednim prześwitem czuwają sztywniejsze sprężyny, których wysokość, a za razem twardość można zmieniać w zależności od potrzeb. A jeżeli komuś to nie wystarcza, z tyłu znajduje się stabilizator z możliwością regulacji. Cała dzika moc 1LE przekazywana jest na tylną oś z mechanizmem różnicowym o ograniczonym tarciu przez 6-stopniową manualną skrzynię biegów.
Chevrolet nie pochwalił się jeszcze jaka będzie cena jego najnowszego dzieła. Amerykańscy producenci przyzwyczaili nas do tego, że oczekują zapłaty o połowę mniejszej za konkretne parametry niż ich europejscy konkurenci. Nowa Camaro ZL1 1LE wejdzie do sprzedaży po wakacjach w związku z tym mamy jeszcze jakieś pół roku na odkładanie kasy.
Galeria zdjęć
Widzieliście na pewno pierwszą reklamę Chevrolet'a Camaro, w której wyłaniał się z czeluści wulkanu. Był groźny i wśród czarnych charakterów to właśnie on wygrywał rywalizację z Mustangiem. Jednak poza wrodzoną charyzmą jeździł jak klasyczny amerykański wóz. Trend ten, był utrzymywany przez wiele pokoleń.
Ostatnio jednak tendencja ta zmienia się i to zdecydowanie ku lepszemu. Już poprzednie Camaro w wersji ZL1 było dobre. Wręcz bardzo dobre. Otrzymało nowoczesne V8, nową skrzynie biegów, zaawansowany napęd i zawieszenie, a to wszystko w opakowaniu, które nie kryło jak bardzo jest szybkie. Aby nie pozostawić złudzeń niedowiarkom na północnej pętli toru Nurburgring uzyskało czas 7:27.6. To tylko niespełna 2 s. wolniej od M4 GTS na dystansie prawie 23 km!
Teraz przedstawiono nam jego następcę ZL11LE. Podobno jest znacznie szybszy od swojego poprzednika. Jeszcze nie podano informacji o aktualnym czasie w „Zielonym Piekle” natomiast na torze testowym Milford Road Course pokonał standardowe ZL1 o 3 sekundy.
Jak to możliwe? Pod maską bije to samo serce, 6,2-litrowy silnik V8 LT4 generujący 640 KM i 870 Nm. Skąd więc różnice? W nowym Camaro do dobrze znanej, groźnej sylwetki dorzucono kilka elementów aerodynamicznych. Przód samochodu dociąga do ziemi ogromny spliter wraz z lotkami po bogach zderzaka w stylu DTM. Na klapie bagażnika miejsce subtelnego spojlera nie zdradzającego mocy ZL1, zajęło wielkie karbonowe skrzydło odpowiedzialne za docisk tylnej osi, teraz już widać z kim mamy do czynienia.
Aerodynamika to jedno. Liczy się również masa, a nowemu Camaro ubyło kilogramów . Zmieniono felgi na kute (oszczędność 3,3 kg na każdej), tylna szyba jest cieńsza, a tylna kanapa została przymocowana na stałe. Te kilka zabiegów pozwoliło zaoszczędzić 27 kg. Niby nie dużo, ale to jeszcze nie koniec. Za trakcję odpowiadają olbrzymie opony Goodyear Eagle F1 Supercar. Serio są ogromne, przednie mają szerokość 305 mm, a tylne są o 20 mm szersze.
Jednak to zawieszenie zdaje się być cichym bohaterem nowego ZL1. Amortyzatory mają regulowany stopień tłumienia, a nad odpowiednim prześwitem czuwają sztywniejsze sprężyny, których wysokość, a za razem twardość można zmieniać w zależności od potrzeb. A jeżeli komuś to nie wystarcza, z tyłu znajduje się stabilizator z możliwością regulacji. Cała dzika moc 1LE przekazywana jest na tylną oś z mechanizmem różnicowym o ograniczonym tarciu przez 6-stopniową manualną skrzynię biegów.
Chevrolet nie pochwalił się jeszcze jaka będzie cena jego najnowszego dzieła. Amerykańscy producenci przyzwyczaili nas do tego, że oczekują zapłaty o połowę mniejszej za konkretne parametry niż ich europejscy konkurenci. Nowa Camaro ZL1 1LE wejdzie do sprzedaży po wakacjach w związku z tym mamy jeszcze jakieś pół roku na odkładanie kasy.