• Czynnik R1234yf: w praktyce jedyny legalny do nowych modeli aut. Drogi (2600 zł za 5 kg), palny, potencjalnie niebezpieczny
  • Nawet „stary” czynnik R134a nie jest już dziś tani (2400 zł za 12 kg) – złe wieści na wiosnę/lato...
  • Koncerny nie mają interesu, by promować inne rozwiązania. Kierowcy i tak zapłacą...

Od kilku lat unijni urzędnicy zmuszają producentów aut do stosowania w klimatyzacjach czynnika chłodzącego R1234yf, który ma być bezpieczniejszy dla środowiska, choć z wielu badań wynika, że dla ludzi tak naprawdę do końca bezpieczny być nie musi – jest łatwopalny, a paląc się, wydziela ekstremalnie toksyczne opary, które przenikają nawet przez zaawansowane stroje ochronne.

Czynnik ten ma też jeszcze inną wadę (dla niektórych może to być zaleta) – przez to, że jego produkcję zmonopolizowali najwięksi gracze na rynku, jego cena jest ekstremalnie wysoka, bo aktualnie sięga ok. 3600 zł za 5-kilogramową butlę. W samochodowej klimatyzacji mieści się od ok. 0,5 kg czynnika w autach kompaktowych do ponad 1 kg w vanach czy dużych terenówkach – sam gaz potrzebny do napełnienia klimatyzacji może kosztować ponad 700 zł, nie licząc narzutu mechanika, oleju do klimatyzacji czy po prostu robocizny fachowców. Za usługę, która w przypadku starszych klimatyzacji jeszcze niedawno kosztowała 150 zł, z łatwością można teraz zapłacić dziesięć razy tyle! To jednak, niestety, nie koniec złych informacji.

Czynnik klimatyzacji R1234yf Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Czynnik klimatyzacji R1234yf

Jeździcie samochodem ze starszą klimatyzacją na „tani” czynnik R134a? Mamy dla was przykrą wiadomość – „tani” to on był, ale kiedyś. Teraz jego cena wzrosła nawet o 600 proc.! Powinniście się nastawić na wydatki znacznie większe niż dotychczas, a w dodatku liczyć się z tym, że jeśli nie skorzystacie z usług znanego, sprawdzonego warsztatu, to tak naprawdę nie możecie być wcale pewni tego, czym układ zostanie napełniony. Wszystkiemu winne są tzw. kontyngenty ilościowe dla f-gazów – Unia Europejska wprowadziła przepisy ograniczające podaż czynników, które są sklasyfikowane jako szkodliwe dla środowiska.

Tymczasem mimo urzędowo ograniczonej podaży wciąż wzrasta popyt na ten czynnik, więc skoki cen są nieuniknione. Teraz standardowa, 12-kilogramowa butla R134a kosztuje w największej polskiej hurtowni motoryzacyjnej ok. 2400 zł! To zresztą wcale niejedyny powód tego wzrostu cen. Od niedawna obowiązuje też w pełni tzw. unijna dyrektywa MAC (Mobile Air Conditioning), która bardzo zwiększyła wymagania wobec warsztatów obsługujących klimatyzację. Czynnika chłodzącego nie można już sobie ot tak po prostu kupić – dostępny jest on tylko na fakturę dla serwisów. Z kolei serwisy muszą zadbać o to, żeby ich pracownicy przeszli odpowiednie obowiązkowe szkolenia, a w dodatku firmy zostały zobowiązane do prowadzenia bardzo szczegółowej dokumentacji i rozliczania się z tego, komu i ile czynnika sprzedali (wpuścili) do klimatyzacji! Koniec z wypuszczaniem gazu w powietrze albo z napełnianiem układów na próbę lub z „dobijaniem” nieszczelnych klimatyzacji, bo za „manko” grożą bardzo dotkliwe kary. Przynajmniej w teorii...

Czynnik klimatyzacji R134a Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Czynnik klimatyzacji R134a

Warsztaty sobie radzą

Jak to jednak zwykle w Polsce bywa, przepisy przepisami, a życie życiem. Gwałtowny wzrost cen czynnika, nowe obowiązki i drakońskie kary za nieostrożne obchodzenie się z nim spowodowały, że warsztaty zaczęły szukać innych, tańszych rozwiązań. Kwitnie handel chłodziwem przemycanym m.in. z Ukrainy, a głównie sprowadzanym bezpośrednio z Chin. Wiele warsztatów kupuje śladowe ilości czynnika z oficjalnych źródeł, żeby mieć „podkładkę” w dokumentacji, ale większość go załatwia „na lewo”, bo tak jest taniej i łatwiej.

Niestety, to, że jest taniej, dla klientów nie zawsze oznacza, że będzie lepiej! Problem polega na tym, że nie do końca wiadomo, co tak naprawdę znajduje się w przemycanych zbiornikach. Na razie przekonują się o tym serwisy, które zainwestowały w nowoczesny sprzęt do obsługi klimatyzacji. Niektóre nowe maszyny do serwisowania układów mają wbudowane analizatory gazów, badające skład chłodziwa. W przypadku gazów z niewiadomych źródeł zdarza się, że urządzenie wyświetla komunikat „gaz nieznany” i uniemożliwia napełnienie nimi układu. Serwisy korzystające z prostszych maszyn problemu nie zauważą i napełnią układ nieznaną substancją, której właściwości i wpływ np. na kompresor klimy to loteria.

Tańszy zamiast właściwego

Bardzo częstym zjawiskiem w Polsce jest wymiana droższego chłodziwa na tańsze. Dotychczas dotyczyło to głównie wymiany „nowego” czynnika R1234yf na tańszy i łatwiej dostępny czynnik R134a. Układy klimatyzacji są przed tym zabezpieczone w taki sposób, że w zależności od czynnika różnią się porty serwisowe, więc teoretycznie nie da się podłączyć maszyny na „stary czynnik” do auta z klimatyzacją wypełnioną czynnikiem R1234yf. W praktyce to żaden problem – wystarczą odpowiednie przejściówki. Specjaliści z branży twierdzą, że jeśli przed wymianą czynnika układ zostanie starannie wyczyszczony (płukanie oraz wymiana osuszacza), to klimatyzacja po takim zabiegu powinna działać poprawnie.

Problem leży jednak gdzie indziej – standardowa obsługa klimatyzacji polega na tym, że do portów serwisowych podłącza się maszynę, która odsysa czynnik, filtruje go, aplikuje nowy olej, a następnie ponownie wtłacza właściwą porcję oczyszczonego i wzbogaconego olejem chłodziwa do układu. Jeśli do maszyny do obsługi układów wypełnionych chłodziwem R1234yf podłączymy klimatyzację wypełnioną czynnikiem R134a, to niewłaściwe chłodziwo zanieczyści cały – wart kilka tysięcy złotych – zapas czynnika znajdującego się w maszynie. To poważny problem, bo czynniki R1234yf i R134a wymagają stosowania zupełnie innych olejów i trudno przewidzieć, jak taka mieszanina wpłynie np. na trwałość kompresora i pozostałych elementów układu. To właśnie dlatego nowe urządzenia do obsługi klimy są wyposażone w analizatory gazu, a mechanicy korzystający ze starszego sprzętu coraz częściej inwestują w analizatory przenośne.

Serwis klimatyzacji Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Serwis klimatyzacji

Problem dla uczciwych

Do niedawna usługa „serwis klimatyzacji” bardzo często była rozliczana ryczałtowo – niezależnie od tego, ile chłodziwa trzeba było wpuścić do układu, płaciło się 100 lub 150 zł. Teraz takie oferty to już raczej przeszłość, powinniśmy się przyzwyczaić do tego, że osobno zapłacimy za usługę, a osobno za czynnik wpuszczony do układu. Jeżeli macie sprawną klimatyzację, która wymaga jedynie minimalnej „dolewki”, to nie zapłacicie więcej niż kiedyś. Jeśli po podłączeniu klimatyzacji do urządzenia serwisowego okaże się, że ubytek chłodziwa jest znaczny, to warsztat może odmówić napełnienia układu bez wcześniejszego zdiagnozowania i usunięcia usterki.

Niestety, nowe przepisy rodzą też inne potencjalne problemy. Co ma zrobić mechanik, który odciągnie z układu w samochodzie klienta chłodziwo warte kilkaset złotych, ale np. podczas próby podciśnieniowej maszyna wykaże, że układ jest nieszczelny, a klient nie zgodzi się na wykonanie naprawy? W takiej sytuacji mechanik nie może wpuścić chłodziwa z powrotem do układu, ale z drugiej strony warsztat nie ma też prawa zatrzymać chłodziwa należącego do klienta wbrew jego woli. Czyżby zatem sytuacja bez wyjścia?

Naszym zdaniem

Politycy i urzędnicy są zwykle przekonani, że wystarczy zmienić prawo, żeby problemy zniknęły. Później zwykle okazuje się, że mimo dobrych intencji nieprzemyślane rozwiązania generują kolejne kłopoty, często większe od tych, którym miały zapobiegać wprowadzone zmiany. Tak też jest i w tym przypadku. Warto przypomnieć, że da się stworzyć samochodowe klimatyzacje, w których chłodziwem jest tani, ogólnodostępny, niepalny i bezpieczny dwutlenek węgla. Tyle że koncerny nie mają wcale interesu w tym, żeby takie rozwiązanie promować. Bo przecież kierowcy i tak zapłacą...