Mandat za brak prawa jazdy – oczywiście chodzi o sam dokument, nie o uprawnienia do kierowania – traci rację bytu. Już dziś dokument dokumentem, a policjanci drogówki i tak za każdym razem podczas kontroli drogowej sprawdzają, czy kierowca nie ma zatrzymanych uprawnień, czy nie jest poszukiwany, itp. Od grudnia dokument prawa jazdy, tak jak dziś dowód rejestracyjny – nie będzie wymagany. Chyba że... przez poszkodowanego, któremu autem zarysujemy błotnik. Co wtedy?
W grudniu ma być zniesiony obowiązek wożenia ze sobą dokumentu prawa jazdy
Jednocześnie ma być dostępna aplikacja pozwalająca wyświetlić ważne prawo jazdy w telefonie
Plastikowy dokument może jednak być potrzebny w razie spowodowania stłuczki
Za brak każdego z wymaganych dokumentów należy się mandat – zwykle 50 zł – i to już w grudniu, w przypadku prawa jazdy, przestanie być aktualne. Wciąż będzie trzeba jednak mieć ze sobą dowód osobisty – i to wystarczy.
Po co dowód?
Policjant na drodze musi wiedzieć, z kim ma do czynienia – do tego potrzebny jest dowód osobisty kierowcy. Co do samochodu, wystarczy numer rejestracyjny – reszta danych jest w bazie: ważność przeglądu, kolor, szczegóły techniczne – wszystko można podejrzeć on-line. Ten, kto ma w telefonie aplikację mObywatel i zakładkę mPojazd, ten wie. Prawo jazdy przyporządkowane do obywatela też jest w bazie – i dlatego nie trzeba będzie już wkrótce mieć go przy sobie.
Co do dowodu osobistego, to jest on potrzebny dlatego, iż nie zastępuje go aplikacja mObywatel i jej zakładka mTożsamość: pozwala ona na „przedstawienie się” np. u lekarza, ale już w kontaktach z organami administracji wymagany jest dowód; można pokazać komuś, że „ja to ja”, ale aby przekroczyć legalnie granicę, trzeba mieć w kieszeni plastikowy dokument.
Tak więc mandatu za brak prawa jazdy nie dostaniemy, ale... możne ono być potrzebne w najmniej spodziewanym momencie – np. w razie stłuczki.
Stłuczka? Nie masz papierów – płacisz mandat!
O ile wezwanie policji do stłuczki drogowej, gdy nie ma osób poszkodowanych, nie jest obowiązkowe i w większości przypadków nie jest potrzebne, to jednak jest dozwolone i przez wielu poszkodowanych praktykowane. Wezwanie policji oznacza karę dla wszystkich uczestników kolizji, ale głównie dla sprawcy: poszkodowany tylko traci czas, a sprawca dodatkowo dostaje mandat (zwykle 300 zł) i punkty karne (6).
Od utraty czasu i groźby mandatu chroni przyznanie się do winy przez jedną ze stron i oferta napisania oświadczenia o winie. By oświadczenie było ważne (tzn. żeby nie trzeba było go później doprecyzowywać, pisać ponownie, stawiać się w biurze ubezpieczyciela), trzeba podać czas i miejsce zdarzenia, jego orientacyjny przebieg, dane samochodów uczestniczących w stłuczce i – koniecznie – dane zawarte w dokumencie prawa jazdy, co zwłaszcza dotyczy sprawcy. A zatem: kategoria uprawnień, data i miejsce wydania dokumentu, data wydania poszczególnych uprawnień, organ wydający, data ważności. Jeśli tego nie masz, czekasz na policję i płacisz! Oczywiście, możesz wszystkie te dane mieć w pamięci, ale czy poszkodowany w to uwierzy? Raczej nie!
Aplikacja lekiem na brak „plastiku”?
Foto: Tomasz Okurowski / Auto Świat
mPrawo Jazdy w telefonie
Jeśli chodzi o aplikację mObywatel i zakładkę mTożsamość, to nie ma ona rangi dokumentu pozwalającego na wylegitymowanie się w urzędzie czy przed policjantem, ale niewątpliwie niejeden policjant gotów się nią zadowolić. W przygotowaniu jest aplikacja mPrawoJazdy, która jest już testowana przez ochotników (mój test zakończył się w chwili usterki telefonu – po wyczyszczeniu pamięci i naprawie aparatu już jej nie mam i czekam na ogólnodostępną wersję). Aplikacja zawiera wszystkie niezbędne dane i wyświetla zdjęcie właściciela, a zatem powinna wystarczyć do spisania oświadczenia o winie. By tę aplikację (mObywatel) mieć w telefonie, trzeba mieć założony profil zaufany, co przekłada się na 10 minut przeklikiwania się pomiędzy ściągniętą na telefon aplikacją mObywatel i aplikacją banku, w którym mamy konto osobiste. Dziś można mieć w aplikacji papiery swoich aut, dowód osobisty (tożsamość), niezrealizowane recepty, a wkrótce – także prawo jazdy. Czy aplikacja zastąpi w oczach poszkodowanego plastikowy dokument? Jednemu wystarczy, drugiemu nie – już dziś policjanci skarżą się, że wielu poszkodowanych woli wezwać policję niż sprawdzać w Internecie, czy sprawca ma ważne ubezpieczenie OC.
Co sprawdzisz w Internecie?
Powszechnie dostępną wiedzą jest numer i ważność polis OC pojazdów – wystarczy znać numer rejestracyjny, by w ciągu paru chwil dowiedzieć się, czy sąsiad albo sprawca stłuczki ma ważne OC i w jakim zakładzie ubezpieczeń. Jak to zrobić? Najprościej powiedzieć wyszukiwarce „sprawdź OC pojazdu” i naprowadzi nas ona na właściwą stronę. Szczegółowe dane o aucie nie są jednak dostępne – trzeba dysponować oprócz VIN-u datą pierwszej rejestracji umieszczoną w dowodzie rejestracyjnym.
Tożsamość i szczegółowe dane pojazdów może mieć w telefonie każdy, ale tylko swoje i swoich własnych samochodów. Może je okazać poszkodowanemu i liczyć na to, że tamten się zadowoli wglądem w ekran. Ale poszkodowany niczego nie musi.
Alternatywą...
...dokumentów elektronicznych jest wożenie plastikowego dokumentu prawa jazdy ze sobą. Skoro swój dowód mieć trzeba w aucie, to jeden plastik mniej czy więcej nie robi różnicy – naprawdę! Nie warto też kombinować, że „jak mnie złapią na przekroczenie o ponad 50 km/h, to nie zabiorą prawka, bo go nie będę miał”. Zabiorą – wirtualnie, ze stuprocentową skutecznością! A czas kary zaczną liczyć od chwili zwrotu dokumentu do urzędu. To po co kombinować?