Mowa o rękojmi, której – w myśl prawa – udziela sprzedawca dowolnej rzeczy, także używanej. Przepisy są szczególnie bezwzględne dla sprzedawców profesjonalnych (importerów, pośredników, właścicieli komisów samochodowych), ale – nie każdy zdaje sobie z tego sprawę – dotyczą także transakcji zawieranych pomiędzy osobami fizycznymi. Również nie wszyscy kupujący zdają sobie sprawę ze swoich uprawnień względem sprzedawcy, są jednak i tacy, którzy wykorzystują je bezwzględnie. Rezultaty są (dla sprzedających) opłakane: nie brakuje takich przypadków, że były właściciel samochodu po dwóch-trzech latach od zawarcia umowy był zmuszony opłacić koszty napraw swojego byłego samochodu na kwotę przewyższającą cenę, za jaką auto sprzedał – zwłaszcza jeśli doliczyć odsetki i koszty sądowe.
Przepisy, które mówią, iż każdy sprzedawca domyślnie odpowiada za wady samochodu względem kupującego obowiązują nie od dziś. Przekonał się o tym m.in. pan Piotr, który za 18 tys. zł sprzedał niemłodego już Opla. Przed sprzedażą odwiedził z kupującym stację diagnostyczną, a w umowie ujęto zapis, że „kupujący zapoznał się ze stanem technicznym pojazdu” – co było zresztą najprawdziwszą prawdą.
Okazało się jednak już po zawarciu transakcji, że auto aż tak idealne, jak się wydawało kupującemu i jak deklarował sprzedający, nie jest. Nie było bezwypadkowe, a w dodatku wymagało sporych inwestycji w osprzęt silnika. Pan Piotr nie zgodził się partycypować w kosztach naprawy i nie przyjął propozycji rozwiązania umowy i zwrotu kosztów poniesionych dotąd przez nowego właściciela samochodu. Przed sądem tłumaczył potem, że sam nie wiedział o wadach auta, a kupujący miał możliwość, aby samochód obejrzeć tak dokładnie, jak tylko chciał. Nic to nie dało, a stwierdzenie, że „sam nie wiedział”, tylko go pogrążyło. Skoro on nie wiedział, to kupujący tym bardziej mógł nie wiedzieć – a na pewno nie został o nich poinformowany przez sprzedającego. Ostatecznie rachunek do zapłaty, jaki miał pan Piotr, obejmujący koszty sądowe, odsetki, usługi prawników i wydatki kupującego wyniósł blisko 30 tys. zł.
„Sprzedawca jest odpowiedzialny względem kupującego, jeśli rzecz sprzedana ma wadę”
Tak zaczyna się rozdział Kodeksu cywilnego, który reguluje zasady rękojmi za wady towaru. Mowa jest o każdym sprzedawcy i każdym rodzaju towaru – a więc również dotyczy to rzeczy używanych.
W tym momencie decydująca kwestia dotyczy definicji wady. Jasne jest bowiem, że im samochód starszy, tym "mniej idealny" – gdyby przyjąć, że każda usterka, np. korozja nadwozia, jest wadą, to starszego samochodu po prostu nie dałoby się bezpiecznie sprzedać. Najogólniej rzecz ujmując, towar jest wadliwy, jeśli jest nie taki, jaki miał być. Jeżeli kupujący świadomie, będąc dokładnie poinformowanym, kupuje jeżdżący (albo nie) złom na kołach, to nie ma problemu. Ale jeśli sprzedawca twierdzi, że samochód jest w porządku, albo nie informuje kupującego, że auto np. jest powypadkowe, a kupujący sam do tej wiedzy nie dochodzi przed kupnem, wtedy możemy mówić o wadzie.
Ważna rzecz:
Ile trwa rękojmia i czy można to jakoś zmienić?
Co do zasady rękojmia dotyczy wad stwierdzonych przed upływem dwóch lat, co jednak nie oznacza – i to jest zła wiadomość dla sprzedających wadliwe auta i inne rzeczy – że gdy miną dwa lata od zawarcia transakcji i przekazania rzeczy, mogą już spać spokojnie. Nie mogą, bo na złożenie reklamacji kupujący ma jeszcze rok od stwierdzenia wady.
Kodeks cywilny mówi, że odpowiedzialność z tytułu rękojmi strony umowy mogą rozszerzyć, ograniczyć, albo całkiem wyłączyć. Z zastrzeżeniem, że jeśli kupującym jest konsument (czyli osoba fizyczna kupuje coś od firmy), jest to dopuszczalne tylko w niektórych przypadkach. M.in. sprzedawca profesjonalny, który sprzedaje rzecz używaną (np. używany samochód) może okres rękojmi skrócić nie bardziej niż do roku, a kupujący musi być o tym wyraźnie poinformowany przed zawarciem umowy.
Terminy wskazane wyżej nie obowiązują, jeśli sprzedawca oszukał kupującego, np. świadomie maskując wadę – rękojmia za takie wady obowiązuje bezterminowo.
Rękojmia za wady, czyli do czego ma prawo nabywca?
Co do zasady są cztery sposoby zadośćuczynienia żądaniom osoby, która kupiła auto, przy czym w przypadku aut używanych w praktyce są trzy:
-
jest to naprawa saochodu czy też zwrot kosztów naprawy
-
obniżenie ceny
-
ewentualnie odstąpienie od umowy; w tym wypadku sprzedawca powinien nie tylko zwrócić kupującemu zapłaconą kwotę, lecz także koszty, na jakie został narażony kupujący (np. rachunki z warsztatów, koszty wycen napraw, itp.).
-
w przypadku nowych rzeczy dochodzi kwestia wymiany towaru na nowy – teoretycznie możliwe jest to także w przypadku aut używanych, ale jest to jednak skomplikowana i nie zawsze możliwa opcja.
Rękojmia to nie gwarancja – jak sprzedawca używanego auta może się bronić?
Nie jest tak, że sprzedając używane auto, w praktyce sprzedający – mimowolnie – udziela kupującemu gwarancji. Aby kupujący miał prawo do roszczeń z tytułu rękojmi, muszą być spełnione pewne warunki.
Po pierwsze, wada musi by istotna. Drobiazgi takie jak przepalone żarówki, zużyte klocki hamulcowe czy drobne defekty kosmetyczne nie uprawniają kupującego do roszczeń z tytułu rękojmi.
Po drugie, wada musi istnieć w chwili sprzedaży auta. Jeśli więc silnik rozsypał się, bo był mocno zużyty w chwili zawierania umowy, to jak najbardziej "podpada" to pod rękojmię. Podobnie korozja czy przeszłość powypadkowa to powody do reklamacji. Ale jeśli usterka wynika z zaniedbań czy normalnej (albo nienormalnej) eksploatacji już po sprzedaży auta, o rękojmi za takie wady mowy być nie może.
Istotny jest również wiek samochodu – jeśli auto jest stare, nie można wymagać od niego, że będzie jak nowe. No chyba że sprzedający w ogłoszeniu zawarł bardzo nierozsądny zapis w rodzaju "nie wymaga żadnych nakładów finansowych" – wtedy sam prosi się o problemy.
Jak można wyłączyć rękojmię – czy wystarczy wpis, że "kupujący zapoznał się ze stanem samochodu?"
Jeśli transakcja zawierana jest pomiędzy osobami fizycznymi, rękojmia nie jest obowiązkowa. Jednak zapis w umowie, że "kupujący zapoznał się ze stanem samochodu" jest – z punktu widzenia interesów sprzedawcy – niewystarczający i bardzo ryzykowny. Są znacznie lepsze sposoby uniknięcia mniej lub bardziej uzasadnionych roszczeń kupującego:
-
po pierwsze, można w umowie rękojmię wyłączyć, pisząc np. "strony postanawiają, że przepisy o rękojmi za wady towaru nie mają zastosowania do niniejszej umowy" – i po temacie. Sprzedawca jest spokojny, bo sprzedaje samochód zgodnie z zasadą "widziały gały, co brały", a jednocześnie kupujący może być pewien, że jeśli padł ofiarą oszustwa, to taki zapis w praktyce nie ma mocy prawnej;
-
po drugie, w umowie można wymienić wady samochodu, np. "sprzedający oświadcza, że samochód będący przedmiotem niniejszej umowy wymaga napraw blacharskich i lakierniczych".
-
swego rodzaju polisą ubezpieczeniową sprzedawcy jest też uczciwie przygotowane ogłoszenie – jeśli np. w ogłoszeniu są zdjęcia wyraźnie przedstawiające wady samochodu (np. rdzę), to można przyjąć, że kupujący został poinformowany o problemie.