Pamiętacie zapewne dyskusje na temat fotoradarów i ich wpływie na podnoszenie bezpieczeństwa na naszych drogach. Od kilku lat jesteśmy przekonywani, że dzięki tym urządzeniom jeździmy bezpiecznej, jest mnie wypadków itp. itd.. Nie twierdzę, że jest inaczej, bowiem w wielu miejscach dzięki fotoradarom jest naprawdę bezpiecznie.

Jednak niestety nie zawsze. Bo i ile do fotoradarów GITD trudno się przyczepić, no może poza faktem, że korzystają z przestarzałych urządzeń, to już w wielu miastach i miasteczkach gdzie dodatkowe fotoradary obsługują strażnicy miejscy możemy dojść do wniosku, że służą one głównie do łatania dziury budżetowej samorządów.

Faktycznie taki fotoradar to genialne urządzenie, stoi sobie przy drodze i rejestruje tych którzy jadą za szybko. Obecnie problem zaczyna się w momencie ujawnienia sprawcy wykroczenia i to zarówno w przypadku zdjęcia wykonanego przez fotoradar GITD jak straży miejskiej.

Obecnie droga od ujawnienia wykroczenia do ukarania sprawcy jest bardzo długa. Ci którzy przez nią przechodzili wiedzą, że po otrzymaniu mandatu a właściwie pisma informującego, że nasze auto ma zdjęcie zrobione przez najdroższego przydrożnego fotografa mamy trzy możliwości: przyznanie się do winy, wskazanie innej osoby oraz odmowę wskazania kto w momencie popełnienia wykroczenia kierował pojazdem.

Wiele w tym jest winy obsługujących fotoradary - bo dlaczego wraz z takim pismem nie otrzymujemy zdjęcia, które ułatwiłoby nam podjęcie decyzji. Efekt obecnego systemu jest taki, że dzięki zaradności/sprytowi/braku pamięci kto kierował autem (niepotrzebne skreślić) właścicieli aut, kilkadziesiąt procent wykroczeń nie kończy się mandatem.

My na takie straty sobie pozwolić nie możemy - tak zapewne pomyśleli pomysłodowacy nowego sposoby karania wykroczeń ujawnionych za pomocą fotoradarów. System był drogi, to musi na siebie zarabiać. Ktoś - nie wiemy kto, wpadł na genialny z swojej prostocie pomysł - co nas interesuje, kto w danym dniu prowadził auto. Niech odpowiada właściciel! Dobre, nawet bardzo.

Pomysł PO jest następujący - fotoradar robi zdjęcie, właściciel auta dostaje informację, że jego samochód jechał za szybko i ma za to zapłacić - oczywiście bez punktów karnych. Już nikogo nie będzie interesować to kto w momencie popełnienia wykroczenia kierował autem! Gdzie tu bezpieczeństwo o którym słyszymy od lat? Właśnie teraz widać, że w systemie fotoradarowym liczy się tylko kasa, która musi się zgadzać.

Bo skoro za wykroczenie nie będą naliczane punkty karne, które jednak wpływają na nasze zachowanie za kierownicą - to jak nazwać karę za zbyt szybką jazdę w okolicy fotoradaru? Opłata za jazdę z podwyższoną prędkością? Chyba tak?

Nie wiemy jeszcze kiedy i czy nowy pomysł karania kierowców wejdzie w życie. Obecnie nowymi propozycjami posłów PO zajmie sie sejm. Mamy jedynie nadzieję, że nie wejdzie w życie. Jeśli wejdzie to możemy powiedzieć, że prędkość stanie się przywilejem bogatych, a chyba nie o to chodziło pomysłodawcom utworzenia na naszych drogach sieci fotoradarów.

Co sądzicie o tym pomyśle? Nam się nie podoba.