Właścicielka Sharana nie miała powodu, żeby przeciągać terminy przeglądów, jednak gdy dzwoniła do serwisu, okazywało się, że pierwszy wolny termin jest np. za dwa tygodnie. Ale mi się limit kilometrów kończy – mówiła, a pracownik serwisu uspokajał: Proszę się nie martwić, nie ma problemu. I nie było. Choć samochód na przegląd zwykle trafiał z drobnym poślizgiem, stemple w książeczce gwarancyjnej wbijano, a gdy zepsuł się jakiś drobiazg – naprawiano usterkę za darmo.

Niestety, auto miało też problem z silnikiem. Właścicielka zgłaszała zużycie oleju, dziwne hałasy i – jak twierdzi (nie ma po tym śladu w historii serwisowej) – brak mocy. Ten typ tak ma – sugerowali mechanicy – wszystko jest sprawne. Silnik zatrzymał się po kilku dniach od wygaśnięcia gwarancji.

Właścicielka początkowo się nie przejęła. Gdyby gwarant odmówił bezpłatnej naprawy, zamierzała skorzystać z rękojmi. Na marginesie: czy wiecie, że rękojmia chroni nabywcę przed wadami, które ujawnią się w ciągu 2 lat od wydania nowego towaru, ale na zgłoszenie zauważonej wady klient ma rok?

Oznacza to, że jeśli wada wystąpi w 24. miesiącu po kupnie samochodu, roszczenia można zgłaszać do 36. miesiąca po odebraniu nowego auta! Sprzedawcy o tym wiedzą, jednak w tym przypadku doradca serwisowy był spokojny: Na przeglądy stawiała się Pani zawsze z opóźnieniem, w tej sytuacji wszelkie roszczenia są bezzasadne...

Jakkolwiek i z tym można dyskutować (wszystko zależy od tego, co było przyczyną usterki – jak się okazało – wartej co najmniej 25 000 zł), to jednak bez mozolnej i niepewnej w tej sytuacji drogi sądowej na jakiekolwiek świadczenia ze strony sprzedawcy lepiej nie liczyć. Gdy w grę wchodzi naprawa za kilka-kilkadziesiąt tys. zł, diler zgłasza ją importerowi i próbuje uzyskać akceptację pokrycia kosztów.

Sprawę przejmuje człowiek, którego zadaniem jest upewnienie się, czy klient dochował wszelkich terminów związanych z serwisem auta i czy są jakiekolwiek możliwe do uzasadnienia przesłanki, żeby odmówić naprawy. Koszt jest przecież na tyle wysoki, że pochłania cały zysk związany z importem i sprzedażą tego egzemplarza w Polsce!

Spóźnienie się z przeglądem choćby o trzy dni to powód, żeby z klientem w ogóle nie gadać – niezależnie od tego, co wcześniej deklarowali ustnie pracownicy dilera. Spytacie: to czemu od razu nie unieważniono gwarancji? Otóż dlatego, że klient, który przyjeżdża do serwisu, to czysty zysk!

Warto więc przestrzegać terminów, ale i znać swoje prawa: pamiętajcie, że każdy dzień postoju w serwisie z powodu zgłoszonej usterki wydłuża gwarancję o okres, podczas którego nie mogliśmy korzystać z auta. Sprzedawcy lubią o tym zapominać, ale takie są przepisy.

Naszym zdaniem

Zgłaszając serwisowi problemy z autem podczas trwania gwarancji, zadbajcie o to, żeby wasze uwagi znalazły się w zleceniu serwisowym. I nie przegapcie przeglądu!