Teoretycznie kierowcy zawodowi powinni wyznaczać poziom dla pozostałych. Dawać dobry przykład, błyszczeć opanowaniem i umiejętnościami w zakresie techniki bezpiecznej jazdy. Kierowcy TIR-ów i autobusów powinni stanowić elitę, choćby dlatego, że albo wożą ludzi, albo ciężkie ładunki i spoczywa na nich ogromna odpowiedzialność. Być może nawet tak jest, ale…

…ale trochę za często można zaobserwować zachowania, które podważają wysokie kompetencje kierowców zawodowych. Żeby nie być gołosłownym, posłużę się prostym przykładem. Trasa dojazdowa do Warszawy, godzina piętnasta, czwartek. Ruch jest gęsty, trzy pasy poruszają się w żółwim tempie. Prawym pasem jadą głównie TIR-y. Akurat zbliżałem się do zjazdu, więc musiałem zająć ten właśnie pas. Wśród kierowców zawodowych powinienem się czuć bezpiecznie. I co?

W lusterku widzę wielki grill chłodnicy ciężarówki o wysokości domku letniskowego. Jej kierowca przykłada widać dużą wagę do tego, żeby odstęp pomiędzy przednim zderzakiem jego ciężarówki a tylnym zderzakiem mojego auta był jak najmniejszy. Próbuję delikatnie przyspieszyć – ciężarówka zaraz mnie dogania. Zostawiam miejsce przed moim samochodem, żeby w przypadku nagłego hamowania aut przede mną móc łagodniej zmniejszyć prędkość. Ale i to na nic, bo zaraz ktoś się w to miejsce wciska.

A ciężarówka w lusterku napiera konsekwentnie – odstęp jest tak mały, że kiedy parkuję między innymi samochodami, dzieli mnie od nich mniej więcej taka odległość. To oczywiście złudzenie, w rzeczywistości TIR jedzie około dwa metry z tyłu, ale to i tak bardzo mało. Co mogę na to poradzić?

Nic. Jedyna możliwość to zmiana pasa, ale wtedy kierowca TIR-a będzie najeżdżał na inny samochód. Dla mnie to istotna różnica, ale globalnie – żadna. I teraz nie sposób nie zapytać: gdzie tacy kierowcy ciężarówek uczą się jeździć? Gdzie jest to mitologizowane doświadczenie zawodowego kierowcy? Chciałbym, aby opisywana sytuacja była jednostkowa, ale nie jest.

Wystarczy wjechać na jeden z warszawskich mostów – lokalni kierowcy dobrze wiedzą, który – aby przekonać się, że nie tylko kierowcy stuningowanych aut osobowych z pulsującym basem i ciemnymi szybami spychają innych z pasa. Robią to też ciężarówki – a najczęściej ciągniki siodłowe z wielką naczepą, albo cysterny bez ładunku. Upraszczając, sytuacja jest podobna do opisanej kilka linijek wcześniej, tyle że odbywa się przy prędkości około 80 km/h. W lusterku nagle coś zaczyna rosnąć, a gdy już prawie na nas wjeżdża, zawodowy, doświadczony kierowca ciężarówki wykazuje się swoim rajdowym kunsztem i gwałtownie odbija w lewo, aby wyprzedzić nasz samochód. O co tu chodzi?

Czy to po prostu głupota, czy może coś gorszego? Przyglądając się takim manewrom „niecierpliwych” TIR-ów można dojść do wniosku, że chodzi tu o pewnego rodzaju… Styl. Ten dynamiczny najazd na tył jadącego spokojnie auta osobowego i gwałtowne, zamaszyste ominięcie muszą dostarczać kierowcy zawodowemu pewnego rodzaju dumy, która jest dla niego potwierdzeniem własnych umiejętności.

Gdyby ktoś zaoponował, że piszę tylko o TIR-ach, to kilka lat temu można było na innym warszawskim moście – po przeciwległej stronie miasta – zobaczyć „latające” puste ciężarówki z budowy. Wywrotki. Były wtedy jednymi z najszybszych pojazdów na tym odcinku drogi, która dzięki szaleństwu urbanistów zaczyna się zaraz przed i kończy tuż za mostem.

Nie wiem już, co i ile razy trzeba by było napisać, ani ile wiosen musi minąć, żeby niektórzy - bo przecież nie wszyscy - kierowcy zawodowi przestali zachowywać się jak dzieci i przynosić wstyd tym swoim kolegom po fachu, którzy potrafią jeździć bezpiecznie. A jeżeli muszą tak bezmyślnie prowadzić, to niech chociaż będą uczciwi i przykleją sobie naklejki z zielonym listkiem. Nie wierzę, żeby kierowca ciężarówki nie rozumiał, iż odstęp dwóch metrów od zderzaka pojazdu jadącego z przodu nie jest bezpieczny nawet przy prędkości 40 km/h. Ale chyba jedyne, co mogę poradzić, to żeby w samochodach siedmioosobowych nigdy nie jeździć w ostatnim rzędzie foteli. A już pod żadnym pozorem nie sadzać tam dzieci. Gdy w tył auta wjedzie TIR, szanse przetrwania takiej kolizji bez szwanku przez pasażerów trzeciego rzędu foteli są niewielkie, a strefa zgniotu, która ich chroni – symboliczna.

Czy więc auta siedmioosobowe są z założenia złe? Nie. Tylko ich projektanci nie praktykowali w kraju, gdzie zawodowi kierowcy ciężarówek utrzymują zabójczy odstęp od poprzedzającego samochodu. Zapraszamy do komentowania – może macie jakiś sposób na zmuszenie kierowcy jadącego za Wami TIR-a do utrzymania bezpiecznego odstępu.