Wielka ciężarówka, wyprzedzająca drugą przez minutę, to w Polsce klasyka gatunku. Można na to złorzeczyć, zastanawiać się, jak to jest możliwe, że zawodowi i doświadczeni kierowcy popełniają tak szkolne błędy. Ale można przy tej okazji zastanowić się, jak powinno wyglądać bezpieczne wyprzedzanie, również autem osobowym.

Sytuacja z widocznymi na filmie TIR-ami jest tak ewidentna, że w zasadzie nie wymaga komentarza. Kierowca, jadący z tyłu, widzi, z jaką mniej więcej prędkością porusza się drugi pojazd, który zamierza wyprzedzić. Wie, jaką prędkość może osiągnąć jego ciężarówka w danym miejscu i w określonych warunkach drogowych.

Wie, bo przecież jest zawodowym, czyli doświadczonym, kierowcą. Z tej wiedzy można łatwo oszacować różnicę prędkości, dzielącą pojazd wyprzedzany od wyprzedzającego. Naprawdę nietrudno odgadnąć, że jeżeli ta różnica wyniesie kilka kilometrów na godzinę, to jeden TIR będzie wyprzedzał drugi taki pojazd z prędkością leniwie kroczącego pieszego.

Powstaje sytuacja niebezpieczna z wielu powodów. Po pierwsze, w razie podmuchu bocznego wiatru, TIR-y mogą o siebie uderzyć. W razie hamowania zestaw ciągnik plus naczepa też potrafi stracić stabilność. Po drugie, na długi, zdecydowanie zbyt długi czas, blokowane są oba pasy ruchu. Ktoś, kto jedzie znacznie szybciej i nadjeżdża z tyłu, może słusznie założyć, że TIR-y „wyprzedzą się” w rozsądnym czasie i zbliżyć się do nich z prędkością, wymagającą awaryjnego hamowania w ostatniej chwili.

Wyobraźmy sobie jednak inną sytuację. W przypadku pokazanym na filmie różnicę prędkości podczas wyprzedzania ogranicza maksymalna prędkość wyprzedzającej ciężarówki. Tymczasem w większości przypadków – jeżeli popatrzymy na samochody osobowe – nie ma takiego ograniczenia.

Ale są inne. Pierwsze – najbardziej oczywiste – to przepisy. Mówią one, że nawet podczas wyprzedzania nie mamy prawa przekraczać prędkości dozwolonej na danym odcinku drogi. Już samo to powoduje, że większość podejmowanych w Polsce manewrów wyprzedzania na drogach dwukierunkowych można by uznać za nielegalne. Przecież zdrowy rozsądek zawsze podpowiadał, aby maksymalnie skrócić manewr wyprzedzania, bo to zapewnia największy margines bezpieczeństwa.

Drugie to dynamika samochodu, która jest wypadkową nie tylko mocy silnika, lecz także aktualnej masy auta. A więc załadowane po dach bagażami kombi może przyspieszać ślamazarnie, nawet jeżeli pod maską mamy do dyspozycji stado zwykle żwawych koni.

I tutaj ciekawostka – liczy się nie tylko bezwzględna zdolność przyspieszania samochodu, lecz także jego aktualne osiągi w relacji do tych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, jeżdżąc tym samym, ale niezaładowanym autem, codziennie do pracy. Nawet sportowy samochód z ogromną rezerwą mocy po pełnym załadowaniu pasażerami i bagażem będzie miał osiągi lepsze niż większość pozostałych samochodów w stanie niezaładowanym. Ale dla kierowcy tego sportowego auta zmiana dynamiki po załadowaniu samochodu będzie bardzo odczuwalna i może się okazać, że obliczona w wyobraźni droga bezpiecznego wyprzedzania okaże się kiedyś za krótka.

Trzecie ograniczenie to warunki drogowe. Mokra lub z innego powodu śliska jezdnia nie pozwoli przenieść pełnej mocy silnika na koła. Mgła lub inne ograniczenie przejrzystości powietrza ograniczy widoczność, nie pozwalając na bezpieczne zaplanowanie manewru wyprzedzania.

Kiedy po ulicach jeździły Maluchy, Polonezy i Duże Fiaty, sprawa była prosta: redukujemy bieg, wciskamy gaz do podłogi i wyprzedzamy. Jeżeli auto jest puste, to robimy to z klasą i wdziękiem, a jeżeli załadowane, to liczymy, że i tym razem się uda. Rezerwa mocy tych aut była tak niska, że gdy kierowca wyprzedzanego auta choć trochę przyspieszył – co jest absolutnie zabronione – jedynym wyjściem było hamowanie. No tak, ale co zrobić, jeżeli za nami kolejne auto już rozpoczęło wyprzedzanie?

Podsumowując, były czasy, kiedy wciśnięcie pedału gazu do podłogi było najlepszą gwarancją powodzenia manewru wyprzedzania bez narażania bezpieczeństwa swojego i innych. Dziś jest inaczej – auta są szybkie i bardzo szybkie, podczas wyprzedzania kilku pojazdów na raz (a to u nas bardzo modne) na drodze dwukierunkowej można się rozpędzić do prędkości autostradowej.

Teoretycznie nie powinno się w ogóle podejmować wyprzedzania, jeżeli różnica pomiędzy prędkością poprzedzającego pojazdu i maksymalną prędkością dozwoloną na danym odcinku drogi jest niewielka. Czyli jak ktoś jedzie 80 km/h na ograniczeniu do „dziewięćdziesiątki”, to po prostu go nie wyprzedzamy. Tylko czy znacie wielu takich cierpliwych?

Na szczęście istnieje furtka, która umożliwia uzasadnienie wyprzedzania z niedozwoloną prędkością, ale tylko wtedy, gdy pomoże ona uniknąć sytuacji będącej bezpośrednim zagrożeniem życia lub zdrowia.

A Wy jak wyprzedzacie? Staracie się nie przekraczać dozwolonej prędkości, czy raczej stawiacie na maksymalne skrócenie manewru wyprzedzania, świadomie przekraczając przepisy? I czy kierowca wyprzedzanego TIR-a z filmu naprawdę doznałby istotnej skazy na dumie i ambicji, gdyby po prostu trochę zwolnił? Zapraszamy do komentowania.