Zacznijmy od mocnych stron, i to dosłownie. Francuzi z turbodoładowanego silnika 1.6 wyczarowali w Clio RS Trophy aż 220 KM i 280 Nm maksymalnego momentu obrotowego. To jeden z najmocniejszych hot hatchy segmentu B, w dodatku w zgrabnym i funkcjonalnym pięciodrzwiowym nadwoziu. Definicja hot hatchy co prawda nie zawiera słowa „praktyczny”, ale świat użytkowej elektroniki przyzwyczaił nas już do tego, że jeden przedmiot może służyć do wielu celów. Szczególnie, gdy wydajesz na niego niemal 100 tys. zł. W czarnym kolorze to idealny Q-Car, samochód, który nie zwraca uwagi przemykając w cieniu miejskich wieżowców. Ważna cecha jeśli nie chcesz zwracać na siebie uwagi stróżów prawa.
W wersji po niedawnym liftingu Clio RS wyróżnia się przednimi reflektorami full-LED nazwanymi przez Renault Pure Vision oraz umieszczonymi w zderzaku światłami do jazdy dziennej przypominającymi szachownicę na fladze kończącej wyścig. Ten ostatni element zaczerpnięty został z koncepcyjnego Clio RS 16, który ostatecznie nie wejdzie do seryjnej produkcji. Szkoda, bo pozbawiony był irytującej wady Clio Trophy, ale o tym za chwilę.
W dążeniu Francuzów do zachwycenia klienta detalami, rozczarowuje wygląd silnika bez ozdobnej pokrywy z logo Renault Sport. Nie żebyśmy tęsknili za plastikowymi obudowami, ale po podniesieniu maski można odnieść wrażenie, że czegoś tu brakuje… Może chodziło o uproszczenie dostępu do najważniejszych elementów, a może po prostu inżynierowie walczyli o jak najniższą masę, a nie efektowne błyskotki. Emblematy na nadwoziu i napisy Trophy na listwach drzwiowych muszą wystarczyć.
Clio Trophy powstało w oparciu o doświadczenia z serii wyścigowej Clio Cup, w której startują usportowione „Renówki”. W porównaniu do „zwykłego” Clio RS ta wersja ma obniżone zawieszenie z przodu o 2 cm i z tyłu o 1 cm oraz specjalnie skalibrowane amortyzatory dopasowane do nowych ustawień podwozia. Auto wyposażone jest w czarne felgi o średnicy 18 cali, zza których błyskają czerwone zaciski hamulców. W kompletnym wizerunku samochodu przeniesionego z toru wyścigowego wprost na drogę brakuje tylko mechanicznej szpery przy przedniej osi. Renault zastępuje ją sztucznym dyferencjałem imitowanym przez aplikację hamulca na tym kole, które w zakręcie obraca się szybciej.
Mocno wyprofilowany fotel ciasno obejmuje ciało. Jest przy tym miękko obity i dodatkowo filtruje nierówności drogi. Wnętrze samochodu ma kilka elementów, które zwracają uwagę już na pierwszy rzut oka. Kolorowy, dotykowy ekran radia może być wyposażony w funkcję RS Monitor, która pokazuje mnóstwo parametrów pracy silnika i jazdy, coś na wzór rozbudowanego komputera w Nissanie GT-R. Jest nawet temperatura powietrza w kanale dolotowym, siła nacisku na pedał hamulca i wiele innych rzeczy, których obserwacja w czasie jazdy zaprowadzi cię na pierwsze lepsze drzewo.
Cieszy tradycyjna dźwignia hamulca ręcznego stercząca spomiędzy foteli i przycisk zlokalizowany tuż obok niej, który pozwala przełączyć działanie systemów w tryb Sport lub Race, który wyłącza całkowicie ESP.
Między fotelami zamontowano też lewarek dwusprzęgłowej skrzyni EDC, która w trybie manualnym ma sterowanie jak w wyścigówkach i rajdówkach z plusem „do tyłu”. I na tym kończą się jej zalety, bo w czasie jazdy to najsłabsze ogniwo całego samochodu psujące wrażenia z jazdy. O ile w trybie spokojnej jazdy skrzynia działa poprawnie, choć ospale, to przy próbie pogonienia jej prawą stopą gubi rytm, często niepotrzebnie redukuje, by zaraz potem wrzucić wyższe przełożenie. Niewiele pomaga użycie łopatek umieszczonych za kierownicą, bo przypomina to napinanie cięciwy łuku. Pociągasz łopatkę i dopiero po jej zwolnieniu wskakuje wyższy bieg. Dopiero w trybie Race i w manualnym ustawieniu skrzyni da się uzyskać efekt ledwie zbliżony do DSG znanego z samochodów grupy VW. W tym ustawieniu skrzynia nie przełącza też samoczynnie biegu na wyższy po dotarciu do czerwonego pola na obrotomierzu. A to bardzo ciekawe doznanie akustyczne…
Nasz samochód testowy wyposażony był w opcjonalny wydech Akrapovic z ładnie wystylizowanymi końcówkami wykończonymi włóknem węglowym. Podczas spokojnej jazdy z tyłu dochodzi przytłumiony szum jak z większości turbodoładowanych silników. Jednak po włączeniu trybu Race i dojściu do odcięcia, z wydechu dobywa się kaskada strzałów jakby ktoś podłożył ogień w składzie fajerwerków. Towarzyszy temu ostrzegawcze piśnięcie we wnętrzu ponaglające do zmiany biegu na wyższy. Świetna zabawa!
Zawieszenie w bardzo dojrzały sposób radzi sobie z nierównościami i, o ile nie wjeżdżamy w dziury, pracuje cicho i harmonijnie. Na plus zaskakuje szczególnie brak nerwowych reakcji przy ujęciu gazu w środku łuku, które w większości małych aut z krótkim rozstawem osi i sztywnym zawieszeniem prowadzi do nerwowego zarzucenia tyłem. Ja to lubię, bo to element normalnej konwersacji z samochodem, ale nie wszyscy czują się z tym komfortowo. Clio RS Trophy jedzie jak po sznurku z nosem ciasno węszącym przy asfalcie. To po części także zasługa opon Michelin Super Sport w rozmiarze 205/40 R18, przy użyciu których auto zostało dostrojone i na których seryjnie opuszcza fabrykę.
Podsumowując – Clio RS Trophy to dobry samochód z jedną istotną wadą – skrzynią biegów. Można cenić komfort jazdy, to że wyposażona jest w funkcję launch control i ma właściwie zaprojektowane sterowanie, ale nie można wybaczyć ospałej pracy, która rujnuje efekty ciężkiej pracy pozostałych inżynierów Renault. Clio RS Trophy nie jest też tanim samochodem. Przy cenie niemal 100 tys. zł trzeba się rozejrzeć za promocjami i twardo negocjować zniżkę z dilerem. Ja wybrałbym Fiestę ST200, ale jeśli ktoś musi mieć pięcioro drzwi i automatyczną skrzynię biegów to przy tej mocy może sięgnąć tylko o połowę droższe MINI Clubman JCW.
DANE TECHNICZNE – RENAULT CLIO RS TROPHY 220
Silnik: 1618 cm3, R4 turbo benz., 6-biegowy automat, napęd na przód, 220 KM, 280 Nm, 5,9 l/100 km, 0-100 km/h – 6,6 s, 235 km/h, masa: 1279 kg
Cena: 98 900 zł