Uwielbiam samochody dostawcze. Siedzi się wysoko, patrzy na dachy SUV-ów, we wnętrzu wszystko, czego dusza zapragnie - od klimatyzacji po radio z CD, pod maską mocne silniki, a na dokładkę olbrzymia przestrzeń ładunkowa. Taki właśnie był testowany Sprinter.

Jak w osobówce

Oj, nie było łatwo zaparkować tego kolosa pod redakcją. Owszem, samochód jak na swoje rozmiary (patrz tabelka) zwrotny, ale duży tylny zwis i brak czujników parkowania robiły swoje. Dodatkowo, spora zabudowa kontenerowa firmy Gniotpol utrudniała widoczność.

Do testu otrzymaliśmy przedłużaną wersję 518 z pojedynczą kabiną i w kolorze kawy z mlekiem. Z zewnątrz Sprinter, zgodnie z modą, wyróżnia się dużym grillem z trójramienną gwiazdą pośrodku. Na ramie zabudowa izotermiczna. Z racji jej wymiarów, nad kabiną zastosowano owiewkę aerodynamiczną. Także z boku, po obu stronach kabiny, przepływ powietrza ułatwiały dodatkowe elementy aerodynamiczne z tworzywa sztucznego.

Kiedy zamierzałem zasiąść we wnętrzu, spotkało mnie małe rozczarowanie. Nad drzwiami kierowcy nie ma uchwytu ułatwiającego wsiadanie. Trzeba łapać za koło kierownicy. Poza tym praktycznie bez zarzutu. Regulowana kolumna kierownicy, pneumatyczny fotel i najzwyklejsze w świecie zegary. Z miłych dodatków znalazło się radio z CD, obsługiwane również z kierownicy, i klimatyzacja. Pod podwójną kanapą pasażerów podwójny schowek. Szkoda tylko, że przedzielony metalową grodzią, co utrudniało przewóz większych przedmiotów.

Doskonała widoczność to zasługa nie tylko dużej szyby przedniej, ale też wielkich lusterek. Jak to w Mercedesach - sterowanie wycieraczkami umieszczono w wajsze po lewej stronie kierownicy i - jak zawsze pisząc o tej marce - proszę o odpowiedź: po co?

Frajda na pusto

Testować dostawczy samochód z napędem na tył, który nieobciążony prawie nic nie waży, na ośnieżonych polskich drogach, to nie lada wyzwanie. Tym bardziej, gdy do dyspozycji mamy 400 Nm momentu obrotowego. Właśnie na takie warunki czekał zamontowany w naszym Sprinterze system ASR. W skrajnych przypadkach pomagał kierowcy, a po jego wyłączeniu można było dostawczakiem kręcić bączki.

Auto dostawcze powinno jeździć z towarem. Pusty samochód, mimo bliźniaczych kół osi tylnej, podskakiwał na poprzecznych nierównościach. Po częściowym załadowaniu ten problem zmalał, ale nie zniknął. Wszystko dlatego, że dopuszczalna ładowność to zaledwie 1400 kg. Bardzo niewiele, biorąc pod uwagę przestrzeń towarową. Dlaczego? Ponieważ samochód został odciążony, czyli homologacyjnie przystosowany do tego, aby jego dopuszczalna masa całkowita nie przekroczyła 3,5 t. Konstrukcyjnie Sprinter 518 CDI może wozić znacznie większe ciężary.

Taki samochód wbrew pozorom ma uzasadnienie. Może posłużyć do wożenia dużych, ale stosunkowo lekkich, przedmiotów, np. mebli. Także od kierowcy nie wymaga się wtedy prawa jazdy na samochody ciężarowe i unikniemy problemów z tachografem.

Silnik - dziwna sprawa

Jeżeli zdecydujemy się na zakup takiego, czyli odciążonego, samochodu, pojawia się też jeszcze jeden problem - silnik. Do napędu posłużył 3-litrowy turbodiesel o mocy 184 KM, który współpracował z sześciobiegową przekładnią. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że taka jednostka napędowa, dysponująca momentem 400 Nm, wszystkie swoje możliwości pokazałaby dopiero pracując pod pełnym obciążeniem, czyli około 5 t. W sytuacji, kiedy maksymalnie ma za zadanie pchać do przodu tylko 3,5 t, jego potencjał nie jest wykorzystany. Momentami przypominało to prowadzenie ciągnika siodłowego bez naczepy.

Także spalanie nie zachwyca. Podczas jazdy z przeciętną prędkością 75 km/h spalanie wyniosło 16 litrów. Głównie za sprawą oporów powietrza (zabudowa) i toczenia (koła bliźniacze). Stosując zasady jazdy eko, można osiągnąć spalanie na poziomie 12,3 litra.

Mercedes-Benz Sprinter 518 CDI to doskonały samochód dostawczy, który, poza walorami praktycznymi, oferuje dużą przyjemność z jazdy. Tylko czy warto sztucznie z samochodu ciężarowego robić dostawczy? Naszym zdaniem, nie.