Czyżby Volkswagen w końcu znalazł odpowiednie przeznaczenie dla Seata w strukturze koncernu? Cieszy nas, że Leon z dieslem nie jest już tak twardy jakby miał służyć do startu w wyścigach. Miejmy nadzieję, że różnica cen z Niemiec zostanie zachowana także przez polskiego dystrybutora Seata.

Nowy Seat Leon: czyli, Golf po hiszpańsku Foto: Auto Świat
Nowy Seat Leon: czyli, Golf po hiszpańsku

Inżynierom bardzo trafnie udało się zestroić układ jezdny Leona. Nareszcie skończyły się czasy denerwującej wręcz twardości zawieszenia w Seacie. Auto resoruje co prawda dość sprężyście, ale bez przesady. Nowy układ najlepiej wyczujemy na krótkich nierównościach poprzecznych, które pojazd kompensuje bez najmniejszego zarzutu.

Inaczej niż ma to miejsce w A3 i Golfie, testowane przez nas 150-konne TDI miało z tyłu klasyczną belkę skrętną, a nie zawieszenie wielowahaczowe (występuje dopiero od odmiany 180-konnej). Mimo to samochód prowadził się bardzo pewnie, a pasażerowie nie narzekali na jakość filtrowania nierówności.

Nowy Seat Leon: czyli, Golf po hiszpańsku Foto: Auto Świat
Nowy Seat Leon: czyli, Golf po hiszpańsku

Nie zgłaszamy też żadnych zastrzeżeń do ukształtowania wnętrza. Gdy zajmujemy miejsce kierowcy,wszystko jest tak ustawione, jak być powinno. Cienkie przednie słupki nie ograniczają pola widzenia na wprost. Poza tym Seat zrezygnował z małych trójkątnych szybek z przodu (jakie znajdziemy w Golfie) – naszym zdaniem widoczność z kabiny na tym nie ucierpiała.

Tam, gdzie wpada dużo światła, łatwo można też odkryć cienie – pod względem doboru materiałów Leon stoi poniżej poziomu Golfa i A3. Poniżej górnej płaszczyzny deski rozdzielczej plastiki są po prostu twarde i wyglądają dość przeciętnie.

Testowana 150-konna wersja z TDI pod maską kosztuje w Niemczech 24 190 euro – o 2,5 tys. euro mniej niż porównywalny Golf. Miejmy nadzieję, że podobne różnice zostaną zachowane także u nas, gdy wiosną przyszłego roku auto trafi do Polski.