Dobre auto, ale trochę nudne stylistycznie – taką opinię miała Mazda 6 produkowana w latach 2008-12. Mimo to na polskim rynku auto sprzedawało się dobrze. Grupa klientów nie była może olbrzymia (w zeszłym roku sprzedano 768 „szóstek” i dla porównania 4728 Volkswagenów Passatów), ale biorąc pod uwagę nie najniższe ceny auta importowanego z Japonii, można mówić jednak o sukcesie.
Jak na dalekowschodnie standardy stylistyka nowej Mazdy jest bardzo postępowa. Akira Tamatani, szef stylistów odpowiedzialny za projekt trzeciej generacji „szóstki”, opowiadał podczas prezentacji, że projektujący auto designerzy inspirowali się naturą, wzbijającym się do lotu ptakiem i temu podobnymi rzeczami.
Przekładając to na język ludzi niezwiązanych z samochodowym designem, trzeba powiedzieć, że auto rzeczywiście wygląda dynamicznie i bardzo przypomina koncepcyjne Takeri – w chwili jego premiery na tegorocznym salonie w Genewie nikt nawet nie śmiał pomyśleć, że tak odważną stylistykę otrzyma nowa Mazda 6.
W styczniu 2013 roku samochód trafi do sprzedaży. Pomyślany przede wszystkim o europejskim odbiorcy Station Wagon jest o 8 cm krótszy od sedana i ma o 7 cm mniejszy rozstaw osi – dość niespodziewany zabieg, ale można go łatwo wytłumaczyć: sedan jest duży (największy w segmencie D), bo auto w takiej samej jak na rynek europejski wersji będzie sprzedawane także w USA, a tam wymagania co do wielkości nadwozia w tej klasie są większe niż na Starym Kontynencie.
Wsiadamy. W środku wita nas deska rozdzielcza bardzo podobna do tej w SUV-ie CX-5. Czarne plastiki wyglądają szlachetnie i w zasięgu rąk osób siedzących na przednich fotelach są miękkie. Zastosowanie wielofunkcyjnego pokrętła HMI, sterującego pracą pokładowych urządzeń, spowodowało, że w kokpicie nowej „szóstki” nie natrafimy na rozbudowaną „guzikologię”. Cofnięte przednie słupki sprawiają, że widoczność z miejsca kierowcy jest naprawdę dobra, a siedziska foteli zostały przedłużone, by na trasach pasażerowie mniej się męczyli. W drugim rzędzie siedzeń znalazł się w końcu nawiew systemu wentylacji wnętrza pojazdu.
Pod maską naszego testowego sedana pracuje najmocniejszy, 170-konny silnik Diesla, a za przeniesienie napędu odpowiedzialny jest 6-stopniowy „automat” – do takiego duetu nie zgłaszamy żadnych zastrzeżeń. Auto jest bardziej niż wystarczająco dynamiczne, a także – m.in. dzięki systemowi rekuperacji energii i-ELOOP – oszczędne.
Wersja 150-konna nadaje się bardziej do spokojnej jazdy, a jeśli zdecydujemy się na 2-litrowy motor benzynowy (165 KM), zapomnijmy raczej o skrzyni automatycznej – Mazda staje się z nią ociężała.
Zawieszenie „szóstki” nadal jest nastawione na sportowe doznania, choć nie można powiedzieć, że układ całkowicie pozbawiono komfortu resorowania. Szkoda, że w słabszych wersjach nie zdecydowano się zaaplikować klientom większej dawki komfortu.