Ford Mondeo doskonale sprzedawał się w polskich salonach, ale już krótki rekonesans na rynku pozwala stwierdzić, że auto trafiało głównie do firm. Podobnie jak na zachodzie Europy, takich pojazdów nie kupuje się po to, żeby stały – roczne przebiegi rzędu 30-50 tys. km są zupełnie normalne.
Mondeo z Polski? To poleasingowe
Obecnie nie brakuje egzemplarzy od pierwszego właściciela, serwisowanych i z fakturą z „pełnym” VAT-em (duży plus dla szukających auta używanego do firmy). Ile rzeczywiście są warte? Postanowiliśmy obejrzeć takiego Forda Mondeo. Chcieliśmy, żeby budżet wyniósł nie więcej niż 25-30 tys. zł, tyle że pierwsi właściciele sprzedają Mondeo zazwyczaj po 4-5 latach (po skończeniu leasingu) i są one droższe.
Trzeba więc było zweryfikować założenia – upatrzony egzemplarz wyceniono na blisko 40 tys. zł. Samochód jest wystawiony przez podwarszawskiego dilera Volkswagena. Przez telefon sprzedawca potwierdził, że Ford Mondeo był serwisowane do samego końca w ASO (ostatni raz w punkcie VW, który auto sprzedaje) i poinformował, że jest w pełni sprawne, ale dobrze byłoby wymienić już pasek rozrządu. To czynność wymagana po 200 tys. km (razem z paskami osprzętu), więc przegląd można uznać za niepełny. Mówi też o malowanym jednym błotniku.
Co okazało się na miejscu? W większości słowa sprzedawcy się potwierdziły. Drobne nieścisłości odnoszą się do malowanego błotnika (patrz galeria) oraz historii serwisowej – brak jednego wpisu, kilka nie pochodziz ASO. Pozostaje też kwestia ceny: jest wysoka, ale w akceptowalnych granicach.
Ford Mondeo - naszym zdaniem
Jedyne, co przeszkadza nam w tym egzemplarzu, to dość wysoki przebieg – trzeba wydać blisko 40 000 zł i dalej nie ma się pewności, że kilka lat pojeździ się bez kolejnych inwestycji (największe ryzyko to osprzęt diesla). Sam egzemplarz jednak bez wątpienia jest godny zainteresowania.
Galeria zdjęć
Oferowane przez autoryzowaną stację VW auto spełnia wszystkie nasze kryteria: według opisu w ogłoszeniu jest bezwypadkowe, jako nowe było kupione w polskim salonie, następnie serwisowano je w ASO. Czego chcieć więcej? Przydałby się niższy przebieg, bo wiadomo, że diesel po 200 tys. km może być uciążliwy, ale ostatecznie uznajemy, że lepszy taki potwierdzony stan licznika niż niższy, ale podany tylko „na gębę”. Jedziemy! Dane auta: Ford Mondeo/rok 2011 silnik: 2.0 TDCi/140 KM przebieg: 202 000 km cena: 38 900 zł Wyposażenie (Ghia): 7 poduszek powietrznych, automatyczna klimatyzacja, czujniki światła i deszczu, tempomat, Bluetooth, fabryczne radio, podgrzewana przednia szyba, elektryczna regulacja wysokości foteli.
Ładnie zachowane wnętrze, dość bogate wyposażenie. We wnętrzu widać kilka drobnych zarysowań, lekko pęknięta jest obudowa fotela. Zużycie większości elementów wykończenia wnętrza pasuje do wskazań licznika.
Sprzedawca zadeklarował, że Mondeo miało polakierowany tylko jeden tylny błotnik. Podczas badania karoserii czujnikiem lakieru dopatrzyliśmy się jeszcze drugiej warstwy na przednim błotniku, ale rzeczywiście to auto można nazwać bezwypadkowym, bo były to tylko niegroźne obcierki (szyby i słupki – oryginalne). Drobne odpryski na lakierze.
Silnik odpalił z lekkim łoskotem, słychać delikatne brzęczenie – warto zabrać z sobą mechanika znającego się na niemieckich lub francuskich autach (to jednostka PSA). Nieco zbyt niski stan cieczy w zbiorniczku wyrównawczym – w aucie świeżo po przeglądzie... Książka wygląda na oryginalną, ale okazuje się, że kilka przeglądów wykonano poza ASO. Pod maską drobne zapocenia, m.in. na zbiorniczku od wspomagania kierownicy. Śruby regulacyjne tylnego zawieszenia nie były ruszane – rzeczywiście nie ma luzów?