Pikap D-Max to jedyne oferowane w Europie terenowe Isuzu. Rok temu w Tajlandii uruchomiono produkcję 2. generacji D-Maxa, ale do Europy trafił on latem tego roku. Razem z redakcją „Auto Świata 4x4” przez 6 miesięcy będziemy sprawdzać zalety i wady nowego auta oraz przydatność pikapa w codziennej jeździe – zarówno w mieście, jak i w terenie.
Nadwozie. Do testu otrzymaliśmy najpopularniejszą kabinę 5-osobową, w topowej odmianie LSX. Pierwsza w oczy rzuca się brązowa tapicerka skórzana. Pozytywnie zaskakuje ilość miejsca w kabinie i wielkość skrzyni. Deskę zaprojektowano nowocześnie, jest sporo schowków. Drobne minusy: radio ma mało praktyczne złącze mini-USB, a dźwignia zmiany biegów znajduje się za blisko prawej nogi – przynajmniej dla wysokich kierowców.
Układ napędowy. Nowy model ma jeden silnik, ale powinien zadowolić i miłośników osiągów (parametry lepsze niż w poprzedniej wersji 3.0), i zwolenników oszczędzania. Uzyskanie średniego spalania na poziomie 8 l/100 km nie wymaga stosowania specjalnej techniki jazdy. To świetny wynik, który auto zawdzięcza m.in. 6-biegowej skrzyni. W układzie przeniesienia napędu nadal mamy sztywno dołączaną oś przednią – do wykorzystania tylko w śniegu i poza asfaltem.
Układ Jezdny. Ładowność samochodu wynosi powyżej tony, ale nie ogranicza to w wyraźny sposób komfortu – jakością prowadzenia D-Max dorównuje SUV-om sprzed kilku lat (takim z ramą).
Koszty. Dobra cena bazowa w połączeniu z licznymi odpisami podatkowymi sprawia, że oferta jest bardzo atrakcyjna. Do ceny doliczyć trzeba niestety koszt nadbudowy i wykładziny skrzyni (pakiet wraz z czujnikami cofania) – 11,6 tys. zł. Rozbity przez Euro NCAP D-Max uzyskał niezłą (choć nie najlepszą) notę: 4 gwiazdki.