Czasem jednak przychodzi taki moment, że stereotyp wali się niczym domek z kart. Mogliśmy doświadczyć tego rzadkiego zjawiska dzięki Fiatowi Bravo. Kompaktowy włoch na dystansie 100 tys. km sprawował się wręcz wzorowo i swoim wynikiem przebił nie tylko koncernowych braci, lecz również kilku konkurentów, powszechnie uważanych za bardziej trwałych. Mówiąc krótko – szóstka dla Fiata!
Bravo w wersji Emotion ze 150-konnym dieslem 1.9 Multijet odebraliśmy w kwietniu 2008 r. Od samego początku ze wszystkich ust posypały się komplementy: największe wrażenie zrobiła na nas dopracowana jednostka wysokoprężna (oczywiście, z wtryskiem common rail) i bardzo bogate wyposażenie – m.in. układ nawigacji GPS, poduszka kolanowa kierowcy oraz ksenony. Tak długiej listy dodatków nie powstydziłby się niejeden model segmentu D.
Szybko okazało się, że Bravo szczególnie chętnie wybierają redaktorzy udający się na dłuższe wypady. Nic dziwnego – wygodne i przestronne wnętrze (zwłaszcza z przodu) oraz dynamiczny silnik świetnie sprawdzają się w trasie, dlatego kompaktowy Fiat błyskawicznie wyrobił sobie opinię idealnego towarzysza podróży. Dziennik pokładowy potwierdza: doskonały napęd, duży zasięg, niskie spalanie – Bravo to naprawdę przyjemny samochód. Pierwsze słowa krytyki dotyczą zbyt krótkich i niewygodnych siedzisk, które nieco psują radość z jazdy kompaktowym włochem. Pod tym względem Bravo niestety jest gorsze od niemieckiej konkurencji – wyrokuje jeden z naszych współpracowników.
Niezbyt pochlebne opinie zebrał także sztywno zestrojony układ jezdny – w dzienniku testowym znaleźć można dość dużo uwag na jego temat. Jeden z testujących po powrocie z południa Europy napisał, że auto na długich poprzecznych nierównościach mocno podskakuje, a na zakrętach, mimo sztywnego zawieszenia, trochę się przechyla. W Bravo nigdy nie ma spokoju – czujesz się jak po butelce zimnego prosecco. Na szczęście nie wszyscy podzielali to zdanie. Na dobrej oraz równej nawierzchni kompaktowy Fiat prowadził się pewnie i przewidywalnie. Trzeba było się jedynie przyzwyczaić do tego, że np. przyciski służące do programowania nawigacji znajdują się pod sufitem, a podgrzewania foteli nie da się regulować.
Z czasem jednak wszyscy krytycy umilkli, bowiem Bravo konsekwentnie i bez zająknięcia pokonywało kolejne dziesiątki tysięcy kilometrów. Niektórzy jeszcze co prawda narzekali na działającą z pewnym opóźnieniem klimatyzację czy też niezbyt czytelny prędkościomierz, ale ogólnie rzecz biorąc, nie mieliśmy żadnych powodów do niepokoju.
Pierwszy przegląd po przebiegu 30 tys. km sprowadził się do wymiany płynów i filtrów, natomiast w ramach drugiego (po 60 tys. km) stwierdzono jedynie zużycie przednich tarcz i klocków hamulcowych. Nic dziwnego – silnik cały czas zachęcał do dynamicznej jazdy. A poza tym? Podstemplowanie książki serwisowej i koniec. Właśnie tak powinien wyglądać każdy przegląd!
Niestety, na kilka słów krytyki zasłużyła ASO Fiata. Nasze Bravo umówiliśmy z dość dużym wyprzedzeniem, a mimo to podczas wizyty okazało się, że w magazynie akurat zabrakło tak podstawowych elementów, jak pióra wycieraczek i filtr przeciwpyłkowy. Dobrze, że przynajmniej nasz maratończyk dalej sprawował się bez zarzutu. Tylne klocki hamulcowe poddały się dopiero po przebiegu 92 337 km, ale zostały od razu wymienione w ramach trzeciego przeglądu.
Aż do tego momentu wydawało się, że Bravo zaliczy test bez choćby jednej usterki… Niestety, niecałe 4 tys. km przed końcem maratonu na desce rozdzielczej zapaliła się pomarańczowa kontrolka awarii silnika, a auto przeszło w tryb awaryjny. Czyżby stereotyp o usterkowych Fiatach znowu miał się potwierdzić?
Nie pozostało nam nic innego, jak zaprowadzić nasze Bravo do serwisu. Niestety, ASO aż przez pięć dni usiłowała ustalić przyczynę usterki. W tym celu wymieniono kilka elementów, a także rozebrano niemal pół silnika. Co gorsza, zbyt szybko i pochopnie pamięć komputera została wyczyszczona z zapisanych błędów. Wreszcie diagnoza – nieszczelność w układzie dolotowym. Sprawczynią całego zamieszania okazała się kuna, która postanowiła wypróbować swoje zęby na gumowym przewodzie doprowadzającym powietrze z intercoolera do sprężarki.
W konsekwencji doszło do zmiany parametrów mieszanki i sterownik podawał zbyt dużą ilość paliwa do komór spalania. To z kolei doprowadziło do awarii filtra cząstek stałych i czujników służących do pomiaru parametrów spalin. Uważamy jednak, że autoryzowany serwis powinien był znacznie szybciej znaleźć źródło problemów i nie wymieniać na chybił trafił niemal połowy zespołu napędowego.
I jeszcze słowo pochwały: przy okazji poszukiwania przyczyn wspomnianej awarii odkryto wadliwą uszczelkę między głowicą a kolektorem wydechowym – naprawę wykonano w ramach gwarancji. Na koniec przepaliła się jedna żarówka, natomiast drobne ślady powierzchniowej korozji na elementach układu elektrycznego wielkodusznie pominiemy milczeniem – przecież to tylko kosmetyka.
Zamiast tego wolimy bić brawo, ponieważ tak dobrze na dystansie 100 tys. km nie wypadł jak dotąd żaden inny samochód Fiata. Poprawa jakości stała się faktem!