W Polsce - głównie, bo zdarzają się przecież wyjątki - tzw. limuzyny kupuje się po to, by cieszyć się nierzadko urojonym prestiżem. Niemieccy przedstawiciele luksusowych segmentów często trzy czwarte rozwiązań czerpią z mniejszych aut marki, ale to nie przeszkadza im utrzymywać pozycji lidera. Citroen C6 nie jest inny - pod wieloma względami to wypadkowa najlepszych cech francuskiego producenta, które dotychczas znajdowały odzwierciedlenie przede wszystkim w “klasie średniej". W 1999 roku zebrano śmietankę i doprawiono ją urokiem pierwszych DS-ów.

Citroen kazał jednak jeszcze trochę na siebie poczekać - do produkcji limuzyna C6 trafiła bowiem dopiero w 2005 roku. W ciągu 6 lat wytwarzania sprzedano niecałe 20 tysięcy sztuk - i mało, i dużo zarazem. Cena - około 250 tysięcy złotych. Dla jednych - zawrotna. Mało kto, wydając tyle, chciał w zamian otrzymać Citroena. Z drugiej strony C6 wydawał się bardzo rozsądną, między innymi finansowo, alternatywą dla niemieckich konkurentów. Miał przy tym jedną poważną przewagę - był unikatowy.