• Alians wprowadza koncepcję „leader-follower”, czyli lider-naśladowca
  • Modele poszczególnych marek będą do siebie bardziej podobne
  • Renault będzie „marką referencyjną” na rynku europejskim

Obecny kryzys i wyzwania związane z transformacją źródeł napędu oznacza, że przetrwają tylko najsilniejsi w branży motoryzacyjnej. Dlatego alians Renault-Nissan-Mitsubishi nie tylko symbolicznie kończy waśnie po aferze wokół Carlosa Ghosna (były twórca i szef aliansu, zarzuca mu się defraudacje środków firmowych i przestępstwa podatkowe), ale przede wszystkim radykalnie pogłębia współpracę między firmami. To, co zaprezentowali szefowie poszczególnych grup podczas wideokonferencji w środowy poranek, do pewnego stopnia przypomina strategię koncernową, jaką stosuje np. grupa Volkswagena. Przewodniczący rady nadzorczej aliansu i prezydent Renault, Jean-Dominique Senard, wyraźnie jednak zaznaczył, że fuzja firm nie jest planowana. Czego więc możemy się spodziewać w przyszłych latach ze strony Renault, Nissana i Mitsubishi?

Przede wszystkim firmy chcą ujednolicić techniczne podzespoły swoich samochodów i uniknąć dublowania prac na rozwojem nowych technologii. Od 2022 r. w aliansie ma obowiązywać koncepcja „leader-follower”, czyli lider-naśladowca. Taka zasada funkcjonuje już przy projektowaniu aut dostawczych. Teraz też w każdym segmencie modeli osobowych będzie jeden model wiodący, przecierający szlak, pochodzący od tej marki, która ma w danym obszarze najlepsze rozeznanie i najsilniejszą pozycję rynkową. Pozostałe marki będą oferować siostrzane modele na jego bazie i wspierać główny zespół inżynierów przy konstrukcji. Wspólne ma być nie tylko to, co „pod blachą”, ale także to, co widoczne.

Nawet 40-procentowe oszczędności przy opracowywaniu nowych modeli

Koszty inwestycji w nowe platformy mają być dzielone między członków aliansu. W efekcie wydatki na opracowanie nowych modeli, układów napędowych i technologii będą mogły zostać zmniejszone nawet o 40 proc. Również produkcja ma być grupowana dla poszczególnych segmentów. Czy to oznacza też zamknięcie fabryk? Clothilde Delbos, p.o. prezesa zarządu Renault, powiedziała, że jest jeszcze za wcześnie by mówić o konkretach w kwestii struktury produkcji. Na pewno zostaną jednak zwiększone efekty synergii przy zakupach u poddostawców – Renault, Nissanowi i Mitsubishi bardziej opłaca się zamawiać np. opony, czujniki parkowania czy moduły klimatyzacji wspólnie niż pojedynczo.

Obecnie firmy już intensywnie wymieniają się rozwiązaniami, nawet poza aliansem. Silniki Renault napędzają nie tylko Nissany i Dacie, ale trafiają też np. do Mercedesów. Nissan ma dalej stanowić centrum kompetencji kei-carów (rynek japoński) i jednostek spalinowych o większej pojemności (USA, Ameryka Południowa, Bliski Wschód). W przyszłości jednak będzie w aliansie odpowiadał także za rozwój technologii autonomicznej jazdy, oprogramowanie dla samochodów na rynek chiński, a także elektryczny układ napędowy dla platformy CMF-EV. Japończycy jako autorzy sukcesu Qashqaia będą też nadawać ton przy rozwoju kolejnych generacji kompaktowych SUV-ów.

Półkę niżej, w segmencie B, wiodącą rolę obejmie Renault – w gestii Francuzów będzie nie tylko „hardware” czyli platforma CMF-B, mniejsze silniki spalinowe i elektryczne, ale też pokładowe oprogramowanie wykorzystujące Androida. Natomiast Mitsubishi ma najlepsze rozeznanie w zakresie hybrydowych układów napędowych, które alians planuje stosować przede wszystkim w większych modelach segmentów D i E.

Z punktu widzenia rynków, Grupa Renault ma wieść prym w Europie, Rosji, Korei Południowej, Afryce północno-zachodniej i Ameryce Południowej. Dominacja Nissana to z kolei Ameryka Północna, Bliski Wschód, Afryka Południowa, Japonia i Chiny. Strefa wpływów Mitsubishi obejmuje Oceanię i Azję Południowo-Wschodnią. Na tych rynkach gdzie funkcjonują wszystkie marki, firmy mają się wzajemnie wspierać, np. w zakresie logistyki czy dystrybucji. Działać na rzecz wyższej konkurencyjności względem rywali, i mniej konkurować między sobą.

Jak zmienią się gamy modelowe?

O tym jak będą wyglądać przyszłe generacje modeli europejskich możemy jedynie spekulować. Podczas konferencji zdradzono jedynie, że niebawem pojawi się kolejny elektryk w segmencie B i nowy SUV segmentu C. O ile Mitsubishi nie wycofa się z naszego kontynentu (przedstawiciele marki unikali odpowiedzi na pytanie o przyszłość w Europie, zdradzili tylko, że badają różne scenariusze), to możemy być pewni, że nowe ASX i/lub Eclipse Cross powstaną na bazie następnego Nissana Qashqaia. Z kolei wśród pick-upów Nissan Navara mógłby stać się technicznym bratem Mitsubishi L200.

Kilka dni temu media obiegły plotki o możliwym zakończeniu produkcji Renault Espace i Talismana – rynek na tego typu samochody w Europie się kurczy. Stawiamy, że Espace'a pogrzebie 7-osobowy SUV bazujący na następnym Nissanie X-Trailu (czyli zastąpi go po prostu nowy Koleos), natomiast szansą dla Talismana byłoby „zbratanie się” z amerykańskim Nissanem Altimą.

Paradoksalnie pod znakiem zapytania stoi też przyszłość Megane. Do spełnienia unijnych norm emisji spalin Renault przydałby się kompaktowy elektryk z prawdziwego zdarzenia, nieco większy od Zoe. Za takim scenariuszem przemawia też... wola prezydenta Francji – Emmanuel Macron właśnie przeznaczył 8 mld euro na wsparcie przemysłu motoryzacyjnego i chciałby, by w najbliższych latach trzy czwarte Francuzów mogło kupić auto elektryczne. Jego program zakłada intensywny rozwój rynku samochodów przyjaznych środowisku przez bezpośrednie dopłaty dla nabywców, środki na rozwój fabryk, technologii oraz infrastruktury ładowania. Zatem: następcą Megane'a może być... francuski brat kolejnego Nissana Leafa.

Koncepcja działania przyjęta przez alians Renault Nissan Mitsubishi z dużym prawdopodobieństwem spowoduje upodobnienie do siebie aut oferowanych przez poszczególne marki. Jednocześnie jednak mają one szanse być bardziej konkurencyjne względem rywali, którzy stosują taką samą taktykę w swoich koncernach, a przy ryzykownych przedsięwzięciach nawet nawiązują współpracę ponad grupami kapitałowymi.