• Kierowca BMW, który miał kolizję i mógł spowodować pożar samochodu marki Kia, otrzyma zarzut prokuratorski
  • Organom ścigania zarzuca się brak przejrzystości i próbę ukrycia informacji
  • Na skutek pożaru zginęła cała rodzina jadąca samochodem Kia
  • Kierowca BMW będzie oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym
  • Policja posiada analizę "czarnej skrzynki" BMW, która pozwoli na odtworzenie przebiegu wypadku

Przypomnijmy tylko, że tragiczne wydarzenie miało miejsce 16 września 2023 r. ok. godziny 20 na 339. kilometrze autostrady A1 w miejscowości Sierosław. To dość uczęszczana trasa, wielu kierowców używa wideorejestratorów, nagrało się zatem także pędzące z ogromną prędkością sportowe BMW.

Według dość wiarygodnie brzmiącej jednej z wersji zdarzenia kierujący BMW próbował wyprzedzać z prawej strony wolniej jadący lewym pasem samochód marki Kia. Doszło do zderzenia, skutkującego poważnym uszkodzeniem BMW i – co gorsze – pożarem Kii. Rodzina jadąca Kią zginęła, prawdopodobnie nie w wyniku uderzenia, lecz z powodu pożaru.

Zaskakujące zachowanie policji i prokuratury

To, co jest najdziwniejsze w tej sprawie, to zaskakująca powściągliwość organów ścigania. Zwykle policja chętnie dzieli się informacjami ze zdarzenia, sprawdza trzeźwość kierowców, stawia zarzuty, nierzadko służby z miejsca ferują wyroki (pamiętacie wypadek kolumny wiozącej premier Beatę Szydło z Seicento?) i to nawet w sytuacjach dalece wątpliwych. W tym przypadku od wielu dni po Internecie krążą nagrania BMW jadącego autostradą niczym petarda, krążą zdjęcia rozbitego BMW, giną ludzie, a policja... milczy. A konkretnie: przynajmniej oficjalnie nie może powiązać rozbitego BMW ze spaloną Kią.

W obiegu publicznym pojawiły się domysły, że kierujący BMW może być członkiem rodziny prominentnego przedstawiciela policji. Policja temu jednak zaprzeczyła, co nie znaczy oczywiście, że nie "trafiło" na osobę, która ma znajomości i możliwości.

Śledztwo przez wiele dni prowadzono w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Mało tego: o fakcie, iż w zdarzeniu brały udział dwa samochody, a nie jeden, oficjalnie dowiedzieliśmy się z kilkudniowym opóźnieniem.

BMW jechało z prędkością 253 km/h

Tymczasem biegły na podstawie zapisów "czarnej skrzynki" BMW określił prędkość pojazdu bezpośrednio przed wypadkiem na 253 km/h. W tej sytuacji cokolwiek zrobił bądź czego nie zrobił kierowca Kii, całość winy lub jej część obciąża kierującego BMW. Normalny kierowca w przeciętnym samochodzie nie jest w stanie dostosować się w sensownym czasie do oczekiwań pirata drogowego, który uważa, że "lewy pas nie jest dla leszczy".

W sprawie interweniowała posłanka Hanna Gil-Piątek.

Prawdopodobnie jednak to nieustający nacisk opinii publicznej sprawił, że zapadły przełomowe decyzje w sprawie kierowcy BMW: stopniowo ujawniano coraz więcej informacji, pojawiła się ogłoszona dziś decyzja prokuratora:

Dowiedz się więcej:

Zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym

31-letni kierowca BMW zostanie oskarżony z art. 177 par. 2 Kodeksu karnego, co oznacza podejrzenie spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

W tzw, międzyczasie w sprawie wypowiadał się ojciec kierowcy BMW, do którego dotarli dziennikarze, twierdząc, że Internet za szybko wydał wyrok na jego syna i jest to wyrok niesłuszny. Tymczasem policja dysponuje analizą "czarnej skrzynki" BMW, która z pewnością pozwoli na odtworzenie przebiegu wypadku niemal metr po metrze.

Nie brakuje nagrań samochodu, który poruszał się z absurdalną prędkością.

Teraz sprawą zajmie się sąd i albo kierującego BMW uniewinni, albo skaże.