- Polskie przepisy jasno określają, jakie parametry może mieć rower, także ten elektryczny. Podana jest moc, maksymalna prędkość oraz rozmiar
- Tymczasem plagą polskich miast stają się jednoślady, które tylko rowery udają
- Są bardzo mocne, ważą po kilkadziesiąt kg i pędzą po chodnikach i ścieżkach rowerów i ponad 50 km na godz.
- Policjanci od mieszkańców coraz częściej otrzymują zgłoszenia dotyczące elektrycznych jednośladów. Najczęściej dotyczą one przekroczenia prędkości, z którą ich użytkownicy się poruszają - czytamy w oficjalnym komunikacie polskiej policji. To coraz większy problem. Polskie miasta stają się wręcz niebezpieczne i są miejsca, gdzie piesi po prostu czują się zagrożeni. Elektryczne jednoślady rozwijają zawrotne prędkości, a ich kierowcy jeżdżą czasaem bez poszanowania przepisów. Często takie elektryczne rowery są rowerami tylko z nazwy.
Przeczytaj także: Dzieci giną na hulajnogach. Ekspert proponuje "model fiński"
Polskie przepisy jasno definiują, czym jest rower
Nie każdy przypominający rower pojazd może się poruszać po chodnikach i drogach dla rowerów. Prawo o ruchu drogowym w art. 2. 47) mówi jasno:
rower – pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km na godz.
Te masywne jednoślady, na których często jeżdżą kurierzy (stąd określenie "rower kurierski") są znacznie bardziej podrasowane. Często mają nawet sześć razy więcej mocy, bez problemu rozpędzają się do ponad 50 km na godz. Są też dużo cięższe od zwykłych rowerów elektrycznych, które zwykle ważą około 25 kg. Masa kurierskiego sprzętu często przekracza 40 kg, a zdarzają się samoróbki o masie 70-80 kg.
Takie prędkości i masa to wyjątkowo niebezpieczne połączenie przy ewentualnym zderzeniu z pieszym czy rowerzystą. To proszenie się o tragedię. O tym niebezpiecznym procederze więcej napisaliśmy w tym miejscu: Motocykle udające rowery opanowały miasto. "Jestem mega zadowolony". To już plaga
Policja przetestuje nową broń. Rowerowa hamownia
Wyłapywanie takich osób jest trudne, ponieważ policji brakuje sił i środków do regularnych kontroli chodników i dróg dla rowerów. Nie ma też jeszcze odpowiednich narzędzi, ale to się może niedługo zmienić. Policjanci z Wielkopolski przetestują tzw. hamownię. Takie urządzenie pozwala szybko skontrolować, czy hulajnoga lub rower elektryczny nie rozwijają zbyt dużej prędkości. Podobne urządzenia są już stosowane przez policjantów w Holandii, Belgii oraz w Irlandii.
Policja podkreśla, że żeby takie urządzenia trafiły na wyposażenie naszych służb:
muszą być zachowane wszelkie procedury prawne i legalizacyjne dopuszczające urządzenie do użytkowania. Legalność wykorzystania takiego urządzenia, z uwagi na obowiązujące przepisy dotyczące postępowania w sprawach o wykroczenia, w tym także przed sądem, nie może budzić żadnych wątpliwości.
Wydaje się, że to tylko kwestia czasu. Wysyp elektrycznych motocykli udających rowery to nie jest tylko polski problem.
Co grozi za jazdę na takim "rowerze"?
Jeśli już ktoś zostanie złapany, to kary mogą być bardzo dotkliwe. To nie sam mandat, ale i problemy z ubezpieczeniem:
- grzywna do 1500 zł za jazdę niedopuszczonym do ruchu pojazdem;
- sądowy zakaz prowadzenia pojazdów na okres od sześciu miesięcy do trzech lat;
- mandat w wysokości 100 zł i pięć punktów za ewentualną jazdę bez kasku;
- opłata karna od Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego (UFG) za brak obowiązkowego OC: od 310 do 1560 zł, jeśli luka w ubezpieczeniu przekracza 14 dni;
- regres ubezpieczeniowy: zwrot odszkodowania i świadczeń wypłaconych poszkodowanym przez UFG.