Mercedesem. 420 GL. No, tak - dieslem. Cdi. Tak odpowiedział Lewis Hamilton na pytanie, czym jeździ na co dzień. Pomińmy, co znaczy na co dzień u wyścigowego Mistrza Świata Formuły 1. Zwróćmy uwagę, jak się wytłumaczył: GL jest pakowny. Wyciągam się w nim wygodnie i jadę sobie. Co mi więcej trzeba?.

Co mi więcej trzeba. Credo rozwoju ludzkości? Ale oczywiście on ma dalsze wytłumaczenie. Więcej - każdy pośpieszy wziąć go w obronę: przecież się ściga. Zaspokaja się na torze, tam ma dość adrenaliny. Na co dzień nie musi jeździć szybko; byłoby dziecinadą tak robić, zresztą na dzisiejszych drogach to i tak niemożliwe…

No tak. Wyobraźmy sobie pewnego mężczyznę. Nie Seana Connery, nie George’a Clooneya i nie Brada Pitta. W łóżku jest niezrównany; istny Casanova do kwadratu. Na co dzień chodzi w gaciach i zgruźlonym polarze, dla kobiet jest gderliwy. Po co ma wyglądać, pachnieć, flirtować? Przecież zaspokaja się nocami.

Na szczęście nie zawsze tak było, choć może jest to tyleż kwestia czasów, co temperamentu. Gilles Villeneuve w latach startów w Scuderii Ferrari na co dzień jeździł Ferrari 308. Marco Piccinini, dyrektor sportowy zespołu, jadąc z nim z Modeny do Mediolanu autostradą A1, zwrócił mu w pewnej chwili uwagę: Gilles, przecież my staniemy! Jesteś na rezerwie i mijasz stację. Villeneuve zorientował się, że istotnie właśnie minął wjazd do AGIP + Autogrill. Rzut oka w lusterko, gwałtowny ruch kierownicą połączony z jeszcze mocniejszym hamowaniem i czerwone Ferrari odwróciło się o 180 stopni, by w chmurze dymu wjechać na stację benzynową od strony wyjazdu.

To jedna z wielu relacji o legendarnym Kanadyjczyku. Innym razem, wracając z Monako, przyprawił o palpitację urzędnika z kiosku poboru opłaty autostradowej przy bramce Modena Sud, który zerknął na odbitą godzinę i przeliczył średnią. Mało tego, tak samo zachowywał się za sterami swojego śmigłowca, a gdy mechanik obejrzał Fiata 131, którym Gilles dojeżdżał wyłącznie z Modeny do Maranello, orzekł: Tu nie ma czego naprawiać. To auto jest do kasacji.

Villeneuve też zaznawał adrenaliny na torze i na co dzień nie musiał jeździć szybko, ale po prostu samochód traktował jak niewyczerpaną, pasjonującą przygodę. Zawsze. Każdy. Był jak wilk, który nie zje buraczków. W Maranello do dziś wspomina się, co wyprawiali na lokalnych drogach Gilles i jego kompan z zespołu, Didier Pironi, obydwaj za kierownicami czerwonych 308. We Włoszech są dziś o tym komiksy! Wielki Mauro Forghieri opisuje w książce nieprawdopodobną jazdę do Neapolu na prawym fotelu u Carlosa Reutemanna. Gdy Lorenzo Bandini ruszał z Maranello na Grand Prix Monako - samochodem, a jakże i to w nocy! - Chris Amon upominał go: Tylko nie pędź tak, jak zwykle. Pamiętaj, że jadę za tobą Fiatem 1300. A Castellotti i jego słynne nocne treningi wokół rodzinnego Lodi, którymi zdobywał szlify do późniejszego triumfu w Mille Miglia?

Nie można machnąć ręką i skwitować: Włochy. Inny świat. To schemat i łatwo go schematem przełamać: mam wspomnieć, jak jeździli - bynajmniej nie na oesach - flegmatyczni Finowie z chłodnej Północy, rajdowe asy Mikkola, Alén, Vatanen? A Jean Ragnotti, człowiek-widmo Alp Francuskich, dróg wokół Gap? Znam takich, którzy mieli szczęście zobaczyć, co robi na wąskiej półce skalnej. Nie na trasie Monte Carlo, lecz w zupełnie cywilnych warunkach, choć w niezupełnie cywilnym aucie - Renault 5 Turbo. Nie wyglądał na kogoś, kto mówi o sobie: Wyciągam się wygodnie i jadę sobie. Co mi więcej trzeba?

Zresztą, Polska także. Sobiesław Zasada co i rusz wspomina w książkach swoje przygody na naszych drogach; najwyżej kilkanaście zakrętów branych bokiem z mocy na ośnieżonych szosach w drodze do Warszawy. Jeśli wiedzieć, kogo zapytać, opowie, do czego zdolny był na co dzień wielokrotny wyścigowy Mistrz Polski - nazwijmy go Pan Henryk, a także kierowca rajdowy z naszej ścisłej czołówki początku lat 90. - niech mu będzie Pan Robert.

Zmieniły się czasy. Szkoda. Dziś kierowca F1 klepie formułkę o śladzie węglowym, po czym zabiera go z toru prywatny odrzutowiec. Głosi kazania o bezpieczeństwie, a niebezpieczni są ci, którzy biorą to do serca i toczą się w bezmyślnym znieczuleniu wielkimi SUV-ami. Nie tylko Mercedesem 420 GL.

Na szczęście wciąż znam wyjątki.

Chcesz dowiedzieć się więcej o Supercar Club Poland? Wejdź na www.supercarclub.pl