Kiedy wszyscy posłusznie mówią "tak", Andrej Babiš mówi "nie". Premier Czech nie patrzy przychylnie na planowany zakaz sprzedaży samochodów spalinowych w Unii Europejskiej. "Nie możemy poddać się dyktatowi tego, co zieloni fanatycy wymyślili w Parlamencie Europejskim" – stwierdził podczas rozmowy z portalem informacyjnym "iDnes.cz".

Babiš uważa, że transformacja napędowa jest w tym momencie po prostu niemożliwa. Planuje wspierać elektromobilność poprzez rozwój infrastruktury, ale nie będzie dotować produkcji aut na prąd i ograniczać wytwarzania pojazdów napędzanych paliwami kopalnymi. "Normalne samochody będą nadal produkowane normalnie. Samochody elektryczne to luksus, nie są dostępne dla zwykłych ludzi" – wyjaśnił w wywiadzie.

Czeskie veto

Czechy nie są może największym i najbogatszym krajem Unii Europejskiej, ale w ostatnich latach notują spory wzrost PKB per capita. Duża w tym zasługa przemysłu motoryzacyjnego, który odpowiada za niemal jedną trzecią czeskiej gospodarki.

W przeliczeniu na mieszkańca nasi sąsiedzi są jednym z największych producentów aut na świecie – wytwarzają nie tylko Skody, ale też Toyoty i Hyundaie. Nic dziwnego, że Babiš nie chce z tego zrezygnować. "Nie zgodzimy się na zakaz sprzedaży samochodów napędzanych paliwami kopalnymi" – rozwiewa wątpliwości.

Po drugiej stronie barykady stoi Komisja Europejska dążąca do realizacji Europejskiego Zielonego Ładu. Jeden z jego punktów zakłada, że wszystkie auta rejestrowane po 2035 r. powinny być bezemisyjne. Veto naszych sąsiadów może być początkiem poważniejszej dyskusji o przyszłości silników spalinowych, tym bardziej że w drugiej połowie 2022 r. Czechy obejmą rotacyjną prezydencję UE.