• Spada popyt na ropę, a jednocześnie rośnie jej produkcja. To przepis na spadek cen na światowych rynkach
  • Spadek cen ropy tylko w ograniczonym zakresie wpływa na spadek cen paliw przy dystrybutorze
  • Obecny kryzys przyspieszy zmiany technologiczne i organizacyjne na stacjach paliw, choć nie wszystkie go przeżyją

Dzisiejsze ceny ropy – stale zmieniające się, ale sięgające poziomu 20 dolarów za baryłkę (159 litrów) – stanowią mniej niż 30 proc. ceny z początku roku. Wtedy ceny ropy sięgały 70 dolarów za baryłkę, a dziś dochodzą do 20 dolarów, zachowując przy tym trend spadkowy. Ceny benzyny, które jeszcze kilka tygodni temu oscylowały wokół 5 zł za litr, spadły o kilkadziesiąt groszy na litrze, co jest najniższym poziomem od lat; szukając najtańszej benzyny w mieście, z łatwością zatankujemy samochód w cenie wyraźnie poniżej 4 zł za litr. Dlaczego jednak – przynajmniej na razie – spadek cen na stacjach to zaledwie ok. 20 proc., skoro ceny ropy spadły dużo, dużo bardziej?

– Przy cenie detalicznej 5 zł za litr, udział wszelkich podatków w cenie benzyny (akcyza, VAT, opłata paliwowa, opłata emisyjna) wynosi nieco ponad 50 proc. – tłumaczy Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen. – Jeśli spadają ceny ropy na giełdzie towarowej w Rotterdamie, to jest to oczywiście – po przemnożeniu przez kurs walutowy – punkt wyjścia dla hurtowych cen paliw, ale wysokość podatków się od tego nie zmienia. Ponieważ cena surowca to tylko część detalicznej ceny paliwa, to i zmiany cen paliw na stacjach nie są tak duże jak zmiany cen ropy na giełdzie towarowej. Działa to i w drugą stronę – jeśli ceny ropy gwałtownie rosną, nie przekłada się to bezpośrednio na wzrost cen paliw na stacjach.

Samochody nie jeżdżą, samoloty nie latają... – Spadek popytu na paliwo na świecie jest absolutnie bezprecedensowy – wyjaśnia Adam Czyżewski – Jest on na dzień dzisiejszy ok. 5-krotnie większy niż podczas kryzysu w 2009 roku. Przekładając to na liczby i procenty, mamy obecnie do czynienia ze spadkiem światowego zużycia ropy i paliw na poziomie 10-12 mln baryłek dziennie (w normalnych warunkach każdego dnia zużywa się na świecie ok. 100 mln baryłek ropy naftowej i paliw). Rafinerie, które nie mogą sprzedać paliwa, muszą więc ograniczać produkcję.

W czasie kryzysu tankujemy mniej paliwa. O ile mniej? Te dane będą napływać od koncernów paliwowych za jakiś czas, ale można śmiało założyć że chwilowe spadki zużycia paliw przez prywatnych użytkowników aut przekraczają 30 proc. Foto: ACZ / Auto Świat
W czasie kryzysu tankujemy mniej paliwa. O ile mniej? Te dane będą napływać od koncernów paliwowych za jakiś czas, ale można śmiało założyć że chwilowe spadki zużycia paliw przez prywatnych użytkowników aut przekraczają 30 proc.

Mniejsze zużycie – wzrost produkcji ropy?

Tymczasem produkcja ropy nie spada tylko... rośnie! Ponieważ nie doszło do porozumienia Arabii Saudyjskiej z Rosją w kwestii ograniczenia produkcji ropy, to i jeden, i drugi kraj wydobywa więcej ropy, żeby nie tracić udziałów w rynku. Rezultat jest taki, że szacowana nadwyżka podaży ropy na rynku jest dużo większa niż wynosi objętość wolnych magazynów i konieczne jest ograniczenie produkcji.

Co do ograniczenia produkcji – kontynuuje główny ekonomista PKN Orlen – to można to zrobić w sposób zorganizowany i niezorganizowany. W sytuacji, gdy główne kraje wydobywające ropę naftową nie mogą się porozumieć, a na rynku są jeszcze Stany Zjednoczone, dochodzi do świadomej nadprodukcji. Rosja i Arabia Saudyjska argumentują, że skutkiem ograniczenia przez nie wydobycia jest to, iż USA przejmują ich udziały w rynku.

A kryzys kiedyś się skończy i cena wzrośnie – i wtedy w lepszej sytuacji będą kraje mające większe udziały rynkowe. W takiej sytuacji, gdy brak jest porozumienia w sprawie ograniczenia wydobycia pomiędzy trzema największymi producentami, cięć wydobycia musi dokonać rynek. Ceny ropy muszą spaść do poziomów wymuszających zamknięcie niektórych jej źródeł. – Wiedząc, że w większości, w ponad 90 proc. źródeł koszty operacyjne wydobycia ropy są niższe niż 20 dolarów za baryłkę (wynoszą od kilku do kilkunastu dolarów) można założyć, że ceny ropy spadną wyraźnie poniżej tego progu. Panuje przekonanie, że w perspektywie kilku tygodni, w miarę jak będą wypełniały się magazyny, ceny ropy spadną do poziomu 10-15 dolarów za baryłkę. To musi mieć wpływ na ceny paliw.

Ceny ropy muszą w obecnej sytuacji spaść na tyle, by ze względów ekonomicznych konieczne było wyłączenie najmniej ekonomicznych jej źródeł Foto: Gazeta Prawna/ PAP
Ceny ropy muszą w obecnej sytuacji spaść na tyle, by ze względów ekonomicznych konieczne było wyłączenie najmniej ekonomicznych jej źródeł

Co innego ropa, co innego paliwo...

– O ile nadpodaż jest istotnym czynnikiem kształtującym rynek ropy, to już inaczej sprawa wygląda na rynku paliw, na którym nadpodaży nie ma albo jest istotnie mniejsza. Wynika to z prostego faktu, iż jeśli rafinerie nie mogą sprzedać paliwa, to go po prostu nie produkują.

Paliwa źle się przechowuje – w przeciwieństwie do ropy, którą można przechowywać niemal przez dowolny czas. Paliwo się psuje, a zwłaszcza benzyna z dużą zawartością biokomponentów, dlatego rafinerie starają się unikać nadprodukcji (może wystąpić w przypadku wybranych produktów rafineryjnych – właśnie benzyny) – w każdym razie szok na rynku paliw jest mniejszy niż szok na rynku ropy. W konsekwencji paliwa tanieją wolniej niż ropa.

Kolejną zmienną jest waluta – w przypadku krajów mających narodową walutę (czyli m.in. Polski) na koszt pozyskania surowca przez rafinerie ma wpływ kurs walut. – To może być czynnik powstrzymujący spadki cen paliw, ale on ich nie zahamuje – uważa główny ekonomista PKN Orlen – na razie można przewidywać drogę tylko w dół, jakkolwiek trudno przewidzieć, jak głębokie będą to spadki. Co do potencjalnego porozumienia światowych producentów ropy, to nikt nie spodziewa się go w najbliższym czasie.

Tanie paliwo, mała sprzedaż – to nie jest dobry czas dla stacji benzynowych?

– W przypadku stacji benzynowych koncernu Orlen są one tylko jednym z bardzo wielu elementów naszego biznesu, który traktowany jest jako długofalowy – mówi Adam Czyżewski – Nie ma takiej potrzeby i w ogóle nie rozważa się zamykania stacji benzynowych.

Co do zmian na stacjach, to zauważalny jest trend korzystania z aplikacji umożliwiających szybkie płacenie pod dystrybutorem. Te aplikacje były dostępne już od jakiegoś czasu, ale teraz zauważalne jest ich bardziej masowe wykorzystywanie. W sytuacji pandemii są one niezwykle przydatne, ponieważ pozwalają zatankować samochód bez wchodzenia do sklepu i bez kontaktu z obsługą oraz innymi klientami – a zatem higienicznie i bezpiecznie. Niejeden kierowca zauważy, że korzystanie z aplikacji jest też po prostu wygodne, tankowanie trwa 5 minut a nie kwadrans, a faktura, jeśli potrzebna, wysyłana jest automatycznie na adres mejlowy. – I tu rodzi się kolejne wyzwanie dla stacji, ponieważ oferta nowoczesnej stacji paliw to nie tylko paliwo, lecz także jedzenie oraz przeróżne produkty motoryzacyjne, jak choćby płyn do spryskiwaczy. Epidemia koronawirusa przyspiesza prace nad rozwiązaniami, które z jednej strony pozwolą kierowcom, którym się spieszy, szybko zatankować auto, a z drugiej umożliwią im zrobić zakupy. To może być opcja zamówienia jakiegoś produktu przy dystrybutorze, zapłacenia za niego za pomocą aplikacji razem z paliwem i np. odbioru go w okienku – jak w restauracji dla kierowców niewychodzących z auta.

Gdy cena paliwa zbliża spada do poziomu 4 zł za litr, paliwożerność samochodu schodzi na dalszy plan... Szkoda, że w czasach ograniczeń nie ma powodu, by gdzieś dalej jeździć  Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Gdy cena paliwa zbliża spada do poziomu 4 zł za litr, paliwożerność samochodu schodzi na dalszy plan... Szkoda, że w czasach ograniczeń nie ma powodu, by gdzieś dalej jeździć