Licencją na zabijanie mogę nazwać przyjęty przez posłów i senatorów pomysł podniesienia dopuszczalnej prędkości na polskich autostradach do 140 km/h i na drogach ekspresowych do 120 km/h ( w praktyce bez możliwości karania do 150 km/h i do 130 km/h).

Brak mi słów. Polska, zajmująca w Europie od lat miejsce na niechlubnym podium krajów o największej liczbie wypadków, ofiar i rannych, zezwala na wyższą dopuszczalną prędkość! Chciałbym wiedzieć, którym senatorom nie wystarcza na 800 kilometrach polskich autostrad prędkość 130 km/h. Już słyszę, że w Niemczech można jechać 250 km/h i więcej, jak ktoś ma czym... Tak, ale tylko na niewielu odcinkach o długości kilkunastu kilometrów, może nieco dłuższych. Cała reszta niemieckich autostrad to wielokilometrowe ograniczenia prędkości do 130 km/h, a często 120 km/h.

Przy obecnej infrastrukturze drogowej, coraz większej liczbie pojazdów, marnym szkoleniu kierowców, braku poszanowania prawa i słabym jego egzekwowaniu jako jedyni w Europie podnosimy limity maksymalnych prędkości. A gdzie myślenie o ekologii? 10 lub 20 km/h szybciej to większe zużycie paliwa, zwiększone wydzielanie szkodliwych substancji! Czy przy obecnych ograniczeniach prędkości Senatowi nic nie mówią roczne statystyki zabitych i rannych na polskich drogach?Przypomnę: sierpień 2010,„Weekend bez ofiar” – 44 trupy, 542 osoby ranne. Tylko jeden weekend października – 33 osoby zabite i 370 rannych. Listopad 2010, „Bezpieczny weekend” – 90 ofiar!

Uważam, że rząd i media zajmujące się partyjnymi wojnami nie dostrzegają powagi sytuacji, wagi problemu. Czy zatem zamiast nieodpowiedzialnych decyzji podwyższania dozwolonych prędkości i zalegalizowania bezkarnego przekraczania ich o 10 km/h, zwiększania realnego zagrożenia na drogach i większej liczby śmiertelnych wypadków nie czas dostosować wysokości kar do standardów europejskich? Do krajów, gdzie nikt nie odważa się proponować podwyższenia limitów dozwolonych prędkości?

Ktoś powie: jak porównać wysokość mandatów na Zachodzie do polskich zarobków? Skoro ceny paliw w Polsce są już niemal takie same jak w Austrii czy Francji, to dlaczego mandaty mają być niższe? Nasz rząd chyba nie zdaje sobie sprawy ze szkodliwości śmiesznie niskich kar za wykroczenia drogowe. Jeśli porównamy je z innymi krajami europejskimi, to są one za niskie, nie odstraszają, nie powodują lęku przed mandatem. Do tego nasi senatorowie obniżyli ostatnio wysokość mandatu za przekroczenie dozwolonej prędkości o 30 km/h z 400 do 300 zł.

Podczas moich podróży i tras koncertowych przejechałem po świecie kilka milionów kilometrów i wiem, o czym piszę. Przestrzeganie przepisów to przede wszystkim strach przed: zapłaceniem słonego mandatu, zatrzymaniem prawa jazdy, sprawą sądową. We Francji po podwyższeniu kar od 2001 roku liczba wypadków drogowych zmniejszyła się o połowę. W Polsce utrzymuje się na niemal tym samym poziomie. Rocznie ginie na naszych drogach ponad 5 tys. osób. Liczba rannych przekracza 50 tys. Według najnowszych europejskich statystyk w tej tragicznej klasyfikacji zajmujemy drugie miejsce od końca! Gorsza jest tylko Rumunia.

Szarżujący na drodze 200 km/h potencjalny morderca dobrze wie, że – gdy go złapie policja – zapłaci 500 zł mandatu, dostanie 10 punktów karnych i pojedzie dalej. Wie także, że jeśli sprawa trafi do sądu, otrzyma karę kilku miesięcy aresztu w zawieszeniu... Na pokrycie kosztów leczenia rannych państwo wydaje rocznie ok. miliarda złotych!

Moim zdaniem radykalnepodwyższenie kar za wykroczenia drogowe zmniejszyłoby liczbę wypadków i ofiar. Decyzje parlamentarzystów o podwyższeniu dozwolonych prędkości na polskich drogach są według mnie nie do przyjęcia. Podwyższanie limitu prędkości w polskich warunkach drogowych i przy naszej niskiej kulturze jazdy budzi przerażenie i wraz z niskimi mandatami daje licencję na zabijanie.

OD REDAKCJI: Artykuł Andrzeja Dąbrowskiego ma zachęcić do dyskusji na temat wyrażonych w nim opinii. Niski poziom bezpieczeństwa na polskich drogach i duża liczba ofiar wypadków wynikają nie tylko z rozwijania nadmiernej prędkości na drogach, po których można jeździć szybko. W 2009 r. na polskich autostradach i odcinkach ekspresowych doszło do 364 wypadków, w których zginęło 66 osób.

W tym samym czasie na drogach jednojezdniowych liczba wypadków przekroczyła 37 tys., a liczba zabitych – 4 tys.!Wydaje się więc, że prawdziwe problemy to: kiepska infrastruktura drogowa, słabe wyszkolenie kierowców, zbyt długi czas oczekiwania na pomoc po wypadku i brak skutecznych sposobów na zmuszenie kierowców do przestrzegania przepisów.

Jakie jest Wasze zdanie: czy faktycznie podniesienie limitu prędkości na autostradach oznacza przyznanie kierowcom licencji na zabijanie? Czy istotniejsza jest kwestia nieuchronności kary, czy też jej wysokość? Czy sądzicie, że warto wziąć przykład z krajów skandynawskich, w których wysokość mandatu zależy bezpośrednio od dochodów kierowcy?