• Najwyższa Izba Kontroli (NIK) przeprowadziła badanie polskiego systemu szkolenia kierowców
  • Według raportu NIK system obfituje w absurdy, "jest gorzej niż źle"
  • Niedouczeni kandydaci na kierowców, błędy w pytaniach, wypadki podczas egzaminów, powtórki egzaminu w tym samym dniu – to w Polsce norma

NIK zbadał polski system szkolenia kierowców i doszedł do wniosku, że jest "gorzej niż źle", a jednocześnie, że oto mamy przyczynę fatalnie niskiego poziomu bezpieczeństwa na polskich drogach. Oto garść ustaleń NIK-u, w których absurd goni absurd.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Oblany egzamin? To nic – zaraz spróbuję jeszcze raz

NIK uważa, że skandaliczny jest brak regulacji w sprawie powtórnego podejścia do egzaminów, zwłaszcza tego samego dnia. W 18 skontrolowanych WORD-ach w latach 2016-2022 liczba podejść do egzaminów na prawo jazdy kat. A i B wyglądała tak:

  • 10,7 proc. oblewających egzamin teoretyczny (ponad 87 tys. przypadków) zdawało egzamin kilka razy tego samego dnia, rekordziści po osiem razy jednego dnia
  • ponad 19 tys. osób więcej niż jeden raz w ciągu dnia podchodziło do egzaminu praktycznego na prawo jazdy. Rekordziści próbowali zdać egzamin praktyczny pięć razy w tym samym dniu
  • standardem jest zdawanie egzaminów po wielokroć: ponad 19 tys. osób podchodziło do egzaminu praktycznego 10 razy i więcej;
  • ponad 8 tys. osób podchodziło minimum 10 razy do egzaminu teoretycznego;

Nie ma wymogu, aby po dwóch, trzech czy pięciu nieudanych próbach zdania egzaminu kandydat na kierowcę podlegał jakiemuś obowiązkowemu szkoleniu. Niestety, okazuje się, że sam udział w egzaminach nie gwarantuje sukcesu, a w każdym razie nie gwarantuje szybkiego sukcesu:

  • rekordzista podchodził do egzaminu teoretycznego 163 razy
  • inny rekordzista podchodził 101 razy do egzaminu praktycznego
  • w badanych WORD-ach 8300 kandydatów na kierowcę ubiegało się o prawo jazdy przez ponad dwa lata, podchodząc do egzaminu średnio 8,5 raza

Egzaminy są przerywane w trakcie, bo egzaminowani powodują zagrożenie na drodze

W teorii, aby zostać dopuszczonym do egzaminu, trzeba nie tylko "odbębnić" obowiązkowy kurs, lecz także nabyć stosowne umiejętności. Temu służą m.in. egzaminy wewnętrzne organizowane przez ośrodki szkolenia kierowców. A tymczasem...

Egzamin praktyczny może skończyć się "negatywem" w różny sposób. Jedni kandydaci na kierowców w ogóle nie wyjeżdżają do miasta, bo mają problem z zaliczeniem "placyku". Inni jadą do miasta, ale w trakcie popełniają błędy – po powrocie do ośrodka dowiadują się, że wynik jest negatywny. Są jednak i tacy, którzy jadą do miasta, ale egzamin jest przerywany: egzaminator stwierdza, że ten kierowca jest niebezpieczny – kandydat miejską część egzaminu kończy na fotelu pasażera.

A oto, dlaczego egzaminy w mieście kończą się przed czasem (zdaniem NIK to dowód na to, że dopuszcza się do egzaminu państwowego osoby, "które nie nabyły wystarczających umiejętności oraz zachowań niezbędnych do prawidłowego, niestwarzającego zagrożeń, uczestnictwa w ruchu drogowym":

  • na 238 tys. przypadków przerwania egzaminu, w 198,1 tys. przypadków powodem było zachowanie zagrażające zdrowiu i życiu uczestników ruchu
  • w 35,1 proc. przypadków przyczyną przerwania egzaminu było nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu
  • 18,6 proc. przypadków to spowodowanie kolizji lub wypadku drogowego lub zachowanie mogące skutkować kolizją lub wypadkiem
  • 16,7 proc. przypadków związanych było z naruszeniem przepisów w sposób określony w rozporządzeniu (brak podania konkretnej przyczyny)
  • 13 proc. – niestosowanie się do znaków drogowych
  • 10,3 proc. niestosowanie się do sygnałów (np. przejazd na czerwonym świetle)
  • 4,5 proc. – nieprawidłowe zachowanie wobec pieszych (w tym: nieustąpienie pierwszeństwa, wyprzedzanie na przejściu, omijanie pojazdu, ktory zatrzymał się, by przepuścić pieszych, nieustąpienie pierwszeństwa niepełnosprawnym)
  • 1,4 proc. – spowodowanie znacznego utrudnienia ruchu, utrata panowania nad pojazdem.

Inne przyczyny to m.in. przekroczenie prędkości o więcej niż 20 km/h, nieprawidłowe wyprzedzanie, itp.

Egzaminy poprawkowe są potrzebne, bo... potrzebne są pieniądze

Trzeba jednak zauważyć – i wprost wynika to z raportu NIK – że w sytuacji, gdy WORD utrzymuje się z opłat za egzaminy (w tym za egzaminy poprawkowe), jest pokusa, aby oblewać kandydatów na kierowców bez wyraźnej potrzeby. Nie może być inaczej w sytuacji, gdy egzaminy poprawkowe są jednym z najważniejszych źródeł dochodu WORD-u:

Jak prowadzone są szkolenia i dlaczego tak źle?

Najprościej rzecz ujmując: kurs na prawo jazdy nie służy temu, aby ktoś nauczył się bezpiecznie i dobrze jeździć samochodem, lecz aby zdał egzamin. NIK:

W tym miejscu należy dodać, że sam system egzaminowania jest, delikatnie mówiąc, niedopracowany. Na podstawie 300 wylosowanych pytań egzaminacyjnych stwierdzono, że co dwunaste zawiera błędy, a co dwudzieste pytanie oraz propozycja odpowiedzi sformułowane były w sposób niejednoznaczny.

I ty możesz zostać instruktorem

Jak już wiemy, jakość kursów jest na tyle słaba, że nie przygotowują one nawet do zdania egzaminu. Ale też okazuje się, że instruktorem może zostać właściwie każdy – prawdopodobnie wyższe bariery sprawiłyby, że szybko zabrakłoby kandydatów do wykonywania tego średnio opłacanego, a jednocześnie dość stresującego zawodu. Z fragmentu raportu NIK:

A kto powoduje najwięcej wypadków w Polsce?

Żeby nie trzymać czytelników w napięciu: to młodzi kierowcy, w ciągu pierwszych lat po odebraniu prawa jazdy. Na drugim biegunie są osoby starsze (wiek 60 lat i więcej) – ci jeżdżą raczej bezpiecznie. Żeby być precyzyjnym, należy stwierdzić, że mowa jest nie o bezwzględnej liczbie wypadków, tylko o liczbie wypadków w przeliczeniu na liczbę kierowców w danej kategorii wiekowej. Sytuację przedstawia poniższa grafika:

Sprawcy wypadków – kierujący pojazdami według grup wiekowych Foto: NIK
Sprawcy wypadków – kierujący pojazdami według grup wiekowych

Turystyka egzaminacyjna – na czym to polega?

Odkąd WORD-y (Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego) powoływane są w niemal dowolnych miastach, pojawiło się zjawisko "turystyki egzaminacyjnej". Wynika to z faktu, iż znacznie łatwiej jest zdać egzamin w małym mieście, gdzie ruch niewielki, niż w dużym ośrodku. Okazuje się, że tysiące osób jest gotowych na "wycieczkę egzaminacyjną" do mniejszego miasta oddalonego o 100 km i więcej niż zdawać egzamin praktyczny u siebie w dużym mieście – Poznaniu czy Warszawie. jest zatem zjawiskiem typowym, iż egzamin teoretyczny zdaje się "na miejscu", a praktyczny – tam, gdzie łatwiej.

NIK informuje, że np. wśród warszawiaków popularne są Ostrołęka i Łomża.

Reasumując...

Niskim cenom kursów, których jakość pozostawia wiele do życzenia, towarzyszą tanie egzaminy (stawki od lat nie były waloryzowane), podczas których WORD-om może zależeć na tym, by oblanych było jak najwięcej. Ale i uzasadnionych powodów do oblewania kandydatów na kierowcę nie brakuje, bo przychodzą na egzamin kompletnie nieprzygotowani. Jeśli ktoś jest przygotowany, to nie do jeżdżenia, a do zdania egzaminu – a potem dochodzi do wypadków...