Typowa odpowiedź na każde pytanie o wirtualny rozwój polskiej sieci drogowej brzmi: "nie ma pieniędzy", ale wnikliwy czytelnik gazet wie, że to wierutne kłamstwo. Istniejące budżety nie są w pełni wykorzystywane, nie mówiąc o unijnych, drogi remontuje się na chybcika, albo przed wyborami, albo gdy zaczyna się zima i trzeba szybko wydać pieniądze. Ustrój zmienił nam się już siedemnaście lat temu, a są nadal takie miejsca w naszym pięknym kraju, w których dróg - choć są potrzebne - nie przybywa.

Każde rozsądnie zarządzane miasto w Polsce, leżące przy trasie przelotowej, buduje sobie obwodnicę. Przyczyny są jasne. Nikt nie chce, by ciężarówki przejeżdżały mu pod oknem przez całą dobę, nikt nie chce, by popękały mury jego domu. Dzieci powinny bezpiecznie przechodzić przez jezdnię, nie wdychając przy tym cząstek stałych z dieslowskich wydechów. Nawet władze naprawdę małych miast tak myślą. Małych tak, ale nie Warszawy.

Dla cudzoziemców pierwszy w życiu przejazd przez Warszawę to coś w rodzaju niespodziewanej wizyty na Marsie. Pytają, czy jakiś kataklizm spowodował niedrożność obwodnicy, myślą, że to sprawka terrorystów. Nikt nie chce uwierzyć, że strumień ciężarówek płynący przez środek miasta to norma.

Niektórzy włodarze miasta tłumaczą, że większość posłów w parlamencie każdej kadencji, z natury rzeczy, pochodzi spoza Warszawy i choć w stolicy ludzie ci mieszkają i pracują, mało ich ona obchodzi. Wolą asygnować fundusze na drogi w regionie, z którego się wywodzą. I obwodnicy jak nie było, tak nie ma.

Wszyscy udają, że stan istniejący jest normalny i że zmienić go nie można. Nie wprowadza się nawet na drogach dwujezdniowych zakazu wyprzedzania, obowiązującego ciężarówki - bo przecież naprawdę nigdy nie muszą jechać wszystkimi pasami naraz. I będzie tak wiecznie, chyba że kolejny zagubiony w mieście kierowca TIR-a przejedzie na pasach nie dziecko, tylko jakiegoś ważnego parlamentarzystę albo członka rządu.

Halo, politycy! Miasto, w ktorym żyjecie jest wizytówką całego kraju. Uczucie wstydu jest wam chyba obce. Składam zatem wniosek formalny: albo zbudujcie normalne drogi wokół Warszawy, albo przenieście Sejm, Senat i Urząd Rady Ministrów w inne miejsce. Na przykład do Włoszczowej.