Każdy samochód jeżdżący po ulicach musi przejść badanie techniczne. Z nowym samochodem raz na trzy lata, później za dwa i dalej już rokrocznie musimy odwiedzać stację kontroli pojazdów (SKP). W czasie takiego badania, jak poinformowała nas Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów, procedura musi wyglądać tak:

1) Identyfikacja pojazdu, w tym:

- sprawdzenie cech identyfikacyjnych oraz ustalenie i porównanie zgodności faktycznych danych pojazdu z danymi zapisanymi w dowodzie rejestracyjnym lub odpowiadającym mu dokumencie

- sprawdzenie prawidłowości oznaczeń i stanu tablic rejestracyjnych pojazdu;

2) sprawdzenie dodatkowego wyposażenia pojazdu;

3) sprawdzenie i ocena prawidłowości działania poszczególnych zespołów i układów pojazdu, w szczególności pod względem bezpieczeństwa jazdy i ochrony środowiska, w tym sprawdzenie i ocena:

- stanu technicznego ogumienia,

- prawidłowości działania, ustawienia i własności świetlnych świateł zewnętrznych, w tym prawidłowość działania urządzeń sygnalizacyjnych,

- stanu technicznego, skuteczności i równomierności działania hamulców,

- prawidłowości działania układu kierowniczego, stanu technicznego jego połączeń oraz wielkości ruchu jałowego koła kierownicy, w tym prawidłowość ustawienia i zamocowania kół jezdnych

- stanu technicznego zawieszenia,

- instalacji elektrycznej,

- stanu technicznego nadwozia, podwozia i ich osprzętu oraz przedmiotów wyposażenia,

- stanu technicznego układu wydechowego - w uzasadnionych przypadkach pomiar poziomu hałasu zewnętrznego podczas postoju oraz ocenę stanu technicznego sygnału dźwiękowego,

- emisji zanieczyszczeń gazowych lub zadymienia spalin;

4) sprawdzenie warunków dodatkowych dla pojazdów, określonych w rozporządzeniu o warunkach technicznych;

Nie ma możliwości na jakiekolwiek odstępstwa od tych przepisów. Ale to, że badanie musi tak wyglądać, nie oznacza, że taka jest rzeczywistość w SKP. Osoba pracująca na stacji kontroli zobaczy samochód, oceni jego stan ogólny, wizualny, jeśli mu się zechce to wjedzie samochodem na hamownię. Przynajmniej na części stacji, bo według relacji naszych czytelników, a także osobistym sprawdzeniu badań SKP przekonaliśmy się, że praktyka nie ma nic wspólnego z obowiązującymi przepisami.

Czy stoi, czy leży 99 złotych się należy

- Przyjechałem do stacji kontroli pojazdów po raz pierwszy w życiu. Miałem trzyletni samochód i akurat kończyła się ważność przeglądu. Na miejscu zostałem poproszony o kluczyki i dowód rejestracyjny. Do tej pory wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałem. Ale po chwili pracownik stacji powiedział, że mam nowy samochód, więc nie trzeba go badać, ponieważ "pewnie wszystko jest sprawne". Podbił pieczątkę na dwa lata i zaprosił do biura, żebym zapłacił 99 zł należnego  - powiedział nam jeden z czytelników.

Po otrzymaniu tej informacji, postanowiliśmy pojechać do tej samej stacji kontroli pojazdów jednym z prywatnych samochodów. Ku naszemu zaskoczeniu, procedura w krakowskiej SKP nas trochę zaniepokoiła, bo rażąco odbiegała od tej ustalonej przez prawo.

Na początku zostaliśmy poproszeni  o dowód i kluczyki.

- Czy wszystko jest sprawne? Światła działają? Hamulce działają? - zapytał jeden z diagnostów.

Odpowiedź na wszystkie zadane pytania była twierdząca. Dodałem tylko, że samochód pokonuje ok. 3 tys. km miesięcznie i nie dostrzegłem problemów w prowadzeniu. Wtedy, podobnie jak relacjonował nasz czytelnik, zostałem poproszony do biura. Po opłaceniu faktury dostałem pieczątkę na kolejny rok. Bez jakiegokolwiek sprawdzenia sprawności samochodu.

Żeby upewnić się, że nasz samochód nie został potraktowany ulgowo, pod pretekstem czyszczenia samochodu, poczekałem pod SKP, aż kolejni klienci przyjadą badać swój samochód.

- Poproszę dowód rejestracyjny i kluczyki. …cztery lata? E, to nówka... - z uśmiechem powiedział pracownik SKP. - Proszę tutaj wjechać. Hamulce sprawne. Reszta pewnie też. Ma być faktura? - dodał i zaprosił do biura.

Historia się powtarzała u czterech następnych kierowców. Bez względu na stan pojazdu, otrzymywali pieczątkę informującą o dopuszczeniu do ruchu. Bez sprawdzenia stanu faktycznego.

Czytaj dalej: czy uchybienia to codzienność?

Zobacz również w Onecie: Raport drogowy - cała prawda o polskich drogach

Kontrola kontroli

Opisane przypadki ze stacji diagnostycznej w centrum Krakowa nie są wcale odosobnione. Problem w tym, że diagności są prawie bezkarni. Nie przeszkadza nawet fakt, że jakość badań wykonywanych przez SKP, jest jednym z podstawowych  elementów decydujących o stanie technicznym eksploatowanych pojazdów.

Niestety, Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła działalność SKP, ale przede wszystkim starostów, jako organów odpowiedzialnych za sprawowanie nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów. Według raportu pokontrolnego "Nadzór prowadzony był nierzetelnie i z naruszeniem obowiązujących przepisów prawa. Ocena ta dotyczy zarówno wykonywania nadzoru nad przedsiębiorcami prowadzącymi SKP, jak i zatrudnionymi w nich diagnostami, czyli najważniejszymi ogniwami w systemie badań technicznych pojazdów".

Te informacje potwierdza także Główny Inspektor Transportu Drogowego. Według danych, aż 11,9 proc. kontroli przeprowadzanych przez ITD kończy się zatrzymaniem dowodów rejestracyjnych. Przyczyną, w ok. 80 proc. przypadków, jest zły stan techniczny skontrolowanych pojazdów.

Po czym można wnioskować, że kontrole w stacjach diagnostycznych, w całej Polsce, są regularnie zaniedbywane i prowadzone w nienależyty sposób. A to prowadzi do stanu, gdzie na nasze ulice wyjeżdżają śmiertelnie niebezpieczne samochody.

Za ten stan bronić próbują się starości, którzy powinni sprawować pieczę nad stacjami.

- Starosta powiatowy jest zobowiązany do corocznych kontroli SKP. Badany jest stan urządzeń, procedury i pełna dokumentacja. Do nas nie wpłynęła informacja od dwóch lat o nieprawidłowościach na naszym terenie. Jeśli kontrola wykaże uchybienia, zostaną wydane zalecenia pokontrolne. Po czym przedsiębiorca musi się do nich dostosować.  Jeśli zarzuty byłyby poważne, możemy odebrać uprawnienia do prowadzenia SKP i nałożyć karę na pracownika i przedsiębiorcę - mówi  Olgierd Ślizień,  rzecznik prasowy krakowskiego starostwa.

Jest tylko jeden, drobny problem. Wszystkie kontrole muszą być zapowiedziane i potwierdzone na 7 dni przed wizytą. A w tym czasie dokumentacja, legalizacje urządzeń i procedura są doprowadzane do porządku.

Sami przedsiębiorcy nie mieli ochoty komentować swojej "rzetelności".

Wina systemu

Poinformowani o  badaniach w krakowskiej SKP policjanci, powiedzieli, że to wina całej procedury, ponieważ nie ma jednolitego systemu informatycznego, który pozwoliłby ukrócić takie zachowania.

- W momencie kontroli pojazdu na drodze,  każdy dowód musiałby być sprawdzany wraz z ewentualnymi nieprawidłowościami w stacji diagnostycznej. Każda pieczątka musi być konsultowana z odpowiednimi organami. My nie mamy takiej możliwości, by dokładnie sprawdzić każde auto. Ponieważ nie o wszystkim wiemy. Reagujemy jeśli mamy konkretny sygnał, że badania zostały przeprowadzone w niedokładny sposób, albo samochód nie nadaje się do dalszej jazdy - wyjaśnia Joanna Radwańska-Biel, rzeczniczka małopolskiej drogówki

Oprócz aspektów bezpieczeństwa, dochodzi jeszcze jedna kwestia, związana z ubezpieczeniem. W momencie, kiedy kierujący samochodem spowodował wypadek, bez ważnego przeglądu rejestracyjnego lub przegląd został zrobiony w sposób odbiegający od przepisów, sprawca wypadku może mieć kłopoty z wypłatą ubezpieczenia.

- Należy oczekiwać, że w takiej sytuacji będzie miał zastosowanie art. 43 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych. Mówi on o przypadkach, gdy ubezpieczycielowi przysługuje prawo dochodzenia od kierującego pojazdem zwrotu wypłaconego, z tytułu ubezpieczenia OC posiadaczy pojazdów mechanicznych, odszkodowania. Jeden z takich przypadków zachodzi wtedy, gdy kierujący "nie posiadał wymaganych uprawnień do kierowania pojazdem mechanicznym" - tłumaczy Bohdan Białorucki, rzecznik prasowy Towarzystwa Ubezpieczeniowego AVIVA.

A tymczasem dziesiątki tysięcy przeglądów wykonywane są w sposób niedoskonały, choć to wyjątkowo delikatne określenie na tego typu zjawiska, bo niektóre z obserwowanych aut na naszych ulicach nie powinny być nawet dopuszczone do poruszania się po łąkach i pastwiskach.