"Gdy zbliżyłem się do skrzyżowania, oślepiło mnie słońce, dlatego wyjechałem na ulicę główną, nie zatrzymując się i uderzyłem w pojazd jadący z pierwszeństwem. Przypuszczam, że pewien związek z popełnionym wykroczeniem mógł mieć fakt, że znajdowałem się w stanie nietrzeźwym: 1,5 promila, za co czeka mnie proces karny". "Jechałem spokojnie z prędkością około 45-50 km/h lewym pasem drogi, gdy nagle z prawego pasa wyjechał inny pojazd, w który uderzyłem i upadłem na jezdnię". Takimi opisami raczą ubezpieczycieli sprawcy kolizji drogowych.

- Kwiatki zdarzają się prawie codziennie. Mamy taką prywatną bazę i tam je notujemy. Są idealne na poprawę humoru, zwłaszcza jak za oknem szaruga, a w biurze senna atmosfera - mówi Natalia, pracownica jednej z wiodących firm ubezpieczeniowych w Polsce.

- Kierowcy tłumaczą się w protokołach niekiedy tak zawile, że trudno cokolwiek zrozumieć. Nierzadko muszę prosić kolegów, by pomogli mi dojść do sedna sprawy. Ale i tak najgorsze są rozmowy telefoniczne. Bardzo trudno jest opanować śmiech, jak słyszy się, że kierowca wjechał w znak drogowy, bo chciał ominąć lecącą w stronę jego samochodu pszczołę - mówi z uśmiechem Natalia.

Jaką najśmieszniejszą historię wspomina najczęściej? - Jest jedna taka historia, z której ciągle się śmiejemy. Nadaliśmy jej kryptonim "Żubr". Kierowca, który spowodował wypadek, napisał w protokole, że przyczyną kolizji były żubry. Było to o tyle dziwne, że wypadek był w centrum Warszawy, a wiadomościach ani słowa nie było o grasujących po stolicy żubrach. Zadzwoniłam do kierowcy i proszę o podanie szczegółów. Okazało się, że do samochodu wsiadł po kilkunastu piwach wiadomej marki. Myślałam, że umrę ze śmiechu - opowiada Natalia.

Jak nie tłumaczyć się policjantowi - najciekawsze wymówki

Wszystko przez…

... kobietę opalającą się topless. Tak tłumaczył wypadek jeden z kierowców. Na pytanie o panujące warunki atmosferyczne odpowiedział: "super, pogoda idealna do plażowania, zagapiłem się na opalającą się topless kobietę i uderzyłem w stojący przede mną samochód". Kierowcy bardzo rzadko przyznają się do winy. Najczęściej obarczają nią innych. "Prowadziłem auto już trzydzieści lat, kiedy zasnąłem za kółkiem i wjechał we mnie inny samochód", "Nie wiem jak to się stało, że na środku drogi wyrosła budka telefoniczna. Zbliżała się w moją stronę i kiedy próbowałem ją ominąć, uderzyłem w samochód obok". "Piękne mazurskie niebo i zachodzące słońce było przyczyną uderzenia w drzewo stojące na poboczu wspaniałej krętej drogi". "Gdyby nie jadąca obok mnie żona, nie zamyśliłbym się i nie spowodował uszkodzeń w jadącym przede mną aucie. Poszkodowany zrozumiał przyczynę, nie miał pretensji".

Piesi atakują

O tym, że piesi stwarzają niekiedy duże zagrożenie na drodze przekonał się już zapewne niejeden kierowca. Niektórzy mieli z nimi spotkanie pierwszego stopnia. Co po wypadku zapisali w protokołach ubezpieczeniowych? "Pieszy przechodził na pasach zdecydowanie za szybko, myślałem, że zdążę przejechać, nim przejdzie na drugą stronę, ale się nie udało". "Źle osądziłem kobietę przechodzącą przez drogę". "Jechałem powoli, kiedy uderzył we mnie przechodzień".

Tak kreatywne tłumaczenia nie przyspieszają jednak formalności związanych z wypłacaniem odszkodowań, wręcz przeciwnie, zmuszają ubezpieczycieli do dokładnych weryfikacji tych informacji. A kierowcy czekać nie chcą. Jeden z nich w protokole ponaglał ubezpieczycieli, pisząc: "Proszę o potraktowanie sprawy jako pilnej. Deszczowa pogoda uniemożliwi jazdę autem, a ciche dni z żoną staną się nie do zniesienia".

Auta, których ubezpieczenie kosztuje krocie: