• Sprawca nie silił się na zacieranie śladów – benzynę kupił na stacji paliw nieopodal miejsca podpalenia
  • Podpalony samochód doszczętnie spłonął
  • Podpalaczowi grozi nawet 5 lat więzienia

Jeśli wierzyć w to, co sprawca podpalenia miał opowiedzieć policjantom, konflikt zaczął właściciel spalonego auta. Obydwaj sprzedawali na tym samym targowisku choinki, ale jeden drugiego miał obrażać i agresywnie komentować rzekomo nieuczciwe praktyki handlowe. Panowie nie wyjaśnili jednak sobie wszystkiego od razu.

Po zamknięciu targowiska jeden z uczestników dyskusji szukał ukojenia zszarganych nerwów w alkoholu, ale pod wpływem promili najwyraźniej zmienił zdanie – kupił kanister benzyny na pobliskiej stacji paliw, oblał nią pojazd konkurenta, a później go podpalił. Policjantów i strażaków wezwała ochrona pobliskiego centrum handlowego.

Podpalił i poszedł spać

Wygląda na to, że dopiero spalenie pojazdu konkurenta przyniosło nerwowemu sprzedawcy choinek ukojenie – policjanci zatrzymali podpalacza śpiącego na swoim stoisku. Od 27-latka czuć było zapach alkoholu i benzyny. Jak informuje stołeczna policja, był też okopcony i miał nadpalone brwi i włosy. Sprawca przyznał się do przestępstwa. Grozi mu kara do 5 lat więzienia – święty Mikołaj też mu zapewne tego nie wybaczy, a to że miał ponad półtora promila alkoholu w organizmie, nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Mężczyzna był w przeszłości wielokrotnie karany, skazywany i poszukiwany także listami gończymi gównie za przestępstwa kradzieży.