Zima to czas, gdy wielu kierowców chce się trochę pobawić swoimi samochodami, np. driftując. Są też tacy, którzy mają wielką pokusę, żeby swoje auto wyprowadzić na taflę zamarzniętego jeziora. Trzeba jednak pamiętać, że zimą warunki są zdradliwe i trzeba trzy razy się zastanowić czy to, co robimy, jest na pewno bezpieczne. Szczególnie w przypadku wjazdu na zamarznięty zbiornik wodny.

Pewna Kanadyjka niezbyt przemyślała sprawę i wjechała samochodem na taflę lodu na rzece Rideau niedaleko Ottawy. Udało jej się nawet kawałek przejechać, ale w końcu stało się — lód pękł, a samochód wpadł do rzeki.

Na dodatek, zanim samochód wpadł do wody, kobieta osiągnęła sporą prędkość i, co jeszcze gorsze, pędziła obok dzieci jeżdżących na łyżwach. Aż strach pomyśleć co mogłoby się stać, gdyby wpadła w poślizg.

Auto mi tonie? To zrobię sobie zdjęcie

Szczyt głupoty jednak nadszedł, dopiero gdy Kanadyjka ewakuowała się z samochodu. Na szczęście udało jej się bezpiecznie z niego wyjść i stanąć na dachu, jednak później nie starała się uciec z tej tonącej jednostki. Zamiast ewakuacji uznała, że to najlepszy moment na zrobienie sobie selfie. Tak, w sytuacji zagrażającej życiu kobieta zaczęła sobie robić zdjęcia.

Finalnie kierowcę wyciągnęli sąsiedzi, którzy podstawili jej kajak. Zaskakujące są dwie rzeczy. Po pierwsze, może i dobrze, że kobieta nie próbowała zeskakiwać z samochodu, bo sama mogłaby wpaść do wody, ale brak szukania ratunku jest co najmniej dziwny. Druga sprawa, to brak jakiegokolwiek przejęcia się tonącym samochodem, dla wielu byłaby to przecież tragedia. Może była z niego niezadowolona albo utopiła auto chłopaka za karę? Nie wiadomo.

Wiadomo za to, że nikomu nic się nie stało, a kobieta została oskarżona o niebezpieczne używanie pojazdu mechanicznego.