• Koszt remontu silnika niekiedy może przekraczać wartość samochodu. Można jednak znaleźć jednostki regenerowane, które są znacznie tańsze. W teorii mają być idealne
  • Póki nie zagląda się do środka jednostki napędowej, wszystko jest w porządku. Po przejrzeniu wnętrzności niejeden mechanik dostałby palpitacji serca
  • Widać, że silnik był rozbierany, co jednak nie wyszło mu na dobre, a raczej na gorsze...
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Jedną z najgorszych rzeczy, jaka może się przydarzyć właścicielowi samochodu, jest niespodziewana awaria silnika, która nie dość, że unieruchamia cztery kółka, to jeszcze generuje wysokie koszty napraw. Dobrze zrobiony remont jednostki napędowej nigdy nie jest tani. W końcu trzeba rozebrać i wymienić wiele elementów (niektóre na wszelki wypadek, skoro już silnik jest rozebrany). Koszty takich zabiegów to zazwyczaj kilkanaście tysięcy złotych.

Może skusić się na tańszy silnik regenerowany?

Jest jednak alternatywa dla kosztownego remontu. Są to silniki regenerowane, czyli słupki, do których trzeba domontować rozrząd, kolektory i cały osprzęt. W zależności od jednostki napędowej ich ceny oscylują w granicach od 4 do 6 tys. zł. Są oczywiście i dużo droższe oferty, ale zasada jest jedna: cena jest kilka razy niższa niż remont silnika. Jakim cudem takim firmom udaje się zrobić remont i jeszcze na tym zarobić?

Takie właśnie pytanie zadał sobie Profesor Chris, czyli popularny YouTuber, który jest mechanikiem prowadzącym własny warsztat. Kupił on regenerowany silnik 1.9 TDI o kodzie fabrycznym BXE, który dodatkowo ma mieć poprawioną wadę konstrukcyjną. Motor kosztował 4100 zł i trafił na stół "Profesora", który rozebrał go do ostatniej śrubki, by zobaczyć, czy rzeczywiście jakość wykonania remontu jest taka jak w opisie aukcji. Według opisu powinien to być silnik niemal jak z fabryki.

Mechanik sprawdził. Lepiej tam nie zaglądać

Silnik nie był odpalany, był niedbale owinięty folią i zgodnie z opisem nie miał osprzętu ani rozrządu. Na filmie trwającym aż 40 min mechanik dokładnie opisuje, jak wygląda cały silnik i zwraca uwagę na najdrobniejsze szczegóły.

Choć na pierwszy rzut oka jednostka wydaje się ładna, czysta i zadbana, to w miarę rozkręcania mechanik był coraz bardziej zszokowany tym, co zobaczył. Najlepiej podsumować to tym, że silnik wcale nie doczekał się remontu, choć był rozbierany. Świadczą o tym niektóre nowe elementy i... piasek zgromadzony na cylindrach, ale nie tylko, bo drobinki piasku były w zasadzie wszędzie.

Niedbałość to mało powiedziane

Co więcej, wada fabryczna, która miała być usunięta, najpewniej nie została zlikwidowana, bo wiele elementów, takich jak pompa oleju czy panewki, nie były nawet sprawdzone, nie mówiąc już o ich wymianie. Ponadto omawiany silnik miał już panewki zużyte, przytarte, a pierścienie na tłokach pamiętały jeszcze pierwszy montaż w fabrykach Volkswagena. Dodatkowo wszędzie widać przepracowany czarny olej. Żeby było jeszcze zabawniej, wiele części było szlifowanych papierem ściernym. Mowa tu także o gładziach cylindrycznych, które miały być honowane. Zostały "przejechane" papierem ściernym.

Trudno znaleźć tu pozytywy. Jednym z nich była dobra, firmowa uszczelka pod głowicą. To marne pocieszenie w sytuacji, gdy większość elementów po prostu została albo przełożona, albo nawet nietknięta. Nie ma tutaj mowy o kompleksowym myciu wszystkich części.

Ten silnik nadawał się jedynie do huty

YouTuber podsumował, że silnik ten to "jeden wielki horror". Większość części jest używana, a co więcej wiele z nich jest zatartych. Remont takiej regenerowanej jednostki byłby nieopłacalny, a ta pokazana na filmie trafiła na złom.

Choć silnik zapewne by odpalił i przez jakiś czas pracował, to po krótkim czasie zacząłby generować wiele problemów, które skończyłyby się kolejną wymianą lub remontem. Niestety, wierząc sprzedawcy, zapewne nikt nie sprawdza stanu silnika przed zamontowaniem. Później może się okazać, że regenerowany silnik jest w stanie gorszym niż ten, który z auta wyjęliśmy.