- W warszawskich komisach szczególnie drogie są młode auta używane, które w wielu wypadkach w ciągu trzech, czterech lat użytkowania w ogóle nie straciły na wartości
- Dysponując kwotą zaledwie kilkunastu tysięcy złotych, trudno kupić jakikolwiek samochód niewymagający znaczących nakładów
- Szczególnie wysokie są notowania tych aut, które postrzegane są jako tanie w eksploatacji
- Istotne spadki wartości dotyczą głównie aut bogato wyposażonych, mających za sobą wysokie przebiegi albo... silnik Diesla
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
- Ceny w komisach: aaa... ale drogo!
- Ceny w komisach — a może... tanio i klasycznie?
- Ceny w komisach — ile za terenówkę?
- Ceny w komisach — a ile za auto zużyte?
- Ceny w komisach — oferta dla lepszych klientów
- Ceny w komisach — jakie auta preferują Polacy?
- Ceny aut używanych — co słychać w komisach dilerskich?
- Ceny w komisach wysokie, a place pustawe
- Ceny aut: zanim przyjedziesz po samochód...
Jednym z warszawskich zagłębi komisowych jest ulica Modlińska – po obu stronach dwupasmówki, od mostu Grota w stronę Jabłonny na odcinku ok. 10 km ciągną się place z używanymi samochodami – firm handlujących autami jest tu co najmniej kilkadziesiąt. Nie zawsze zresztą słowo "używane" jest w tym wypadku najbardziej trafne, bo handlarze z Modlińskiej mają różne specjalizacje: jedni handlują przeciętnymi autami wycenionymi horrendalnie wysoko, inni przeciwnie – czekają na biedniejszego klienta i mają w ofercie głównie samochody nie tyle używane, ile zużyte. Jeszcze inni mają auta bardzo różne, ale w stanie – przynajmniej na pierwszy rzut oka – przyzwoitym. Są tu place z samochodami poleasingowymi, są takie, które skupiają się na autach terenowych, są i eleganckie komisy dilerskie zlokalizowane przy salonach z nowymi samochodami. To jedno z tych miejsc, które – gdy szukamy samochodu – lepiej po prostu zwiedzić choćby i pieszo niż ślęczeć nad ogłoszeniami w internecie.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoCeny w komisach: aaa... ale drogo!
Zaczynam od południowej części ul. Modlińskiej, niedaleko mostu, konkretnie od wizyty na małym placyku należącym do komisu AAA Auto. Miejsca tu nie za wiele i kiedyś było tu po prostu ciasno, a dziś luz: widać, że plac przyjąłby jeszcze co najmniej kilka samochodów. Pierwszy z brzegu pojazd wydaje się nawet przystępny cenowo – za 15 999 zł można stać się właścicielem minivana.
Renault Grand Scenic ma już jednak swoje lata, to rocznik 2006, pod maską ma diesla 1.9/120 KM. Auto niby jest całe, ale jak się przyjrzeć, to jest to po prostu gruchot. Przednią szybę tak wklejono, że z 10 metrów widać, iż nieoryginalna, w reflektorze woda, bok przerysowany, środek wyprany tak, że aż się fotele marszczą... Żeby nie było, nie przyjechałem tu oceniać stanu samochodów, czasem po prostu to widać na pierwszy rzut oka: albo auto, choćby i stare, jest świeże i godne uwagi, albo nie.
Volkswagen Touareg — aby myśleć o tym aucie, trzeba mieć więcej pieniędzy i mnóstwo odwagi, albo po prostu drukarnię pieniędzy: Za 44 tys. zł można kupić Touarega 3.0 V6 z 2007 r. z przebiegiem 193 tys. km. To nie jest auto tanie w eksploatacji, a pneumatyczne zawieszenie będzie dodatkowym wyzwaniem.
Seat Leon rocznik 2017 – młodsze auto, więcej sensu, no ale i wyższa cena: za autko z silnikiem 1.6 TDI oraz skrzynią DSG i nawigacją (po co komu dziś taka nawigacja?) oraz czujnikami parkowania (przydadzą się) sprzedawca chce 54 tys. zł.
Skoda Citigo z silnikiem 1.0 MPI —małe miejskie autko, czteroletnie, chyba nawet dobrze wyposażone. Widzę, że zamiast trzymać pieniądze na lokatach, trzeba było w 2018 r. kupować spalinowe Skody Citigo! Pamiętam, że jeszcze na przełomie 2019/2020 r. nowa Skoda Citigo z tym samym silnikiem i z tym samym nadwoziem w "tej lepszej" wersji Style kosztowała w salonie, uwaga, 41 450 zł. Dziś kosztuje prawie... 46 tys. zł! Wiadomo – dodatki, tempomat, automatyka klimatyzacji – to wszystko kosztuje, ale przecież wówczas w salonach dawali też rabaty!
Mitsubishi Lancer — auto może i nie najgorsze, ale trzeba być desperatem, aby zapłacić 28 999 zł za taki 12-letni samochód z matowym, żółtym reflektorem i z korozją na masce. Auto niby współczesne, a serwisujesz je jak klasyka – oryginalne części są tak drogie, że i producenci zamienników mają uciechę, windują ceny do abstrakcyjnych poziomów...
Ceny w komisach — a może... tanio i klasycznie?
Dosłownie minutę drogi rowerem w stronę mostu trafiam do kolejnego komisu przy Modlińskiej 181. Mały placyk, kilkanaście miejsc, stoi tu kilka aut ciężarowych i parę osobówek. Wszystkie umyte i w wizualnie ładnym stanie. Od frontu prawdziwy "klasyk" dla mniej wymagającego użytkownika – Fiat Albea z 2006 r. z silnikiem 1.4. Pamiętam, że te brzydactwa potrafiły strasznie żłopać paliwo, ale widać, że ten egzemplarz ktoś lubił – mimo przebiegu ponad 290 tys. km auto ma wszystkie koła, błyszczy się i chyba nawet jeździ. Salon Polska! Cena wywoławcza 5900 zł, ale czuję, że gdy ktoś wyjmie 5500 zł, to kupi.
Jest tu też czteroletnia Skoda Fabia z gazem za 33 500 zł – nie straciła za wiele na wartości, choć "ma najechane" 173 tys. km.
VW Golf – coś dla tych, którzy w przypadku Fabii narzekają na brak prestiżu. Siedmioletni Golf z małym dieslem to już jednak większy wydatek – sprzedawca prosi o 47 900 zł.
Audi Q2 – jest tu też taki mały miejski SUV, ale niestety: trochę większy prestiż, trochę niższy przebieg, odrobinę mniej zaawansowany wiek i... cena radykalnie rośnie. Ponad 87 tys. zł za auto z 2016 r. to chyba dużo, prawda?
Ceny w komisach — ile za terenówkę?
Przechodzę na drugą stronę ulicy i trafiam do komisu o węższej specjalizacji: auta terenowe. Tak naprawdę nie do komisu, ale przed komis, bo brama zamknięta, widać jednak parę ciekawych okazów. Najbliżej bramy stoi Ford Explorer 4.0 V6 z instalacją LPG. Prawie 25 tys. zł za 20-letnie auto to w tym przypadku i tanio, i drogo, wszystko zależy od tego, jak ono wygląda pod spodem. Niewątpliwie jest to oferta dla tzw. amatora, bo nawet na LPG taki samochód nie jeździ tanio, no ale też nie od tego jest, aby się nim wozić po mieście.
Ceny w komisach — a ile za auto zużyte?
Nieopodal trafiam na kolejny komis – tu właściciel celuje w biedniejszego klienta oraz w stacje recyklingu szukające obiektów do rozbiórki. Nie wiem, co tu robi np. stary Citroen C5 "salon Polska, na części, uszkodzony, jeździ, odpala" za 2000 zł – na oko widać, że jeździł może kiedyś, a teraz nigdzie się nie wybiera. Niemniej w tym komisie, mając kilkanaście tys. zł, może i by dało się coś wybrać do jazdy – stoi w wizualnie dobrym stanie Nissan Note za 12 300 zł, a jak ktoś szuka przygód, może sobie kupić 17-letnie Mitsubishi Grandis albo 13-letniego, mocno wysłużonego Citroena C4 Grand Picasso 1.6 HDI. Szczerze... nie wiem, co gorsze. Czy Grandis, do którego nie ma części, czy Citroen, do którego potrzeba bardzo dużo części? Nie rzucisz monetą, to się nie dowiesz!
Ceny w komisach — oferta dla lepszych klientów
Jeśli ktoś szuka aut młodszych, to może znajdzie coś obok. Auto Ratusz to firma bogatsza i mająca w ofercie droższe samochody. Obecnie mają tu sporo wolnych miejsc, widać, że nie ma problemu z nadmiarem samochodów. W ofercie np. "prestiżowe" Audi za 43 500 zł. Niedużo? Może i nie, ale samochód ma 10 lat, za sobą prawie 280 tys. km, silnik Diesla i w perspektywie może wymagać sporych nakładów.
A może Peugeot 508 SW? Wypasiony diesel w automacie z 2017 r. kosztuje 64 tys. zł, jeśli spojrzysz na ceny skromniejszych modeli, które Polacy z jakichś względów preferują, to właściwie niedrogo. Tak mi się wydaje, bo już się boję, że taka kwota może nie wystarczyć na używaną Octavię, której jeszcze nie znalazłem!
Audi A4 Avant – ładne! Spodobało mi się i auto, i jego cena aż zobaczyłem, że ma 10 lat, wysoki przebieg, manualną skrzynię... Auto już prawie zużyte, a 43 tys. zł trzeba zapłacić!
Ceny w komisach — jakie auta preferują Polacy?
Patrząc po stosunku ceny do wieku aut i tego, co te auta sobą reprezentują, to ewidentnie niska utrata wartości jest domeną Skód. Niewątpliwie spodziewane umiarkowane koszty eksploatacji robią swoje, ale... są granice. Kolejny komis i kolejna Fabia z 2017 r., litrowy silnik 60 KM, przebieg 136 tys. km – auto ani mocne, ani nowe, ani duże, ani przesadnie wygodne – 29 900 zł. Ten samochód, gdy był nowy, nie kosztował dużo więcej!
A może po prostu wszystkie używane samochody, te niezbyt stare, zdrożały z powodu braku nowych? Na tym samym placu moją uwagę przykuwa np. Mazda 6 2.0/146 KM. Żaden luksus, samochód czteroletni, 135 tys. km przebiegu, ale jeździłbym. Jeden problem: 86 tys. zł. Obok Nissan Juke 1.6 z 2018 r. (nie jeździłbym) za 62 tys. zł.
Wreszcie kolejny plac i jest – Skoda Octavia 1.4 TSI, rocznik 2017, nie kombi niestety, ale jest: za auto z przebiegiem 104 tys. km ktoś żąda prawie 63 tys. zł. Nie wnikam, co mu ewentualnie dolega, niemniej przypominam sobie, że ten samochód kosztował jako nowy (na przełomie lat 2017/18) – w zależności od wersji wyposażeniowej – 70-80 tys. zł. Przez pięć lat niewiele więc stracił na wartości!
Ceny aut używanych — co słychać w komisach dilerskich?
Tak jeżdżąc od komisu do komisu, przypomniałem sobie, że po przeciwnej stronie ulicy jest duży diler Skody – trudno tam teraz o nową Octavię, ale używane mają na pewno! Siedem minut później stoję przed czarną Octavią 1.4 TSI/150 KM, rocznik 2016, niecałe 90 tys. km. To auto wkracza już powoli w drugą młodość i to widać, ale oczywiście stan w odniesieniu do wieku jest w porządku. Jedynie cena – 69 900 zł – wydaje się kosmiczna! To może jednak coś mniejszego?
Jest – Skoda Rapid z tego samego rocznika, 1.2 TSI +LPG/110 KM, 96 tys. km przebiegu, cena... 57 900 zł. Szybko znajduję cennik Rapida z 2016 r. – za auto z tym silnikiem, w zależności od wersji, trzeba było zapłacić od 58 do 68 tys. zł.
Widząc taką cenę Skody Rapid, można poczuć się jak ubogi student w klubie, który zamiast coca-coli zamawia wodę mineralną, żeby było taniej. Ale nie jest – czy Octavia, czy Citigo, czy Rapid – jak auto ma wyglądać na zadbane i niestare, to te kilkadziesiąt tysięcy musi kosztować!
Ceny w komisach wysokie, a place pustawe
Im dalej przemieszczam się Modlińską na północ, tym więcej widzę komisów, w których kiedyś tłoczyło się po 100 i więcej samochodów, a teraz stoi kilkanaście. Może jest tak dlatego, że te place zwyczajowo są współdzielone przez różnych kolegów, z których część teraz wypadła z branży? W tych rejonach zdarza się, że człowiek wystawia na jednym placu kilka samochodów, kolejnych kilka na drugim placu, teraz jest, a jutro go nie ma. Wydaje ci się, że ten komis jest tu od 20 lat, a tymczasem przewinęło się tu kilkadziesiąt różnych firm – kupujesz auto, pamiętasz adres, ale jakbyś miał do sprzedawcy pretensje, to nigdy go tu nie znajdziesz! To oczywiście nie działa tak wszędzie, ale wydaje się, że w wielu miejscach po prostu wiele firm się wykruszyło – nie ma czym handlować, konkurencja duża...
Ceny aut: zanim przyjedziesz po samochód...
Podane wyżej przykłady to autentyczne oferty, ale nie znaczy to, że w każdym przypadku oferty te warte są choćby rozważenia – to, że auto jest umyte i ładnie się błyszczy, nie znaczy, że nie jest powypadkowe lub zepsute i że warto je kupić – bo oprócz tego, że samochodów jest mało, to spośród tych, co są, znaczna część to naprawdę skrajne "spady" z Zachodu.
Niemniej jeśli nie masz ponad 50 tys. zł, to na świeże, zadbane i ładne auto nie licz. Za te pieniądze samochód będzie raczej mieć jakąś wadę – albo duży przebieg, albo burzliwą przeszłość, albo to nieciekawy model. A jeszcze niedawno tyle kosztowały nowe samochody!
Z drugiej strony, jeśli nie jesteś wybredny, nawet za 10 tys. zł kupisz samochód do jazdy.