O przepisach, które weszły w życie 19 stycznia, głośno było tylko w kontekście kursantów. Teraz milczenie przerywa branża, wytykając autorom ustawy mnóstwo błędów i oskarżając ich o chęć zniszczenia małych przedsiębiorstw.

Okazuje się, że wprowadzone w styczniu przepisy nie regulują wyłącznie sposobu przeprowadzanie egzaminu teoretycznego, ale nakładają na OSK nowe obowiązki, które ostro uderzają po kieszeni. - Po zmianach przepisów 19 stycznia koszty w ośrodkach diametralnie wzrosły. Tego nikt nie wie. Każdy ośrodek musiał zakupić elektroniczny bezpieczny podpis, kasę fiskalną (ok. 1.300 zł), każdy instruktor, wykładowca, ratownik medyczny musi być zatrudniony w OSK (co wiąże się z koniecznością opłat ZUS za każdego pracownika. Ustawodawca nie daje właścicielom OSK innej możliwości zatrudnienia), specjalne programy komputerowe do prowadzenia ośrodka i wykładów, również wynikają z nowych przepisów.

Nałożenie rozbudowanej sprawozdawczości i raportowanie do organów sprawujących nadzór nad OSK w kwestii podawania każdorazowo terminu rozpoczęcia kursu, przeprowadzenia egzaminu wewnętrznego, zakończenia kursu lub zamian terminów dla każdego kursanta, to kolejny przykład wzrostu kosztów. Zachodzi potrzeba zatrudnienia kolejnego pracownika do prowadzenia tych spraw. Koszty prowadzenia ośrodka po tych zmianach wzrosły o około 50 proc. - twierdzi właściciel ośrodka Nauka Jazdy Gocław.

Nowe przepisy uderzają w OSK

Branża kipi ze złości i jednocześnie rozkłada ręce z bezradności. Z protestem przeciwko zmianom wystąpiło środowisko zrzeszone przy Ogólnopolskiej Izbie Gospodarczej Ośrodków Szkolenia Kierowców Oddział Terenowy Gdańsk i Pomorskim Stowarzyszeniu Instruktorów Nauki Jazdy.

Plakatem z hasłem "Nie mówmy tylko o testach! Porozmawiajmy o prawdziwych problemach" i bardzo emocjonalnym listem do Premiera próbują zwrócić uwagę na problemy branży.

"Gdy zmiany weszły w życie pojawił się temat zastępczy - nowe testy, słabsza zdawalność, nowe opłaty za egzamin. Nikt nie mówi ile obowiązków zostało zrzuconych na barki przedsiębiorców. (…) Bałagan jaki nam zafundowano można naprawić tylko i wyłącznie za pomocą wycofania się ze zmian wprowadzonych 19 stycznia 2013 roku" - piszą w liście. "Kolejny raz stawia się naszą branżę przed murem biurokracyjnych absurdów, a ustawa "pisana na kolanie" i "sklecane naprędce" rozporządzenia nie mają nic wspólnego z dbałością  o bezpieczeństwo w ruchu drogowym. Ponownie  mamy wrażenie, że głos naszego środowiska i interes obywateli nie zostały wzięte pod uwagę" - czytamy. "Jesteśmy zobowiązani do zaplanowania całego kursu w dniu jego rozpoczęcia, łącznie z zajęciami praktycznymi. Jak Panie Premierze umówić się na 30 jazd z pracującą osobą z dwumiesięcznym wyprzedzeniem,  przewidując jej dyspozycyjność i licząc, że nie zachoruje? Według nowej ustawy osoba szkolona na kategorię A musi mieć obuwie sznurowane. Panie Premierze, czy solidne buty motocyklowe, zapinane na atestowane rzepy są mniej bezpieczne niż sznurowane trampki? Takich absurdów są setki. Takie nasze polskie piekiełko! I kto na tym traci? Zwykły obywatel, mały przedsiębiorca, płatnik podatków, zagubiony kursant" - zastanawiają się autorzy listu.

Szkoły nauki jazdy postawione zostały w tym roku przed poważną próbą finansową. Mają pretensje, że zamiast pomocy od państwa, rzuca się im kolejne kłody pod nogi i próbuje finansowo wykończyć. Wielu tej próby nie przetrwa. Od początku roku, tylko do 19 stycznia ponad 300 ośrodków zawiesiło działalność z obawy przed nadchodzącymi zmianami.