Maluch na trasie transamazońskiej
SlowRide w Amazońskiej dżungli! Polski Maluch, dwa dwusuwowe Trabanty czeskiej załogi i "słowacka" Jawa 250 w Amazonii. To brzmi jak żart ale polsko-czesko-slowacka załoga wylądowała w Gujanie, przedarła się przez puszczę słynną Transamazoniką i odlicza kolejne kilometry do końca świata, który wg nich znajduje się na ziemi ognistej w Argentynie. Czeka ją jeszcze wspinaczka na wysokie andyjskie przełęcze w Peru, drift po słonych jeziorach Boliwii, rejs chilijską Panaamericaną i brodzenie w stepach argentyńskiej Patagonii. Ekipa wyprawy składa się również z kamerzystów i fotografów, którzy zbierają materiały do dokumentu o ekspedycji, który pojawi się czeskiej i polskiej wersji językowej. Oto, co przesłał nam prosto z trasy wyprawy jeden z jej polskich uczestników, jadący Fiatem 126p Tomasz Turchan: Legendarna transamazonika, bo o niej tu mowa, oznaczona jest nr BR319 i łączy miasta Manaus i Porto Velhho. Okoliczni mieszkańcy dobrze wiedzą o jej istnieniu lecz niewielu nią podróżowało. Próbując zasięgnąć od nich informacji o trasie spotkaliśmy się z różnymi opiniami, każdy jednak twierdził że będzie ciężko z takimi małymi autami. Mieli racje. Trakt wybudowany został w latach 70 i prosta linią przeciął puszczę. Rzadko jednak uczęszczany i naprawiany popadł w ruinę. Dziś na połowie swojej długości nie przypomina juz normalnej drogi. Rozmyta podbudowa, sterczące strzępy asfaltu, głębokie dziury i wyrwy, obsuwające się pobocza ciągną się przez blisko 400 km. Najbardziej niedostępna i niebezpieczna jest BR319 podczas deszczu - staje się piekłem nawet dla dużych terenowych pojazdów. Uroku transamazonice dodają stare drewniane, często zbutwiałe mosty, które mogę zawalić się nawet pod ciężarem samochodu osobowego. Minęliśmy ich sto kilkadziesiąt a na felerny most trafiła załoga czeskiego trabanta którego musieliśmy wyciągać z rozpadliny. Zmagania z BR 319 trwały 4 dni. Trudność polegała na dobraniu zapasów prowiantu, wody i paliwa, tak by udało się bezpiecznie przejechać odcinek, bez przeciążenia samochodów. Na trasę wyruszyliśmy z wyładowanym po brzegi bagażnikiem dachowym, gdzie umieściliśmy 60 litrów paliwa, 25 litrów wody, blisko 15 kg części zamiennych i koło zapasowe. Podobnie nasi przyjaciele z Czech, którzy dodatkowo zabrali ze sobą specjalne wafle pod koła, umożliwiające wyciąganie samochodów z błota i latanie dziurawych mostów. Juz w pierwszego dnia na BR319 postanowiliśmy zdemontować pokrywę silnika w fiacie ze względu na chłodzenie. Motory wszystkich naszych pojazdów są chłodzone powietrzem. Przy temperaturach rzędu 30 - 35 st. C, i ciężkich warunkach terenowych spalanie detonacyjne praktycznie uniemożliwiało jazdę maluchem. Z identycznym problemem borykały się trabanty. Kolejne dni przynosiły kolejne problemy. Trabanty miały problem z blokującymi się hamulcami, a maluch pozbawiony płyty pod silnik ze względu na chłodzenie zbierał ciosy od BR319 na swój tłumik. Jazdy nie ułatwiała ulewa która sprawiała, że pokonanie każdego kilometra przychodziło z ogromną trudnością. To właśnie silny deszcz zmusił nas do wypróbowania dynamicznej liny przeznaczonej do wyciągania samochodów z błota. Pod koniec trzeciego dnia przeprawy zauważyliśmy wyciek oleju spod silnika. Okazało się, że awaria jest poważna, bo nisko i sztywno osadzony tłumik uszkodził blok silnika na skutek uderzenia o nawierzchnie. Naprawę musieliśmy zorganizować w miejscu gdzie nie można się było opędzić od wybitnie natrętnych much i moskitów. Pęknięcie bloku silnika wyczyściliśmy śliwowicą i zakleiliśmy klejem epoxy, dla ochrony przed kolejnym uderzeniem zdemontowany został tłumik, a wmontowane zatyczki do uszu. Od tego momentu kontrolka stanu oleju była obserwowana nieustannie. Do okolic Humaita dojechaliśmy na końcówce zapasów wody i z resztkami zapasów benzyny. O ekonomicznym spalaniu w takich warunkach można było zapomnieć. Aktualnie przebywamy w Porto Velho gdzie serwisujemy sprzęt i dochodzimy do siebie po dwudniowej jeździe maluchem bez tłumika. 300 km na pękniętym bloku silnika przez dżunglę to jest coś. Długo będziemy to wspominać. Dzięki czeskiej śliwowicy i epoxy SlowRide trwa nadal! Nie powinniśmy mieć problemów z naprawą motoru i wyruszeniem w dalsza drogę - kierujemy się do Peru.