Założenie i pomysł, który wdrożono na węgierskiej drodze nr 67 (mylnie niektórzy opisywali ją jako holenderską), były świetne. Kierowcy najeżdżający na specjalne chropowate linie umieszczone po prawej stronie pasa słyszą wygrywany rytm melodii. Na Węgrzech drogowcy zdecydowali się na utwór o nazwie "Droga 67" węgierskiego zespołu Republic.

Oczywiście muzyka jest rozpoznawalna wyłącznie w momencie kiedy kierowca jedzie zgodnie z obowiązującym limitem prędkości. Genialny i prosty sposób, aby zachęcić podróżujących do przepisowej jazdy? Tak mogłoby się wydawać, ale rozwiązanie to ma jeden poważny mankament – jest bardzo głośne.

Chodzi tu szczególnie o osoby mieszkające w okolicach trasy. Mieszkańcy węgierskiej miejscowości Mernyén, która położona jest zaledwie kilkaset metrów od „muzycznej drogi”, maja jej już serdecznie dość. Kierowcy, którym to rozwiązanie nie przypada do gustu, mogą po prostu nie najeżdżać na „muzyczne pasy”, a okoliczni mieszkańcy są skazani na słuchanie jej na okrągło, przez 24 dni, 7 dni w tygodniu. Trudno się dziwić, że rozwiązanie to stało się dla nich istnym koszmarem. Jak twierdzą, nie są już w stanie przebywać na zewnątrz swoich budynków.

- To straszne, zwłaszcza, gdy dwa lub trzy samochody jadą jednocześnie - powiedział mieszkaniec okolicznej miejscowości dziennikarzom stacji RTL Club. - To brzmi jak zła muzyka weselna - dodał.

Rozwiązanie to nigdzie się nie sprawdziło

Choć teoretycznie pomysł wydaje się świetny, nie sprawdził się już po raz kolejny. Węgry to nie pierwszy kraj, który zdecydował się przetestować „grające pasy”. Podobne próby miały miejsce już m.in. w USA, Japonii czy Holandii.

W tej ostatniej projekt okazał się totalną klapą i na dodatek dość kosztowną. „Muzyczne pasy” umieszczono tam na drodze N357 między miastami Stiens a Leeuwarden. W tamtym przypadku samochody najeżdżające na chropowate pasy wygrywały hymn prowincji. Urzędnicy liczyli na to, że za jednym razem uda im się zachęcić kierowców do przepisowej jazdy i jednocześnie wypromować swoją prowincję. Jednak mieszkańcy Leeuwarden dość szybko uświadomili im, że to pomysł kompletnie nietrafiony.

Umieszczone pasy okazały się za głośne. Dobiegające melodie porównywano do „psychicznych tortur”. Okazało się, że już po niespełna tygodniu pasy zostały zlikwidowane. Holenderskie miasto straciło w ten sposób 80 tys. euro – takie były koszty budowy i usunięcia „grających” pasów.

Źródło: Konkret24, BBC, Reuters, RTL Magyarország, RTL Nieuws