Szymon Sołtysik z fotografem, Pawłem Kucharskim zabrali oba auta na pełną wrażeń przejażdżkę po Bieszczadach. Mycie takiego samochodu to sama przyjemność" - rzuca pracownik ręcznej myjni w Lesku, z zadowoleniem masując gąbką krągłości nadwozia Alfy Mito. Przygotowujemy się z Pawłem do sesji zdjęciowej i wpadliśmy tu wypucować samochody przed wyruszeniem na dużą pętlę bieszczadzką. "Ta Alfa to to samo co Fiat Bravo, prawda?" - dorzuca z fachową miną pracownik. "Nie, to samo co Grande Punto" - prostuję jego wiedzę na temat wspólnych platform w koncernie Fiata, do którego należy Alfa. "A to - mówię, celując w czekającego w kolejce Golfa VI - jest to samo, co Golf «piątka»". "Przecież to jest «piątka»" - odpowiada z cieniem tryumfu w głosie pracownik myjni. Jakże się myli. Przed nim stoi świeży Golf najnowszej generacji. Szary, pięciodrzwiowy i taki... niepozorny.

Nikt w kolejce do kąpieli nawet nie zwrócił na niego uwagi, bo wygląda jak równie odarty z charakteru poprzednik. Poprawnie zaprojektowany, dobrze poskładany i niezawodnie dostarczający każdy ładunek. Oprócz emocjonalnego. Bezpieczny wybór niemieckiego emeryta, który kolejne generacje kupuje z tego samego przyzwyczajenia, dla którego z getrankemarktu wychodzi zawsze ze skrzynką tego samego gatunku piwa. Niemcy szczycą się całkiem nowym nadwoziem, ale jedyne, co zwraca uwagę w wyglądzie nowego Golfa, to tylne światła przypominające cztery wschodzące słońca. A oczy i tak mimowolnie wypatrują najdogodniejszego miejsca, w którym monterzy wywiercą dziurę na wlew LPG.

Powrót do korzeni

Co innego z Mito, które jest jak środek na samoczynnie obracające się głowy przechodniów. Szczególnie w czerwonym kolorze Rosso Alfa. W czterometrowej karoserii Włosi zmieścili tak wiele intrygujących detali, że można ją smakować długo, rozkoszując się widokiem pod różnymi kątami. Gdyby ów niemiecki emeryt miał choć trochę odwagi i lekkie skłonności do szaleństwa, pewnie skończyłby w Mito, licząc na bardziej przychylny odbiór ze strony płci pięknej. I to niekoniecznie tylko w swojej kategorii wiekowej. Wszak oba samochody kosztują podobnie. Około 70 tys. zł w wersjach z turbodoładowanymi, benzynowymi silnikami 1.4. A zatem modny subkompakt i wyświechtany bestseller. Czy takie zestawienie w ogóle ma sens? Skoro w jednej z warszawskich restauracji serwują grillowaną ośmiornicę w połączeniu z ziemniakami w mundurkach, nie ma tu co roztrząsać, tym bardziej że oba samochody są już umyte i gotowe do jazdy.

W drodze w Bieszczady Mito zaskoczyła mnie lekkością i zwinnością. Jakże to odmienne od wrażeń z przyciężkich modeli 159 i Brera. Alfa znów produkuje samochód, do którego masz ochotę wsiąść i zrobić kilka kilometrów bez żadnego powodu. Kusi już od dotyku chłodnej, masywnej klamki przez szmer opuszczającej się szyby przy otwieraniu bezramowych drzwi aż po uścisk sportowego fotela. A to dopiero początek. Łatwo tu znaleźć odpowiednią pozycję za kierownicą, która jednak mogłaby mieć trochę grubszy wieniec. Najważniejsze jest to, że Alfa różni się od Grande Punto tak bardzo jak, nie przymierzając, Seat Leon od... Golfa, z którym jest równie blisko spokrewniony.

Nowy, benzynowy silnik 1.4 o mocy 155 KM to idealne uzupełnienie obiecującego nadwozia. Już przy 2000 obrotów zapewnia ekscytujące mrowienie w lędźwiach, gdy lekki (1150 kg) samochód swobodnie nabiera rozpędu. Po krętej, świeżo wyremontowanej drodze z Dołżycy do Terki jedzie jak po sznurku. Sześciobiegową skrzynię można bez wahania postawić obok najlepszych konstrukcji Hondy. Układ kierowniczy - kolejny mocny punkt Alfy - zdaje się przemawiać do kierowcy, dyktując każdą zmianę przyczepności, jakości asfaltu, a nawet jego faktury. No i wreszcie hamulce. Godne tak szybkiego samochodu i budzące zaufanie nawet przy zjeździe z serpentyn między Jabłonkami a Cisną. Przednie tarcze o średnicy 305 mm obejmowane czule przez czterotłoczkowe zaciski w zupełności wystarczą.

Oczywiście, są i mankamenty. Szczelina między przednim zderzakiem a maską sugeruje, że ta ostatnia nie jest domknięta, mimo że jest inaczej, a schowek przed pasażerem ledwie mieści instrukcję obsługi. Spróbujcie też wcisnąć do tyłu fotelik z małym dzieckiem. Lepiej je od razu zameldować na ciasnej, tylnej ławce i czekać, aż dorośnie, by samodzielnie opuściło to miejsce, niż sięgać po nie po zakończeniu każdej podróży. Najważniejsza w Mito jest jednak jego mechaniczna użyteczność na co dzień.

Do tej pory najmocniejsze Alfy w każdym segmencie były kruche, nie dawało się nimi jeździć po kiepskich drogach i męczyło je intensywne używanie. To już przeszłość, no chyba że taka okaże się 230-konna wersja GTA, którą Alfa ponoć już przygotowuje w swoich zakładach.

W pogoni za Alfą

A gdzie Golf? Spoglądam w lusterko i nie widzę szarej sylwetki, która do pewnego momentu podążała za mną po pętli bieszczadzkiej. Kilka chwil później Paweł dociera z przepraszającym wyrazem twarzy. "Szóstka" mimo zbliżonej mocy nie pozwala na tak dynamiczną jazdę. Może i ma wielowahaczowe zawieszenie z tyłu, co teoretycznie daje jej przewagę nad prostą belką skrętną Alfy, ale co z tego? Już pierwsze metry w nowym Golfie zniechęcają do szybszej jazdy, zwłaszcza gdy fotograf niknie Alfą za kolejnym wzniesieniem.

Zawieszenie jest komfortowe, ale przy mocnym ugięciu sprężyn samochód zaczyna się nieprzyjemnie kołysać, a to nie budzi zaufania. Także układ kierowniczy daje mniejsze wyczucie drogi niż w Alfie. Wcale się nie dziwię, że Niemcy nie pozwalają już na całkowite odłączenie ESP. Przycisk ESP OFF przesuwa tylko granicę działania systemu. Golf błyszczy za to w kategorii napędu i skrzyni biegów. Silnik 1,4 TSI o mocy 160 koni wyposażono w kompresor i turbosprężarkę. Pierwszy daje dużo momentu od najniższych obrotów, by przekazać pałeczkę turbo, dopełniającemu cylindry dodatkową dawką powietrza w wyższych rejestrach. Wszystko odbywa się bardzo płynnie, cicho i kulturalnie. Na dodatek nowa skrzynia DSG, która teraz ma aż siedem przełożeń, wykorzystuje potencjał silnika do maksimum. Przy spokojnej jeździe pomaga oszczędzać paliwo, utrzymując niskie obroty, by po wduszeniu gazu do oporu błyskawicznie przestawić się w tryb sportowy. Są nawet łopatki przy kierownicy do manualnej zmiany biegów. Świetne na górskie drogi, gdy często trzeba hamować silnikiem. Ale to wciąż za mało, by dopaść Mito na "agrafkach" na drodze do Ustrzyk Górnych.

Giełda kontra lokata

Na koniec zaglądamy jeszcze do Wołosatego, na południowo-wschodni kraniec Polski, gdzie od niedawna można dotrzeć po równiutkim asfalcie. Tę wieś zamieszkuje około 50 osób, jednak przyjeżdża tu sporo turystów, by wejść na Tarnicę, najwyższy szczyt polskich Bieszczadów. Na parkingu dostrzegam kilka Golfów poprzednich generacji, ale żadnej Alfy. Szkoda. Na szczególną popularność Mito też nie ma co liczyć, bo ten samochód jest jak inwestowanie na giełdzie w niespokojnych czasach. Kusi, dostarczając mnóstwo adrenaliny. Golf natomiast daje bezpieczeństwo dobrej lokaty. Choć to złudne uczucie, bo oba samochody i tak stracą na wartości. Ale tylko jeden z nich zrobi to z odpowiednią klasą. Drugi, zgodnie z tradycją, za 10 lat zostanie zapewne polskim królem... używanych samochodów importowanych z zagranicy.