Część potencjalnych nabywców danego modelu ma świadomość istnienia znacznych rozbieżności pomiędzy poziomem spalania deklarowanym przez producenta w katalogach, a rzeczywistym. Znaczne grono przyjmuje jednak dane katalogowe jako pewnik. Unia Europejska postanowiła więc zmienić jak najszybciej zasady pomiaru zużycia paliwa i emisji spalin, tak aby jak najmniej odbiegały one od rzeczywistości.

Według raportu Komisji Europejskiej obecne metody testowania pokazują bardzo zaniżone wartości - w najlepszych przypadkach odbiegają od rzeczywistości o 10 proc., w najgorszych róznice są wiele większe.

Skąd zatem takie różnice? Według Komisji Europejskiej rozbieżności wynikają przede wszystkim z tego, że pomiary wykonywane są w warunkach niewiele mających z rzeczywistym użytkowaniem samochodu.

Nowe rozporządzenie ma wejść w życie w 2016 roku. Dzięki temu konsumenci zyskają bardziej rzetelne dane. Niestety jak w każdym takim przypadku istnieje też druga strona medalu. Unia Europejska zyska kolejne administracyjne narzędzie. Wyraźnie widać, że akurat w tym przypadku nie chodzi o ochronę klientów, ale o jeszcze lepszą kontrolę nad kolejnymi normami Euro.

Wynik takiego zabiegu jest łatwy do przewidzenia. Już wkrótce będziemy świadkami znacznego wzrostu cen nowych samochodów, co jest nieuniknione ze względu na dodatkowe inwestycje, które będą musieli ponieść producenci, aby spełnić wymagania Komisji Europejskiej. To z kolei uderzy w nasz rynek motoryzacyjny. Przypomnijmy. Rząd planuje wprowadzenie zaporowego podatku ekologicznego, który zastopuje prywatny import samochodów używanych zza granicy. Zabieg ten ma na celu "nagonienie" Polaków do salonów. Równocześnie nowe przepisy UE powodują wzrosty cen samochodów nowych. Czy to już koniec "polskiego snu o własnym samochodzie"?