Unijna organizacja pozarządowa Transport and Environment (T&E), zajmująca się kwestiami transportu i środowiska, twierdzi, że testy spalania jakim są poddawane współczesne diesle nie pokazują rzeczywistej emisji. Nie uwzględnia się w nich procesu samoczynnego oczyszczania filtra cząstek stałych, podczas którego samochód może nawet tysiąckrotnie przekraczać dopuszczalną emisję spalin.

Według T&E luka prawna, czyli fakt, że limit emisji nie ma zastosowania, gdy czyszczenie filtra odbywa się w trakcie oficjalnych testów oraz, że nie uwzględnia się w badaniu groźnych dla zdrowia cząstek, sprawia że od 60 do 99 proc. emisji cząsteczek z badanych pojazdów jest ignorowane.

Test spalania Quashqaia i Astry

Aby potwierdzić swoją tezę organizacja zleciła niezależne testy emisji spalin dwóch najlepiej sprzedających się w Unii samochodów osobowych z silnikami Diesla. Do laboratorium trafiły Nissan Qashqai i Opel Astra. Okazało się, że w trakcie automatycznego oczyszczania się tzw. suchych filtrów, czyli dopalania sadzy zgromadzonej w elemencie filtrującym, dopuszczalne limity emisji cząstek stałych w tych przypadkach znacznie przekroczono – od 32 do 115 proc.!

Szkodliwe emisje z Nissana i Opla wzrosły o 11-184 proc., gdy w laboratorium zmierzono najdrobniejsze cząstki. Mowa o cząstkach, które nie są mierzone w oficjalnych testach, ale są uważane za najbardziej szkodliwe dla zdrowia ludzkiego.

Ile trwa wypalanie filtrów?

Oczywiście mowa jest o sytuacjach chwilowych, które jednak z biegiem przejechanych kilometrów i pogarszania się stanu silnika oraz stopnia zapchania filtra zachodzą z coraz większą częstotliwością.

Nowe diesle z suchym filtrem cząstek stałych są tak skonstruowane, że proces oczyszczani ich filtra odbywa się samoczynnie, np. na obszarach miejskich i może trwać do 15 km. W testach T&E okazało się, że liczba cząstek w spalinach była podwyższona jeszcze przez 30 minut po zakończeniu procesu czyszczenia. I to wszystko w autach, które przestrzegały ustawowych limitów emisji tlenków azotu (NOx). Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta – oficjalne testy emisji nie uwzględniają w ostatecznym wyniku proces oczyszczania filtra. Oznacza to, że ponad 45 milionów samochodów w Europie, która są wyposażonych w takie filtry, emitują znacznie więcej szkodliwych dla środowiska cząstek, niż wynikałoby to z oficjalnych danych. Według T&E tylko w Europie dochodzi co roku do około 1,3 miliarda procesów czyszczenia filtrów.

Eksperci z T&E chcą dalszego zaostrzenia badań

Eksperci z organizacja Transport and Environment, w tym Anna Krajińska, inżynier ds. Emisji w T&E, uważają, że ustawodawcy muszą mieć świadomość o niedoskonałości dotychczasowej procedury badawczej i powinni jak najszybciej ją zaostrzyć.

„Te testy pokazują, że nowe samochody z silnikiem diesla wciąż nie są czyste. W rzeczywistości codziennie wyrzucają bardzo niebezpieczne poziomy cząstek zarówno w naszych miastach, jak i na autostradach. Producenci samochodów notują zyski, ale są one opłacone zdrowiem ludzi. Producenci powinni wyczyścić swoje samochody, jeśli chcą je dalej sprzedawać.” – podkreśla Anna Krajińska.

„Cząsteczki regulowane prawnie to tylko połowa problemu. Uważa się, że najdrobniejsze cząstki stanowią większe zagrożenie dla zdrowia, ale są one ignorowane przez oficjalne testy. Kolejny europejski standard emisji musi zamknąć luki i ustalić limity dla wszystkich zanieczyszczeń. Docelowo domagamy się samochodów z zerową emisją spalin.” – dodaje Kraijńska.

Co z tym robić? Organizacja T&E uważa, że nowa Komisja Europejska powinna wykorzystać swoje uprawnienia do tego, aby wymagać od organów udzielających homologacji badania samochodów na drodze, również po ich sprzedaży - tak jak robi to Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska.