• Mój rozmówca odbywa karę pozbawienia wolności na 24 miesiące za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu z uszczerbkiem na zdrowiu oraz spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym
  • W następstwie tego wypadku jego partnerka poroniła, a następnie odebrała sobie życie
  • W opinii osadzonego więzienie zmienia każdego człowieka. Jego zdaniem nikt nie wychodzi z zakładu karnego taki sam
  • Przypominamy rozmowę z lipca 2022 r.
  • Więcej podobnych materiałów znajdziesz na stronie głównej Onetu

KK: Dlaczego jesteś w więzieniu?

PT: Spowodowałem wypadek za kierownicą. Wracałem z wakacji razem z partnerką w ciąży. Dzień wcześniej piłem alkohol. Po wypadku pobrano mi krew. Jej skład wskazywał, że w trakcie zdarzenia prowadziłem pojazd pod wpływem alkoholu.

Kraty – w zakładzie karnym można je spotkać dosłownie wszędzie. Foto: Służba Więzienna
Kraty – w zakładzie karnym można je spotkać dosłownie wszędzie.

Opowiesz mi, co się stało?

Samego momentu wypadku oraz tego, co stało się potem, nie mam w pamięci, ale przerabiałem to później wiele razy. Tak jak mówiłem, wracaliśmy z urlopu. To miał być ostatni wypad przed pojawieniem się na świecie naszego dziecka. Rano spakowaliśmy się, wymeldowaliśmy z hotelu i ruszyliśmy samochodem w drogę powrotną do domu. Padał deszcz, a ja nie dostosowałem prędkości przy wjeżdżaniu na autostradę. Chciałem być rozpędzony, żeby płynnie włączyć się do ruchu. Niestety jechałem za szybko.

To wtedy doszło do wypadku?

Tak. Samochód wpadł w poślizg. Nie opanowałem go i wypadliśmy z drogi. Akurat w tym miejscu nie było barier ochronnych. Pojazd przeleciał nad rowem i z impetem uderzył w nasyp drogowy, a potem przewrócił się na bok. Ja straciłem przytomność. Moja partnerka była przytomna, ale została uwięziona w kabinie. Naoczni świadkowie byli przekonani, że oboje zginęliśmy na miejscu.

Co zdarzyło się dalej?

Na miejscu zatrzymał się inny kierowca i pomógł jej się wydostać. Szybko pojawiły się też służby ratunkowe i zostaliśmy zabrani do szpitali. W pierwszym momencie sytuacja wyglądała dużo gorzej dla mnie. Miałem otwarte rany, a poza tym straciłem dużo krwi i byłem reanimowany w karetce. Kasia była przytomna i podobno wyglądała dobrze.

Trafiliście do jednego szpitala?

Niestety zostaliśmy zabrani do różnych miejsc. Ja byłem nieprzytomny i nie miałem wpływu na to, co się dzieje. Mnie lekarze pomogli i ocknąłem się w szpitalu. Niestety Kasia nie miała tyle szczęścia.

Co się stało z twoją partnerką?

Z tego, co dowiedziałem się potem, nie udzielono jej należytej pomocy. Kasia zgłaszała, że jest w czwartym miesiącu ciąży i że boli ją brzuch, ale nikt nie wykonał jej badań. Otrzymała tylko leki przeciwbólowe i została wypisana ze szpitala. Chciała przyjechać do mnie tam, gdzie ja byłem hospitalizowany, ale poprosiłem ją, żeby wróciła do domu i dziś wiem, że to był błąd.

Dlaczego uważasz, że to był błąd?

Kasia straciła dziecko w drodze do domu. Nigdy do niego nie dojechała, zamiast tego została zawieziona do kolejnego szpitala. Po poronieniu przeżyła szok. W wyniku tych zdarzeń trafiła na oddział psychiatryczny. Kiedy ja wróciłem do miasta po tygodniu, to ona była już pod opieką psychiatrów. Ale okazało się, że to nie był koniec naszej tragedii. Od niej odwróciła się rodzina i Katarzyna nie poradziła sobie z tym wszystkim psychicznie. Po wyjściu z oddziału psychiatrycznego popełniła samobójstwo. Nie było mnie w tamtym momencie przy niej. Wtedy zrozumiałem, że w wyniku tego wypadku życie straciły dwie osoby.

W więzieniu cela staje się całym życiem. Foto: Służba Więzienna
W więzieniu cela staje się całym życiem.

To wtedy trafiłeś do szpitala psychiatrycznego?

Po tym, jak Kasia odebrała sobie życie, to zupełnie straciłem kontakt z rzeczywistością. Odizolowałem się od świata, nie było ze mną kontaktu. Najbliżsi bali się o mnie, wzywali nawet policję. W końcu lekarze zdecydowali, że terapia psychotropowa to za mało i powinienem trafić na oddział szpitala psychiatrycznego. Spędziłem tam kilka tygodni.

Stamtąd trafiłeś prosto do więzienia?

Sąd nie zastosował wobec mnie aresztu, więc po wyjściu ze szpitala byłem jeszcze przez jakiś czas na wolności. Pojechałem wtedy na grób Kasi i znowu się załamałem. Teraz wszystkie wspomnienia wróciły.

(pauza)

Potem dostałem wezwanie na rozprawę. Nie stawiłem się, ale policja mnie doprowadziła. Wyrokiem sądu dostałem karę pozbawienia wolności na 24 miesiące za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu z uszczerbkiem na zdrowiu oraz spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Mam też zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.

(pauza)

Jeden błąd odebrał życie dwóm osobom i zniszczyłem też swoje życie. Gdybym tamtego dnia poczekał do wieczora... Może gdybyśmy zostali jeszcze jeden dzień, to dziś byłbym szczęśliwym ojcem i prawdopodobnie mężem.

Jak sobie radzisz teraz?

Jakoś muszę żyć z tym, co się stało. Minęło już trochę czasu i zaczynam sobie układać wszystko na nowo. Pod celą mam czas, żeby czytać — bardzo mi to pomaga.

Jak odnajdujesz się w więzieniu?

Tutaj jest naprawdę ciężko. To miejsce zmieni każdego i moim zdaniem nikt stąd nie wychodzi już taki sam. Są takie dni, że nie masz ochoty żyć, ale trzeba iść do przodu.

Czy więzienie prowadzi do resocjalizacji?

Niektórzy się załamują, dla nich pobyt w więzieniu to niewyobrażalna trauma i np. liczą dni. Ja też liczyłem, ale przestałem, bo to doprowadzało mnie do szału. Teraz nie mam nawet kalendarza. Jedynie kontakt z bliskimi z zewnątrz trzyma mnie przy życiu.

Wielu osadzonych siedzi za wypadki po alkoholu?

Bardzo dużo. Jeden pijany spowodował wypadek śmiertelny i dostał wyrok. Wyszedł i zrobił to samo. Spotkaliśmy się znowu w więzieniu. Ale osób, które siedzą z tego powodu, jest więcej, wielu z nich to alkoholicy. Podobno w niektórych zakładach karnych są specjalne oddziały dla alkoholików, u nas są kursy i terapie.

Kursy i terapie dla osadzonych?

Więzienie to bardzo ponure miejsce, ale mimo wszystko służba stara się zrobić coś dla osadzonych. Ale co z tego, że są kursy i terapie, jeśli ci ludzie nie rozumieją nawet tego, co zrobili.

Terapia dla osadzonych. Foto: Służba Więzienna
Terapia dla osadzonych.

Nie rozumieją?

Zupełnie nie. Osadzeni ze sobą rozmawiają. Niektórzy są, moim zdaniem, zupełnie nie do zresocjalizowania. Ktoś zabił dziecko za kierownicą i spływa to po nim jak po kaczce, bo jego zdaniem to był tylko wypadek. Czasem trudno to zrozumieć.

Jakie są przypadki?

Jest wśród nas pewien człowiek, który siedzi już czwarty raz za jazdę pod wpływem alkoholu. Ostatni raz miał wypadek, jak był pijany i jechał kupić kolejny alkohol. Wjechał samochodem w bramę sąsiada. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Jest tu również taksówkarz oraz kierowca autobusu. Jeden z nich został złapany pijany podczas pracy.

A ty? Jaki ty masz do tego stosunek?

Ja mam zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych, ale nie pozwolę nikomu jeździć po alkoholu. Alkohol upośledza, człowiek zmienia się bombę zegarową. Po tym, co sam przeżyłem oraz po tym, co usłyszałem w zakładzie, uważam, że w każdym samochodzie powinna być blokada alkoholowa.

Druty kolczaste – codzienny widok osadzonych. Foto: Służba Więzienna
Druty kolczaste – codzienny widok osadzonych.

Co się z tobą stanie? Planujesz już, co zrobisz, jak wyjdziesz?

Najpierw muszę odsiedzieć swoje tutaj. Ale oczywiście, że myślę o tym, co dalej. Tak naprawdę to chciałbym odnowić uprawnienia i wrócić do wykonywania swojego zawodu. Wierzę, że sobie dam radę. Mam nadzieję, że moja historia podziała jako przestroga i pomoże innym podjąć rozsądną decyzję następnym razem, kiedy będą chcieli wsiąść za kierownicę na "podwójnym gazie"

Ci, których uratujesz, nigdy ci za to nie podziękują, ale ja bardzo dziękuję ci za tę rozmowę.

Imiona, nazwiska oraz pewne okoliczności zostały zmienione w celu uniemożliwienia identyfikacji osadzonego oraz pozostałych osób wymienionych w rozmowie.