• 1 czerwca 2021 r. wchodzą w życie zmiany w przepisach, które poprawiają sytuację pieszych na przejściach dla pieszych
  • Piesi mają mieć pierwszeństwo już w chwili, gdy wchodzą na przejście dla pieszych, jednak obwarowane jest to szeregiem warunków
  • Kierowcy będą mieli obowiązek zwolnić, zbliżając się do przejścia dla pieszych
  • Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

O porównanie pieszych do "świętych krów ruchu drogowego" pokusił się znany dziennikarz Adam Kornacki, którego przerażają uchwalone już nowe przepisy mające wejść w życie za niecałe dwa miesiące. Dziennikarz (motoryzacyjny!) w kilkuminutowym filmie porównuje pieszych do zwierząt, ubolewa, że nie można ich straszyć, a także udowadnia, że w gruncie rzeczy nie rozumie ani istniejących przepisów, ani zmian, które już niebawem zaczną obowiązywać. Jeśli założymy, że dla większej liczby kierowców pieszy na przejściu dla pieszych to ledwo tolerowany "element animalny" i że poziom świadomości wśród uczestników ruchu drogowego jest podobny, to można przyjąć, że na drogach rzeczywiście szykuje się – już wkrótce – prawdziwe nieszczęście. O "zatrwożeniu" nowymi przepisami informują otwarcie także niektóre redakcje motoryzacyjne. A tymczasem nadchodzące nieuchronnie zmiany są – biorąc pod uwagę zwyczaje i regulacje stosowane od lat w większości zachodnioeuropejskich krajów – jedynie malutkim, nieśmiałym krokiem w "zachodnim" kierunku.

Nowe przepisy o pierwszeństwie pieszych - zmiany nieśmiałe i nie całkiem konkretne

Pamiętajmy, że nowe przepisy stanowią kompromis zawarty pomiędzy przedstawicielami rządu, którzy muszą pokazać, że robią cokolwiek na rzecz poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym (w sytuacji, gdy kolejne wieloletnie programy zaliczają spektakularne klęski) a zwolennikami kompletnego "odpuszczenia" piratom drogowym. Do tych ostatnich śmiało można zaliczyć wpływowego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, który storpedował pomysł karnego zatrzymywania praw jazdy za drastyczne przekroczenia prędkości poza obszarem zabudowanym – ale to tylko dygresja. Jaki jest więc sens nowych przepisów o pierwszeństwie pieszych na przejściu?

Niektóre redakje już się boją Foto: Facebook
Niektóre redakje już się boją

Pierwszeństwo na przejściu dla pieszych dziś - kto pierwszy, ten lepszy!

Aktualny przepis brzmi:

Powszechnie stosowana interpretacja tego przepisu: pieszy nie ma pierwszeństwa, wchodząc na przejście dla pieszych, ani tym bardziej nie ma pierwszeństwa, gdy się do tego przejścia zbliża. Nabywa je dopiero, gdy na tym przejściu znajdzie się przed samochodem, ale pod warunkiem, że nie wejdzie na przejście tuż przed nadjeżdżające auto. Aby nie było w tej kwestii wątpliwości, jest i drugi fragment Kodeksu drogowego, który mówi:

Zabrania się:

1) wchodzenia na jezdnię:

a) bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych,

b) spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność drogi;

A zatem prawo obowiązujące dzisiaj mówi: pieszy może wejść na przejście dla pieszych tylko wtedy, gdy nie ma przed nim albo na nim pojazdu. Dopiero gdy już pieszy jest na przejściu, nie wolno go krzywdzić. Owszem, jest też przepis w rozporządzeniu, nakazujący zwolnić podczas zbliżania się do przejścia dla pieszych, ale uznawany jest za nieobowiązujący, gdyż wykracza poza postanowienia ustawy (Kodeksu drogowego). W takich warunkach, gdy powszechną linią obrony kierowcy jest "wtargnięcie pieszego na przejście", "święte krowy" Adama Kornackiego giną w liczbie blisko 800 rocznie, odnoszą rany w liczbie ponad 6,3 tys. na rok. Sprzyjające kierowcom samochodów prawo uznaje winę kierowców w blisko 70 procentach zdarzeń. A teraz zobaczmy, co się zmienia.

Pierwszeństwo na przejściu dla pieszych od 1 czerwca 2021 - ostrożne zmiany

Oto nowe brzmienie kontrowersyjnego (jak na polskie warunki) przepisu:

Nie ma nic o konieczności ustępowania pieszym zbliżającym się do przejścia dla pieszych (w wielu krajach to standard, z którym nikt nie ośmieli się dyskutować). Pieszy zyskuje pierwszeństwo w momencie, gdy na przejście wchodzi (jak to interpretować – czy wtedy, gdy ma jedną nogę w górze, czy gdy stawia stopę na asfalcie – nie wiadomo), a jednocześnie nie znika przepis zabraniający wchodzenia pod koła:

Zabrania się:

1) wchodzenia na jezdnię:

a) bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych,

b) spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność drogi;

Czy można zatem mówić o "bezwzględnym pierwszeństwie pieszego na ulicy"? To piramidalna bzdura powtarzana przez niedouczonych bojowników o wolność na drodze, która tym bardziej niebezpieczna, iż być może niektórzy uwierzą, że takie pierwszeństwo istotnie mają. Wtedy będą ofiary.

Zmiana prawa - zwolnisz, zbliżając się do przejścia!

Zmiana istotna to przeniesienie z rozporządzenia do ustawy przepisu nakazującego kierowcy zwolnić, gdy zbliża się do przejścia dla pieszych:

Jeśli więc po wejściu w życie nowych przepisów będziemy zbliżać się do przejścia dla pieszych w szczerym polu, widząc że nikogo wokół nie ma, nie trzeba zwalniać. Ale jadąc przez centrum miasta, jednak trzeba przed przejściem mieć na liczniku mniej niż wynosi maksymalna dozwolona na danym odcinku drogi prędkość – ale czy to aż takie straszne poświęcenie?

Nowe przepisy - pieszy nie może rozpraszać się muzyką albo smartfonem!

Na pocieszenie piesi – według nowych przepisów – będą mieli zakaz rozpraszania się za pomocą urządzeń elektronicznych podczas korzystania z przejść dla pieszych:

I znów zauważmy, że przepis jest nieostry, skonstruowany tak, aby nie zdenerwować wyborców – nawet kierowcy przecież czasami przemieszczają się pieszo przez miasto, każ∂y korzysta z telefonu, a nikt nie lubi dostawać mandatów. A więc jeśli korzystasz z telefonu, ale on cię nie rozprasza, to możesz. Dopiero gdy dojdzie do wypadku, będzie to okoliczność obciążająca. Ale przecież każdy uważa, że nie spotka go nigdy żaden wypadek, kto by się więc przejmował!

Pieszy przy przejściu, ciężarówka z trudem hamuje?

Zwolennicy "uzwierzęcenia" pieszych czy rowerzystów wskazują na sytuację, gdy pieszy, wykorzystując swoją „przewagę”, wychodzi na przejście tuż przed nadjeżdżającą 40-tonową ciężarówką czy autobus z ludźmi i zmusza ciężki pojazd do hamowania. A nawet jeśli zmusza do hamowania auta osobowe, to ileż zużywa się przy tej okazji układów hamulcowych, opon i paliwa! Owszem, nieładnie jest takie rzeczy robić bez sensu (gdy mógłby pieszy poczekać 10 sekund, a potem przejść spokojnie, nie niepokojąc nikogo). W praktyce jednak 40-tonowe ciężarówki większość trasy pokonują – doszliśmy już do tego poziomu – po autostradzie, po drodze ekspresowej, po zwykłej drodze poza miastem, gdzie przejść dla pieszych jest niewiele. W centrum dużego miasta nie są często spotykane, w większości miast nie mają prawa wjeżdżać do takich miejsc! Podobnie większość kierowców aut osobowych statystycznie niewiele kilometrów pokonuje w terenie, gdzie trudno przebić się przez przejście dla pieszych, bo chodząpo nim tłumy. A jeśli ktoś tego doświadcza na co dzień, to cóż... może w pewnych sytuacjach warto zmienić środek transportu?

Droga, jezdnia – kto tu w ogóle rządzi?

Definicję drogi znajdziemy już na początku naszego Kodeksu drogowego: składa się ona z jezdni, chodnika, pobocza, drogi dla rowerów, torowiska, itd. Po drodze przemieszczają się nie tylko samochody – także piesi, rowerzyści, dzieci na hulajnogach, psy, tramwaje... i na tej drodze wszyscy musimy się zmieścić, pamiętając, że dziś jestem kierowcą, a jutro pieszym albo cyklistą. Na niektórych odcinkach dróg kierowcy samochodów stanowią mniejszość! Pan Adam Kornacki pomstuje m.in. na rowerzystów, wrzucając wszystkich do jednego worka, nie chce powiedzieć, co by im najchętniej zrobił... ale jakby ktoś wyprzedził go samochodem w odległości 20 cm, to może by zmienił zdanie.

Ciekawe, że są kraje, w których piesi mają nieporównywalnie więcej praw niż nasi dopiero będą mieć, kierowcy szanują rowerzystów, a jednocześnie wszyscy przemieszczają się w mieście szybciej i bezpieczniej niż to możliwe w Polsce. Do tego nie da się jednak doprowadzić, nazywając publicznie innych uczestników "krowami, których (niestety – red.) nie można straszyć". Tak uważam.