O problemie nielegalnie wycinanych filtrów cząstek stałych (usuwanie z samochodu jakiegokolwiek fabrycznego wyposażenia służącego bezpieczeństwu lub oczyszczaniu spalin jest zabronione) powszechnie wiadomo, natomiast do tej pory niewiele robiono z nim w praktyce – diagności ze stacji kontroli pojazdów i policja nawzajem spychali na siebie odpowiedzialność za sprawdzanie czystości spalin „wydychanych” przez samochody. O ile kontrola emisji pozostaje obowiązkowym elementem każdego badania technicznego, krakowscy policjanci zagęszczają sito w celu wyeliminowania z ruchu aut urągających normom.

Akcja wymierzona jest oczywiście nie tylko w diesle, ale ogólnie w auta, które przez rury wydechowe wypluwają do atmosfery pół tablicy Mendelejewa. Za niespełnianie standardów emisji grożą surowe kary: do 300 zł mandatu, zatrzymanie dowodu rejestracyjnego ze skierowaniem na naprawę, a nawet zakaz dalszej jazdy i odholowanie samochodu na policyjny parking. Po usunięciu usterek samochody będą przechodzić badania techniczne i uzyskiwać – lub nie – ponowne dopuszczenie do ruchu. Wszystko rozumiemy, chociaż akurat kara pieniężna za brudne spaliny budzi w nas pewien sprzeciw – wszak nikt nie jeździ starym i zużytym pojazdem z upodobania, a wszelkie nieprawidłowości powinny wyjść na jaw podczas corocznych badań technicznych.

Jak to się ma do LPG? Spodziewamy się, że bez względu na stan techniczny pojazdów, te napędzane autogazem powinny łatwiej radzić sobie z policyjnymi kontrolami. Na pewno spada emisja dwutlenku węgla, choć jego zawartości – ze względu na nieszkodliwość w ujęciu bezpośrednim – krakowscy stróże prawa sprawdzać raczej nie będą. Zwrócą natomiast uwagę na niespalone węglowodory, tlenki azotu, cząstki stałe i tlenek węgla. Akcja prawdopodobnie najbardziej uderzy w diesle (stare, ale i nowe, z usuniętymi filtrami cząstek stałych), a to akurat dobra wiadomość – pozbycie się części z nich przygotuje grunt pod konwersje modeli benzynowych na czystszy i tańszy napęd gazowy.